| OIOM | |
Bolesław VI Arr'Rith
| |
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Wto Wrz 07, 2021 6:50 pm | |
| To był piękny słoneczny dzień. Wanda rozmyślała nad istotą pogody towarzyszącej katastrofalnym wydarzeniom i zastanawiała się jaka jest statystyka i czy ktoś kiedykolwiek to zbadał. Jak wiele przegranych spraw działo się w ponure, deszczowe dni, a ile fantastycznych zwycięstw odniesiono w takie dni jak ten? Czy słońce nie napawało energią? Czy nie dawało to nadziei, otuchy i kopa do wygrania za wszelką cenę? Czy naprawdę było możliwe, by w tak cudnej chwili nagle wszystko się zesrało? Było. I to aż za bardzo. Udało jej się to odczuć na własnej skórze, gdy w dosłownie jednej chwili, jakby spod ziemi wyrosły wszystkie możliwe plugastwa tego świata. Nie mogła pojąć jak wszystkie zabezpieczenia, jak zwiadowcy i cała technologia świata mogła nagle zawieść? W tym jednym, jedynym momencie świat nagle zamarł, a czas się dla nich zatrzymał. Spora część husarii pod dowództwem Wandy udała się do wsi nieopodal Bolesławca z zamiarem odbicia jej. Nie miał być to spektakularny podbój, ani szczególnie istotny dla prowadzonej wojny, ale Polska tak dramatycznie potrzebowała choćby najmniejszego zwycięstwa w tym momencie, że nie miało to znaczenia czy była to jakaś zapleśniała dziura z trzema domami na krzyż. Liczył się każdy milimetr kwadratowy ziemi wydarty pazurami z łapsk czarnych. Przedstawiono jej plan działania, dowódca dał swoje błogosławieństwo, a ona jak to ona, rzuciła się w ten wir szaleństwa z nadzieją na chwalebne zwycięstwo. Wygrali. Okupili to straszną ceną, ale niekoniecznie piękna, acz całkiem przyjemna wieś przeszła na Polską stronę, znowu. Nikt jednak nie świętował tak jak tego powinien. Jedni łatali rannych, inni wołali po posiłki, by móc utrzymać to co udało się odzyskać, a Ci najważniejsi usiłowali utrzymać panią major przy życiu. Ostatnie co pamiętała, to chaotyczna bitwa z czarnymi, rozrywanych żołnierzy i Tomaszewskiego, którzy wyskoczył na przód. To był dramat. Krew się lała potokami, zastępy wroga jakby nie miały końca i co rusz ich czymś zaskakiwali, a oddział coraz bardziej się rozsypywał. I wtedy znowu czas stanął w miejscu. Przez ułamek sekundy zobaczyła co się zaraz wydarzy, jak zmasowany atak jegrów zaraz rozpłata na pół Tomaszewskiego i stojącego za nim sierżanta… Wszystkie chwile spędzone z Kostkiem przeleciały jej przed oczami. I nim zdążyła zatęsknić, zaatakowała. Weles odepchnął Tomaszewskiego z tym drugim, a Wanda wpadła opleciona piorunami pod jegrów. Nie miała szans. Nie takich realnych, tylko cudem i rozpłataniem również Welesa ledwie uszła z życiem, które zaczęło z prędkością światła z niej uciekać. I to była ta iskra, ta cholerna jedna chwila, to zdarzenie, ten druzgocący moment, który poderwał wszystkich na równe nogi. Tomaszewski odciągnął Wandę, a Husarska horda rozsmarowała czarnych jak szmaty po podłodze. Wandę zabrano, najdalej jak się dało w międzyczasie wzywając najlepszych medyków. Gdzieś w którymś momencie zamajaczył jej Kostek przed oczami, ale mógł to być równie dobrze Tomaszewski, który nieustępliwie ściskał jej dłoń i nie pozwalał się odgonić. A potem była już tylko ciemność. |
|
| Han'lynn Zapolska
| Temat: Re: OIOM Sro Wrz 08, 2021 12:11 am | |
| Czasy były dalekie do nazwania ich chociażby znośnymi. To ile śmierci przewinęło się w trakcie ostatniego czasu przez szpital, którym Zapolska koordynowała w Korniejewie, nie widziała przez całą swoją medyczną karierę, jako lekarza wojskowego oczywiście. Codziennie trafiali na kozetkę młode osoby, często w takim stanie, że jedyne co Hania może dla nich zrobić to skrócić cierpienie. Niedobór lekarstw, przyborów medycznych, zbyt mało łóżek w porównaniu do liczby rannych. Magia była używana w bardzo ograniczonym stopniu, a zwłaszcza ta najpotężniejsza. Dla Han’lynn to był kolejny dzień piekła w korniejwskim szpitalu polowym. Słyszała huki wystrzałów, zupełnie nie tak daleko od miejsca, w którym właśnie zszywała żołnierza, któremu piccassac wypruł niemal wszystkie wnętrzności. Warunki w których to robiła były dalekie od sterylnych. Modliła się w duchu, żeby żadne zakażenie się nie wdało i żeby ten młodziak miał na tyle sił, żeby samemu z tego wyjść. Nagle do środka wparowali ludzie, krzyczący że mają major Wilczyńską w bardzo ciężkim stanie. Pierwszy rzut oka i wiedziała, że jeżeli nie użyje uleczenia totalnego, to Wanda umrze. Nie mogła jednak tego zrobić w Korniejewie, bo to było zbyt niebezpieczne. Dlatego kazała ją zabrać do infirmerii, będącej nieco bardziej sterylnym miejscem niż prowizoryczny szpital polowy. Tam wstępnie wprowadziła ją w stan śpiączki farmakologicznej przy pomocy prześwietlenia, by następnie zrobić na niej wstępne zabiegi, które miały na celu jedno: doprowadzić ją do stanu, w którym przeżyje transport do Warszawy. W ruch ruszyły leki, które były zwykle niedostępne dla zwykłego szeregowego… okrutne, ale prawdziwe. Gdy pani major była względnie stabilna kazała przyszykować śmigłowiec i czym prędzej udać się do Warszawy. Mieli te szczęście, że komunikacja ze stolicą akurat dzisiaj działała, więc mogli uprzedzić szpital o swoim przybyciu, dzięki czemu ten wszystko odpowiednio przygotuje. Ordynator, który odbierał Han’lynn z Wandą na lądowisku na dachu szpitala, spoglądając na Wilczyńską, zapytał jedynie, czemu mu „trupa” przywiozła do szpitala. Zapolska miała ochotę w tamtej chwili przywalić temu człowiekowi prosto w twarz. Z całej siły. Lekarze, którzy siedzą sobie wygodnie stolicy, żerując na ludziach i ich tragediach nigdy nie zrozumieją jak to jest. Dlatego odeszła, kierując się powołaniem. Gdy Wanda była na stole operacyjnym, porucznik Zapolska w mgnieniu oka skoczyła pod prysznic. Musiała oczyścić ciało i myśli. Potężna magia wymagała potężnego skupienia, a będąc w takim stanie, w jakim opuściła Korniejewo nie była w stanie tego zrobić. Jedna z pielęgniarek dała jej nawet świeży fartuch, co by nie wchodziła na salę w umorusanym mundurze. Gdy przekroczyła prób sali zabiegowej, odcięła się od wszystkiego. Od Korniejewa, od Janusza będącego nie wiadomo gdzie, o ile w ogóle jeszcze żył. Jej umysł był czysty. Stojąc nad Wilczyńską zaczęła wypowiadać słowa modlitwy. – Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum... – Cały zespół lekarski czekał. Nikt nie odważył się jej przerwać. Mimo wszystko wiedzieli kim Han’lynn była. Nie było w Rzeczpospolitej lekarza, który by choć raz nie usłyszał jej nazwiska. Przyłożyła dłonie kilka centymetrów od ciała Wandy. Aktywowała zaklęcie. Najpotężniejsze, które miała w swoim zanadrzu. Uleczenie totalne, które uratowało Zawiszę, Saszkę, Janusza… i wielu innych. Teraz przyszło na Wilczyńską. Ręce Zapolskiej zaświeciły seledynowym światłem, które chwile później przeszło na panią major. Raz po raz składała tkanki, które zostały rozerwane przez Czarnych. Krok po kroczku odbudowywała to, co było dysfunkcyjne. Sprawdzała wszystko – prześwietlała każdą komórkę ciała kobiety, a jeżeli jakaś była uszkodzona – to była zasypywana zupełnie nową, zdrową. Z każdą kolejną minutą funkcje życiowe się polepszały. Zwiększyła się saturacja, serce zaczęło bić w odpowiednim rytmie. Aż po dobrej godzinie zabiegu, Wilczyńska leżała stole zupełnie zdrowa. Bez najmniejszej nawet skazy na swojej skórze… Zniknęło wszystko. Każda, najmniejsza nawet blizna. Han’lynn czuła jak traci siły. Gdy tylko zakończyła zabieg, widziała, jak świat powili zachodzi mgłą. Złapała się szafki, na której leżały zupełnie nieprzydatne przyrządy, żeby złapać równowagę. – Major Wilczyńska obudzi się w przeciągu tygodnia. – Po tych słowach straciła przytomność. Zupełnie runęłaby na podłogę, gdyby nie pielęgniarka, która ją złapała w odpowiedniej chwili. Obydwie teraz spały. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pon Wrz 13, 2021 2:35 pm | |
| Były chwile, gdy odzyskiwała przytomność, ale trwało to ledwie kilkanaście sekund, góra pół minuty, ale nie więcej. Spod ledwo uchylonych powiek wyglądała na otaczającą ją rzeczywistość starając się uchwycić jak najwięcej, ale nie należało to do najłatwiejszych zadań. Ledwie chwyciła odrobinę światła już z powrotem ściągała ją ciemność w dół, pogrążając w burzliwym śnie. Nic jednak z niego nie pamiętała. Czasem gdzieś usłyszała jakieś słowo albo fragment zdania, ale nic więcej nie potrafiło się przedostać. Czasem były też obrazy. Drzewa, Korniejewo, Han’lynn o bardzo, ale to bardzo skupionej i poważnej minie, a także Tomaszewski w kompletnej rozsypce i z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Nigdy go nie widziała w takim stanie, nie było to realne. Marek nie potrafił się martwić. On raczej był albo wkurwiony, albo totalnie zdegustowany jej zachowaniem, ale nigdy przestraszony! A teraz wyglądał jak siedem nieszczęść, jakby zobaczył Śmierć we własnej osobie. To musiał być sen. - Kostek… – wymamrotała gdzieś, kiedyś, być może… a może to też był sen? Nie potrafiła odróżnić co jej się wydawało, a co naprawdę mogło mieć miejsce. Gdzieś tam w oddali był też potworny ból, który wydawał się jednocześnie tak odległy i nienamacalny… czy był realny, a może to również było jedynie złudzenie, o którym wolała zapomnieć i zasnąć jeszcze głębiej i mocniej, zanurzając się w kojącej, cichej ciemności, która spowijała ją jak czarny całun. Wanda obudziła się siódmego dnia o siódmej godzinie, tak jak przepowiedziała Han’lynn. Leniwie otworzyła oczy spoglądając na brudny sufit. Czuła… nic nie czuła. Była kompletnie wyprana z emocji i było to absolutnie przedziwne uczucie, którego nie rozumiała. Jakby nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Nawet wstawać jej się nie chciało. Długo tak leżała, wpatrując się tępo w sufit, który wymagał odmalowania. Najpierw pomyślała, że mogłaby wstać i dowiedzieć się co tu się dzieje, dlaczego jest gdzieś (nie wiedziała gdzie) i dlaczego, co się stało, ale nie miała ani siły, ani tym bardziej ochoty. Pozwalała swojej świadomości dryfować podczas, gdy wywierała dziurę w tym nieszczęsnym suficie. |
|
| Han'lynn Zapolska
| Temat: Re: OIOM Pon Wrz 13, 2021 4:59 pm | |
| Dla Han’lynn użycie uleczenia totalnego zawsze wiązało się z konsekwencjami - poważniejszymi w mniejs zym lub większym stopniu. Dużo zależało od tego, jak głęboko musiała magią wejść do ciała swojego pacjenta, jakie naprawy przeprowadzała. Im dłużej cały proces trwał, tym bardziej było to dla niej wyczerpujące. W przypadku Wandy miała naprawdę sporo do zrobienia, więc niczym dziwnym nie był fakt, że na kilka dni odpłynęła - choć przyjdzie się jej obudzić przed major Wilczyńską. Trzeba przyznać, że porucznik Zapolska dawno nie miała tak głębokiego snu. Będąc na froncie zwykle drzemała parę godzin, by znowu rzucić się w wir pracy. Sen w większości przypadków wiązał się z koszmarami, których wolałaby nie widzieć. Kiepsko się trzymała psychicznie jeżeli chodziło sobie o radzenie z obecną sytuacją… Fakt, że Janka wcięło na siedem miesięcy i nie było po nim żadnych śladów nie przyprawiał ją o optymizm. Chciała wierzyć, że wróci do niej. Może nie cały i zdrowy, ale chociażby żywy. Modliła się o to do Boga niemal codziennie, choć miała wrażenie, że ten był głuchy na jej błagania. Funkcjonowała głównie dla Leny i Judyty - bez nich zapewne byłaby w zupełnej rozsypce. Tym razem sny nie okazały się być koszmarami - wręcz przeciwnie. Były one piękne, radosne i przy tym tak… realistyczne. Spacerowała z Jankiem pod rękę bulwarami wiślanymi, jak gdyby nigdy nic śmiejąc się, żartując z jakiś zupełnych głupot. Wypad w trójkę, wraz z Leną, do restauracji na wspólny obiad w niedzielę, co by Hania w garach nie musiała siedzieć. Ten rozbrajający uśmiech Cichockiego i ciepło jego dłoni. Miała naprawdę wrażenie, że je czuje na swojej twarzy… Potem zaś się obudziła. Otwierając oczy przywitał ją żar szpitalnej lampy, świecącej tak mocno, że powieki same się automatycznie zamknęły, chcąc się przed tą jasnością obronić. Po chwili źrenice przywykły do światła. Han’lynn podniosła się powoli z łóżka wzdychając ciężko. Oczywiście, że ten sen był zbyt piękny, żeby był prawdziwy. Przyłożyła rękę do swojej piersi, chcąc się upewnić że nic się nie stało z łańcuszkiem od Janusza. Był na swoim miejscu. Ścisnęła go delikatnie, czując jak łzy napływają jej do oczu. - Janek - szepnęła do siebie.
Odkąd się obudziła, regularnie przychodziła sprawdzać stan Wandy. Oczywiście, że wiedziała, że fizycznie z nią będzie w porządku, ale wiedziała, że uleczenie totalne nie potrafiło uleczyć duszy i zapewne major Wilczyńska w tej kwestii będzie potrzebować wsparcia; Przechodząc obok jej sali zauważyła, że się obudziła. Otworzyła drzwi, wchodząc do środka. - Jak się pani major czuje? - zapytała, spoglądając na Wandę. Prawdę powiedziawszy ta mogła zadać Hani te same pytanie. Mimo że wciąż piękna, to było po Zapolskiej widać ogromne zmęczenie. Cienie pod oczami, była zdecydowanie chudsza niż te pół roku temu. Janusz zapewne da jej burę za to, jak wróci… O ile wróci.
|
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pon Wrz 13, 2021 6:57 pm | |
| Długo po prostu leżała spoglądając przed siebie, na ten cholerny sufit, który normalnie wprawiłby ją w jakąś frustrację, przypomniał o niskich funduszach przeznaczonych na szpitale i tak dalej, i tak dalej… Teraz nie miało to absolutnie znaczenia. Szybko wychwyciła ruch na korytarzu, zbliżające się kroki w jej kierunku, siła z jaką ktoś stawiała stopy wskazywał na lekką osobę, prawdopodobnie kobietę, elfkę być może. Osoba ta poruszała się z pewną gracją, inaczej niż typowy człowiek, musiała mieć więc coś z eterycznego elfa. Udało jej się niemal bezbłędnie trafić, gdy wreszcie do jej łóżka podeszła Han’lynn, a Wanda spojrzała w bok. - Porucznik Zapolska. – wreszcie podniosła się do siadu, wyjątkowo mechanicznie i sztywno. Poprawiła zmarszczony materiał szpitalnej piżamy na ramieniu, rozejrzała się po pomieszczeniu i z powrotem spojrzała na kobietę. - Dobrze, ale chyba pani nie czuje się najlepiej. Wygląda pani niewyraźnie. – bardziej stwierdziła niż w jakikolwiek sposób się zmartwiła. Spojrzała na Zapolską przenikliwie, przyglądając się jej intensywnie dłużej niż było to uprzejme. Wanda nic sobie z tego jednak nie robiła. Poprawiał się wreszcie na łóżku, by móc oprzeć się plecami o wielką poduszkę za swoimi plecami i w tej pozycji zastygnąć. - Dlaczego jestem w szpitalu? – zapytała chłodno wciąż świdrując Hanię spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Wanda zachowywała się tak jakby każdy jej ruch,, każde spojrzenie, każdy gest, każda czynność, którą wykonuje były precyzyjnie zaplanowane i przyszykowane, chłodno wykalkulowane nim zostaną wprowadzone w życie. Jej nieludzki spokój mógł przyprawiać o gęsią skórkę, a nawet przerażać. Zwłaszcza jeżeli ktoś wcześniej znał panią major i wiedział, że daleko jej było od doskonale ułożonej, cholernie spokojnej i zachowującej kompletnie wyprany z emocji wyraz twarzy. To nie była Wanda. To zdecydowanie nie mogła być ona. |
|
| Han'lynn Zapolska
| Temat: Re: OIOM Pon Wrz 13, 2021 11:37 pm | |
| Han’lynn obserwowała Wandę uważnie, każdy jej ruch, gdy podnosiła się do siadu. Obserwowała czy na twarzy gdzieś się nie pojawił grymas bólu, czy mięśnie się nie spinają w jakiś dziwny sposób. Wszystko jednak wyglądało jak najbardziej dobrze. Zapolska wzięła kartę, która była przywieszona do jej łóżka, wyciągnęła ze swojego fartucha długopis i coś na niej zapisała. W teorii nie była lekarzem w tym szpitalu, w praktyce… wszyscy bardzo cenili jej fachową opinię. I to za darmo. – Przepracowanie, norma w naszym zawodzie, nieprawdaż? – powiedziała, unosząc wzrok na panią major z delikatnym, bladym uśmiechem. Oczywiście że zupełnie coś innego było powodem jej stanu. Pomimo że przespała trzy dni po użyciu uleczenia totalnego, jej organizm nie był w stanie się zregenerować. By to się stało musiałaby zacząć codziennie się wysypiać, zacząć porządnie jeść… a obecna sytuacja życiowa, w której Zapolska się znalazła zupełnie na to nie wskazywała. Pytanie Wandy zwróciło uwagę Han’lynn… czyżby nie pamiętała co się stało? Tomografia głowy wyszła w porządku zaraz po użyciu zaklęcia, więc wszystko powinno być w porządku. A może to było spowodowane kwestią psychologiczną, a nie uszkodzeniem mózgu samego w sobie? – Została pani poważnie ranna w trakcie odbijania wioski z rąk Czarnych. Musiała być pani pilnie transportowana do Warszawy. Tydzień temu użyłam na pani potężnego zaklęcia uleczającego, które najprawdopodobniej uratowało pani życie. – Skróciła całą historię do najważniejszych szczegółów. Nie znała major Wilczyńskiej zbyt dobrze, jednakże trochę o niej słyszała i to co teraz widziała było dalekie od jej normalnego zachowania. Czyżby trauma? – Fizycznie wszystko powinno być z panią w porządku. Jeżeli coś panią boli, doskwiera to proszę mówić. – Znowu zapisała coś na jej karcie. Han’lynn nie zamierzała tego powiedzieć na głos, jednakże jak stąd wyjdzie ma w planach się udać do jej lekarza prowadzącego i zasugerować, że Wanda potrzebuje rozmowy z remoralistykiem.
|
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Wto Wrz 14, 2021 8:59 am | |
| Zasadniczo nie powinno jej tutaj być. Przez to co się działo w Polsce miała zdecydowanie więcej obowiązków niż powinna i jak przystało na rasowego zastępcę w coraz to liczniejszych sprawach faktycznie zastępowała dowódcę, gdy ten zajmował się sprawami wagi państwowej. Między innymi dlatego Wanda miała poczucie obowiązku (jak nie ona) i nie mogła sobie pozwolić na wylegiwanie się w łóżku. Była zdrowa, gotowa do służby, a praca ją ewidentnie wzywała, zwłaszcza biorąc pod uwagę to co działo się na froncie. - Kiedy zostanę wypisana? – w obecnym momencie to była jedyna rzecz, o której myślała Wanda. Nieszczególnie przejęła się informacjami, które przekazała jej Zapolska. Owszem, przyjęła je do wiadomości, przetworzyła, skinęła lekko głową na znak zrozumienia istoty zdarzenia i natychmiast przeszła do porządku dziennego. Zdarza się. Jakby to był jej pierwszy raz w szpitalu, przecież była żołnierzem, to całkowicie normalne, że mogła oberwać, ba! ledwie stracić życie, ale mając tak wysoko wykwalifikowany zespół medyczny udało się ją poskładać do kupy. - Czuję się dobrze. Czy przyszły rozkazy? – bo było to o wiele ważniejsze niż jej samopoczucie, które zgodnie z założeniami Zapolskiej było w idealnym stanie. Faktycznie nie miała żadnych dolegliwości ani objawów, które mogłyby być niepożądane. Jej ciało pozbawione było jakichkolwiek śladów, które mogłyby choćby sugerować potyczkę z Czarnymi, nic co realnie mogłoby jej przypomnieć o minionej porażce. Tym lepiej, łatwiej zapomnieć i ruszyć dalej, a właśnie to miała zamiar zrobić. Chłodno kalkulująca Wanda mogła być cokolwiek przerażająca, gdy nie rzucała jadem czy błyskotliwymi uwagami na temat beznadziejności tego świata, źle uporządkowanego wojska, czy słabo funkcjonującej służby zdrowia. Pomijając rzecz jasna Hanię. Wanda, przede wszystkim i po pierwsze, nie zwracałaby się do uzdrowicielki per pani. W mgnieniu oka przeszłaby na ty, bo już zbyt długo widywała półelfkę i nie raz miała przyjemność zamienić z nią słowo. Jednak TA Wanda była perfekcyjnym narzędziem, które stosowało się do wymaganych zasad i nie mogło sobie pozwolić na nieregulaminowe zachowanie. |
|
| Han'lynn Zapolska
| Temat: Re: OIOM Wto Wrz 14, 2021 1:51 pm | |
| Obserwowała cały czas Wandę uważnie i wiedziała, że zdecydowanie coś z nią nie było w porządku. Jasne, fizycznie wszystko grało – miała wręcz książkowe wyniki badań i do niczego nie można było się przyczepić. Jednakże to co Han’lynn martwiło to jej zachowanie. Nie było ono normalne i podejrzewała traumę po tym, co przeszła. – Musi pani zostać jeszcze na obserwacji, więc zapewne kilka dni. Jednakże jeżeli pani myśli, że od razu wróci na front, to proszę sobie to wybić z głowy. Po wypisaniu ze szpitala ma pani miesiąc przymusowego urlopu odpoczynkowego. Rozkaz hetmana El-Galada. – Co jak co, ale z tym człowiekiem się nie dyskutowało w takich sprawach. Hania miała z nim do czynienia nie raz, nie dwa i wiedziała jedno: jak El-Galad coś powiedział, to tak miało być i żadne narzekanie nie pomogło. Hania też miała urlop. Co prawda nieco krótszy, co nie zmieniało faktu, że musiałby umierać chyba sam król, żeby ją ściągali. – Tak jak wspominałam, odpoczywać. Trzeba przyznać, że porucznik Zapolska czuła się trochę nieswojo z postawą Wilczyńskiej. Nie znały się dobrze, ale gdzieś tam w Korniejewie zamieniły parę słów i zdecydowanie inaczej ją zapamiętała. Obraz, który widziała zupełnie nie pasował do tego, co utkwiło jej w pamięci na temat Wandy. – Czy jest ktoś, kogo chciałaby pani powiadomić, rodzina, przyjaciele? – zapytała. Większość ludzi w takich momentach chciała się spotkać z kimś bliskim. Jednak te pytanie miało dla Hani zupełnie inne znaczenie. Może i nie była specjalistką od psychiatrii, co nie zmieniało faktu, że podstawową wiedzę w tym zakresie mieć musiała. I zanim się skonsultuje z odpowiednimi ludźmi, musiała mieć jak najwięcej informacji.
|
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 6:38 pm | |
| Nie ma rzeczy niemożliwych czy nie do przejścia, gdy nosisz nazwisko jednego z najbardziej szanowanych obywateli Polski - nawet jeśli chodzi o nagły powrót do Warszawy, na własne życzenie, gdy zostajesz oddelegowany do dowodzenia jedną z drużyn żołnierzy sił specjalnych. Możesz wtedy poprosić o zastępstwo i transport, a mało jest prawdopodobne, by ktokolwiek odmówił. Kostek wprawdzie zdążył wyrobić sobie renomę i jako żołnierz, i jako dowódca, niemniej nie miał złudzeń, że jedynie nazwisko pozwoliło mu dostać się do Warszawy w tak zastraszająco szybkim tempie. Już następnego dnia po wiadomości od Tomaszewskiego wrócił do garnizonu pod Wrocławiem, a dwa dni od dnia dostarczenia był w drodze do stolicy. Nie sposób opisać, co czuł, czy o czym myślał - nie zakładał jednak najgorszego. Był święcie przekonany, że w razie... ostateczności Tomaszewski by się z nim nie patyczkował, tylko z miejsca obarczył winą, bo jakim prawem nie było go wtedy, gdy Wanda go potrzebowała. Niepokój jednak odpłynął kompletnie, gdy Kostek dowiedział się, pod czyją opiekę trafiła Wilczyńska, bo i lepiej trafić nie mogła - porucznik Zapolska była dosłownie cudotwórcą, cudownym i wyjątkowo potężnym uzdrowicielem, o czym miał okazję przekonać się osobiście. Może i nie na własnej skórze, lecz niejednokrotnie widział ją przy pracy. Odwiedzał Wandę w czasie śpiączki. Przynosił kwiaty i wymieniał je na świeże. Siadał grzecznie na krześle z boku jej łóżka i, jakże patetycznie, czytał jej wiersze - choć przypuszczalnie robił to bardziej przez wzgląd na samego siebie i fakt, że to podnosiło go na duchu i pozwalało zachować spokój. Nie widzieli się od tygodni i serce mu pękało, że dopiero taka okoliczność zrobiła wyrwę w liryce życia, pozwoliła na moment zagiąć i zatrzymać wojenną rzeczywistość. Czy serce niemal mieliło mu żebra na proch, gdy szedł do szpitala po raz pierwszy? Czy uderzało równie mocno, gdy przekraczał próg po raz kolejny? Tego dnia również przyszedł - niosąc świeże kwiaty, w torbie niosąc kolejny kajet ze starymi wierszami, czekając, aż Wanda - jego Wanda - postanowi otworzyć oczy. Aż zechce się obudzić, spojrzy na niego tymi lodowymi oczami i z pewnością zaraz zażąda, by pomógł jej wstać. Albo, jeszcze lepiej, wyjść ze szpitala jak najprędzej. Wpisał się na listę gości, przemknął nieśpiesznie przez korytarz, otworzył drzwi, zrobił jeden krok przez próg i zamarł w miejscu z dłonią wciąż na klamce. Druga dłoń mimowolnie wypuściła bukiet kwiatów, cały wszechświat wstrzymał oddech. A może to Konstanty na moment zapomniał oddychać? - Wanda. - Jedno słowo wymknęło mu się spomiędzy ust razem z powietrzem, które zatrzymał mimowolnie w płucach. Tak, Wanda. Wanda się obudziła. I, niech go szlag, ale przez te kilka sekund nie mógł ani zrobić, ani powiedzieć niczego więcej. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 8:16 pm | |
| - Rozumiem. – kiwnęła mechanicznie głową, momentalnie przyswajając informację. W normalnych okolicznościach Wanda zrobiłaby piekło na ziemi. Ona, miesiąc na urlopie? Chyba ktoś zwariował. Mowy nie było, by siedziała tyle na dupie, a już z pewnością nie cały miesiąc. I już jej głowa była w tym, by jak najprędzej się z tego wywinąć, bądź znaleźć kogoś, kto ułatwiłby jej sprawę. Ewentualnie przedstawiłaby sytuację w taki sposób, by Hetman był poniekąd zmuszony wypuścić ją wcześniej niż zostało to rozkazane, bo jakby nie patrzeć trzymała Husarię za mordę i gdy jej brakowało… mogły się tam dziać rzeczy przeróżne. Tej prawdziwej Wandzie miesiąc wydałby się wyjątkowo niezrozumiały, zwłaszcza w momencie, w którym Hania uleczyła ją całą, przywracając niemal do stanu fabrycznego, wiecie, nówka nieśmigana! Tak naprawdę, to po kiedy grzyba miałaby odpoczywać w takim stanie i wręcz nie skorzystać z tej genialnej opcji przejechania się najnowszym modelem. - Ile dokładnie dni mam zostać w szpitalu? – zostać to zostanie tyle ile jej kazano, wszakże w naturze tej Wandy nie leżało podważanie autorytetu czy zaleceń lekarskich. Pytała raczej z potrzeby otrzymania konkretu, który mogłaby sobie zakodować i grzecznie siedzieć na dupie w swoim szpitalnym pokoju. - Oczywiście, pani porucznik. Będę się trzymać zaleceń. – nawet jej powieka nie drgnęła, gdy z potulnością klasowej prymuski zgadzała się na wszystko, czego od niej wymagano. - Nie ma takiej potrzeby. Jestem pewna, że mój podwładny otrzymał już stosowaną informację, tak jak i dowódca. – poza nimi nie uważała, by ktokolwiek inny mógłby być faktycznie powiadomiony o całym tym zamieszaniu. No bo i po co? A wtedy pojawił się on, stojący w drzwiach, z bukietem kwiatów. - Konstanty. – obrzuciła mężczyznę spokojnym spojrzeniem błękitnych oczu. - Co tutaj robisz? – nie rozumiała na jaką cholerę się tutaj przypałętał. |
|
| Han'lynn Zapolska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 8:34 pm | |
| Han’lynn czuła się nieco nieswojo, trzeba przyznać. Wanda wprowadzała bardzo oficjalną atmosferę, jednocześnie zachowywała się naprawdę jak nie ona. Starała się to tłumaczyć szokiem, który półelfka mogła przejść. Jakby… nie dziwiła się jej kompletnie. Porucznik Zapolska po akcji w wsi Sulejewice miała przez długi czas koszmary, które udało się odpędzić dopiero Jankowi… Hania na samą myśl o Cichockim poczuła ucisk w sercu. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić, jednocześnie wyobrażając sobie, jak po powrocie pójdą gdzieś wszyscy razem – może na spacer nad bulwary, albo obiad w Zapiecku? Hania z Januszem mieli miło wiele miłych wspomnień związanych z tą restauracją. – Tak jak powiedziałam, musi pani zostać parę dni na obserwacji, jak wszystko będzie w porządku, to myślę że w przeciągu tygodnia zostanie pani wypisana – odpowiedziała. Jeżeli chodziło o jej stan fizyczny, to w sumie mogłaby dostać wypis od ręki, jednakże to co Han’lynn martwiło to właśnie to, w jaki sposób się zachowywała i była pewna, że bez spotkania z jakimś specjalistą od remoralistyki się nie obędzie. Na ostatnie słowa przytaknęła jedynie głową. Wpisała jakąś ostatnią rzecz do jej karty i powiesiła ją z powrotem na łóżku. Kątem oka zauważyła Konstantego. Znali się… trochę. Tamta misja do Zony, w której miała bezpośredni rozkaz od El-Galada, żeby dopilnować by nikomu nie spadł włos z głowy, graf, jego wydostanie się, cała Bitwa o Korniejewo, od której zaczęło się wszystko. – Zostawię was samych – powiedziała, posyłając Wandzie blady uśmiech. Następnie skierowała swoje kroki w stronę drzwi. Stanęła plecami do major Wilczyńskiej, kładąc Kostkowi dłoń na ramieniu. – Najprawdopodobniej jest w ogromnym szoku po tym co się stało… i nie jest do końca sobą. Byłabym wdzięczna, gdybyś też znalazł dla mnie pięć minut. Chciałabym porozmawiać. Będę w pobliżu. – Mówiła szeptem, tak by tylko Kostek mógł usłyszeć, co powiedziała. Następnie po prostu wyszła z sali. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 9:00 pm | |
| To była Wanda. Wanda, Wanda, Wanda. Jego Wanda. I Kostek w tej jednej pierwszej chwili kompletnie nie zauważył, jak chłodne było to spojrzenie, jak puste, jak obojętne. To że się obudziła, było momentem znacznie ważniejszym niż ten chłód, przynajmniej jeszcze przez moment. Konstanty żałował jedynie, że... że akurat go nie było. Naprawdę chciał być przy Wandzie, gdy się obudzi. Chciał wtedy chwycić ją za dłoń i pokornie przeprosić, że był tak daleko. Zamrugał kilka razy, gdy powiedziała jego imię i potrząsnął krótko głową. Kompletnie zapomniał na moment o kwiatach, jakoś umknęła mu zupełnie obecność porucznik Zapolskiej. Dopiero gdy powiedziała, że zostawi ich samych i położyła mu dłoń na ramieniu, Kostek posłał jej kompletnie nieprzytomne spojrzenie. - Naturalnie - odpowiedział jej krótko, a sens jej słów dotarła z opóźnionym zapłonem, gdy zamknęły się za nią drzwi. Porozmawiać. Pewnie, jasne, tylko później. Bo teraz absolutnie nie istniało nic ważniejszego niż Śpiąca Królewna, która postanowiła się obudzić. Sama, bez pomocy księcia. Ta radość i ulga, które go przepełniły, zaczynały się stopniowo ulatniać i Konstanty zaczynał dostrzegać szczegóły. Najpierw w oczy rzuciła się... ta nieskazitelność. Kostek i tak miał skłonności do idealizowania jej, ale teraz choćby chciał, to nie mógłby obrazu nakreślić lepiej nawet i w swojej własnej wyobraźni. I ten spokój... Wanda była opanowana, ale teraz, gdy zadała to jedno pytanie, poczuł, że jest od niej naprawdę bardzo daleko. Dlatego podniósł z podłogi ten nieszczęsny bukiet kwiatów. Nie potrafił chyba patrzeć jej dalej w oczy, bo ta obojętność go przytłaczała. Podszedł do wazonu - który sam postawił kilka dni temu na parapecie - i wyjął stare kwiaty. - Marek wysłał mi wiadomość - powiedział powoli, wkładając bukiet do wody. Kilka kroków do kosza na śmieci, stare kwiaty nadszarpnięte upływem czasu, zmięte i smutne, wylądowały w pojemniku. - Chciałem sprawdzić, jak się czujesz. I czy żyjesz. Jak się trzymasz. Co się stało. Czy chcesz o tym porozmawiać. I chciałem Cię zobaczyć. Sądzę, że mogłem tęsknić i to chciałem Ci również powiedzieć. Że się martwiłem. Chciałem mieć pewność, że wszystko już w porządku. Że bałem się, że umrzesz. I że... Westchnął ciężko i podszedł do nóg łóżka, oparł dłonie o ramę. - Więc... jak się czujesz? - spytał finalnie, powoli, ciszej, jakby trochę nieśmiało. Jakby nie był pewien, czy może albo czy powinien w ogóle o to pytać. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 9:39 pm | |
| - Niepotrzebnie zawracał Ci głowę. Jak widzisz nic mi nie jest. – i absolutnie nie było w tym ani krzty złośliwości czy uszczypliwości, zwyczajnie stwierdziła fakt. A że sprowadzanie Wertera aż do Warszawy mogło być kłopotliwe czy wręcz uciążliwe dla niego samego, to uznała, że był to zbędne zamieszanie, gdy realnie nie było takiej potrzeby. - Porucznik Zapolska wykonała swoje zadanie należycie. – podsumowała to co i tak zostało już wcześniej powiedziane na głos. W międzyczasie śledziła mężczyznę spojrzeniem, obserwując każdy jego ruch i wykonywaną czynność, jakby usiłowała go złapać na jakiejś niezgodności, na czymś co byłoby niewłaściwe. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a czujne spojrzenie wcale nie zniknęło, wpatrywało się teraz w nieruchomą postać Kostka, która zatrzymała się w jej nogach, niemal idealnie na wprost. Wszystko to co wydarzyło się przed wsią pod Bolesławcem wciąż było w pamięci Wandy. Doskonale pamiętała co było, jak to wyglądało i co łączyło ją z Kostkiem. Uszatek mógł być spokojny o ich… burzliwą relację, która faktycznie nie została w żaden formalny sposób określona. Trwali w czymś… nie wiadomo czym. No więc gdzieś tam w mózgu było zakodowane, że Konstanty jest osobnikiem o zdecydowanie wyższym statusie niż inni, choć bliżej nieokreślonym. Gdzieś tam na jego wizerunku widniała etykieta mówiąca o zażyłości, ale w obecnej sytuacji były to tylko suche słowa, które opisywało coś, czego Wanda nie pojmowała, choć przyjmowała do wiadomości komunikat, że mężczyzna jest kimś ważnym i bliskim. Więcej to tak naprawdę nie zmieniało… i tak nic nie czuła. - Tak jak już wspominałam porucznik Zapolskiej, czuję się dobrze. Nie rozumiem dlaczego mam dłużej zostać w szpitalu, jeżeli wszystko jest w normie, ale takie dostałam zalecenie. Naprawdę niepotrzebnie się fatygowałeś. – jej kąciki ledwie widocznie drgnęły, by powoli, prawie jak w zwolnionym tempie, unieść się do czegoś co chyba miało być uśmiechem, ale tak naprawdę było jedynie sztuczną imitacją pozbawioną choćby intencji sztucznego uśmiechu i mogło przyprawić o dreszcze. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 9:57 pm | |
| Porucznik Zapolska wykonała należycie swoje zadanie, a Kostek niepotrzebnie się fatygował. Może i tak. Może i wprowadził sporo chaosu swoim "urlopem na żądanie", ale czy gdyby został przy granicy, to sytuacja nie byłaby gorsza? I przy normalnym stanie rzeczy należało uważać na swoje myśli i emocje, a teraz, gdy sytuacja była tak burzliwa, to wszystko nabierało szczególnego znaczenia. Mógł sprowadzić, mało świadomie, na swoją drużynę czy całą kompanię, lawinę nieszczęścia i diabli wiedzą, czego jeszcze. Swoim zmartwieniem, swoim strachem, swoją niepewnością o los kogoś, kto był mu szczególnie bliski - Kostek sam przed sobą nie potrafił się przyznać, jak bliski. Podniósł wzrok - do tej pory utkwiony w przykrytych kołdrą stopach - i ponownie zajrzał Wandzie w oczy. Lodowy błękit, bezchmurne niebo w zimowy ranek. - Potrzebnie - odparł bez cienia zawahania. - Zmartwienie pożera serce. A na granicy potrzeba teraz więcej nadziei niż kiedykolwiek. - I po tych słowach uśmiechnął się blado, na dobrą sprawę tylko trochę wyraźniej niż Wanda. - A Tomaszewski chyba wypowiedziałby mi wojnę, gdybym niczego nie zrobił - dodał to z nutką rozbawienia. Minimalną. Bo wciąż i wciąż uporczywie wpatrywał się w oczy Wilczyńskiej, jakby czegoś szukał pośród błękitu. Ich relacja nigdy nie była łatwa. Od samego początku balansowała na cienkiej linie, odpychani i przyciągani do siebie jednocześnie niczym wirujące magnesy. I przez samych siebie, i przez okoliczności. Teraz, po tygodniach, gdy się nie widzieli, Kostek czuł pewien dystans i uznał ten spokój właśnie tym jest wywołany. Nie widzieli się, nie rozmawiali, sytuacja na froncie nie pozwalała na częstą korespondencję. Żar przygasł, iskry przepadły. - Procedury. Niebawem będziesz mogła wrócić do domu, jestem pewien. Tak bardzo nie wiedział, co powiedzieć. To drgnięcie warg - które w pierwszej chwili wziął za próbę uśmiechu - działało jak lawina. Mroziło go wewnątrz. Niemniej ani myślał się wycofać. Pamiętał, jak próbował odepchnąć Wandę, gdy potrzebował pomocy. Tak dawno temu, po walce z grafem. Gdy czuł się jak pusta skorupa, gdy uważał, że sam sobie poradzi. - Czujesz się dobrze fizycznie. A psychicznie? - prosto z mostu, wciąż świdrując ją wzrokiem. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 10:14 pm | |
| Te wszystkie pojęcia były jej nagle tak bardzo obce. Oznaczały tak wiele, a jednak dla Wandy nie miały absolutnie żadnego znaczenia, jakby każda z tych emocji była po prostu bardzo starym archaizmem, który znała, ale kompletnie nie wiedziała co oznacza. Tak też było w odniesieniu do złej sytuacji na froncie. Zdawała sobie sprawę z tego, że negatywne emocje źle wpływały na patriosferę, ale wciąż… to były tylko słowa, których nie rozumiała, choć wydawało jej się, że powinna. Wyglądało to trochę tak jakby bardzo mocno starała sobie przypomnieć twarze ludzi z bardzo odległych wspomnień. Wiedziała, ze tam były, że znała tych ludzi, ale za cholerę nie potrafiła wrócić do tego momentu i odtworzyć twarzy. - Zamartwianie gdziekolwiek jest niekorzystne. – odwróciła twarz w bok, wyglądając przez okno na szpitalny dziedziniec. - Marek jak zawsze przesadza, powinien wreszcie nauczyć się lepiej oceniać sytuację. Nie masz już się czym martwić, wszystko ze mną w porządku. Nie ma żadnego śladu. – i to absolutnie, choćby najmniejszej namiastki dawnej Wandy, łącznie z jej sentymentalną blizną po ukochanym ojcu. Ciągnąca się przez usta wąska blizna zniknęła bezpowrotnie, a major w żaden sposób na to nie zareagowało i choćby to powinno wywołać zdziwienie. Być może wcześniej odrobinę ją oszpecała, może dodawała jej charakteru, ale przede wszystkim była jedną z najcenniejszych pamiątek po Danielu, której nie pozwoliłaby sobie usunąć, choćby jej zapłacono. - Naprawdę powinieneś przestać. – westchnęła, jakby była zmęczona. W kółko powtarzała jak mantrę te wszystkie zwroty i zapewnienia, i zaczynało być to męczące. - Nie pamiętam kiedy czułam się lepiej i miałam taką klarowność umysłu. – wróciła spojrzeniem do Kostka, niezamierzenie przyszpilając go chłodem swych arktycznych tęczówek. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 10:28 pm | |
| Nie miał się czym martwić. Oczywiście, w końcu wcale nie byłą bliska śmierci. Przecież wcale nie przewozili jej ekspresem do Warszawy, w końcu wcale nie sprowadzali w tempie natychmiastowym najlepszego uzdrowiciela, jakiego znała Rzeczpospolita, w końcu wcale nie leżała w śpiączce przez tydzień, przecież Zapolska wcale nie użyła zaklęcia tak potężnego, które leczyło dosłownie wszystko. Skąd. Kostek zmarszczył brwi, nachylił się nieco nad łóżkiem. Gniewnie. Zielone oczy zapłonęły ognikami szczeniackiej złości. Miał podstawy, żeby się martwić i miał do tego pełne prawo. I, naprawdę, ten chłód - który tak przytłaczał go w pierwszej chwili - przyniósł efekt odmienny od przypuszczalnie zamierzonego. - Chuja tam - burknął. Odepchnął się od łóżka jednym i płynnym ruchem. Zdjął z ramienia torbę i zrobił kilka kroków, by złapać krzesło, które stało przy ścianie. Przysunął je do łóżka, torbę położył miękko na podłodze. Nachylił się nad Wandą. Nadal taki... gniewny. A Kostek z gniewu nie słynął.- Mam prawo się martwić i mam pełne prawo przyjeżdżać do Warszawy, żeby sprawdzić, czy moja przyjaciółka żyje. - Po tych słowach usiadł na krześle, z lekka naburmuszony. Jak mały chłopiec. Skrzyżował ręce na piersi i odchylił się na krześle, by oprzeć się plecami o oparcie. - I nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało, a mnie nie byłoby obok. Weź to za egoizm, jeśli chcesz. - To już dodał łagodniej. Po prostu... emocje opadały. Całe to zdenerwowanie, ulga, strach, radość. Wszystko w jednym, wszystko w przeciągu kilku dni. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 10:46 pm | |
| Czy Wanda spoglądała na Kostka jak na nieznośne dziecko, które nie potrafi się zachować, ale zamiast na nie krzyczeć, po prostu macha się ręką? Owszem. Jakiś taki niespodziewany, a z pewnością kompletnie nie pasujący do niego wybuch, choć wiadomym było, że daleko temu było do wybuchu gniewu przeciętnego człowieka. Niemniej jednak w skali Kostka była to niemal erupcja wulkanu (Wezuwiusza co najmniej!). Rzecz jasna w zaistniałej sytuacji i przy obecnym stanie psychicznym Wandy reakcja była raczej miałka, jeżeli nie znikoma. Przyglądała mu się równie przeciętnie, co wcześniej, jedynie podążając za mężczyzną wzrokiem, by móc kontrolować sytuację i w razie potrzeby faktycznie zareagować, nawet jeżeli otrzymała zalecenia o odpoczynku. - Dobrze, już dobrze. – najoptymalniej byłoby wyciszyć tego natrętnego jegomościa, bo jeszcze tutaj się zlecą inni, co będą mieli jeszcze lepsze pomysły na ten czy inny temat. A najgorzej jakby ponownie wparowała Zapolska, co spowodowałoby ogólne zamieszanie, kłopoty i wprowadzanie zamętu w szpitalu. - Masz, jak najbardziej. Nadal jednak uważam, że było to zbędne. Z pewnością daliby mi odpisać na twoją wiadomość, gdybym taką otrzymała. Natychmiast bym Cię uprzedziła, że wszystko jest w porządku i nie masz powodów ku zmartwień. – pani major mówiła bardzo spokojnym, jednostajnym, ale zarazem łagodnym głosem. Takim, który albo doskonale obniżał napięcie w osobie zdenerwowanej, albo wręcz przeciwnie, doprowadzał tę osobę do szewskiej pasji. Wanda przeważnie nienawidziła, gdy się do niej zwracano w taki sposób, momentalnie uznawała, że ktoś traktuje ją jak idiotkę, a nie równą sobie. - Na szczęście nic się nie stało. Czy nie powinieneś w takim razie czuć się... – zamarła na chwilę, czując jak w jej mózgu wyskakuje error. Nie potrafiła odszukać odpowiedniego słowa, które mogłaby powiązać z tym co faktycznie powinno się czuć. - Lepiej? – trochę jakby zapytała, nie do końca pewna czy tak powinno być. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 11:04 pm | |
| Kostek cierpliwy, łaskawy był. Kostek nie unosił się gniewem i nie pamiętał złego - z wyjątkiem tej jednej chwili, gdy Wanda mówiła do niego jak do dziecka. Zdenerwowanym dzieciom tłumaczy się to samo, używa się tylko większej ilości słów i używa odpowiedniego tonu. Spokojnego, wyrozumiałego, łagodnego, a zarazem pełnego wyższości. Bo dzieci złoszczą się, gdy nie mają racji. Dzieci zaczynają się awanturować, gdy dorośli zabraniają im bawić się na ruchliwej ulicy czy iść z nieznajomym miłym panem, który obiecał pączki. Uniósł wzrok bardzo szybko, już gotów do dalszego warczenia, rzucania grochem o ścianę. Napotkał to spojrzenie - spojrzenie kogoś znacznie wyżej - i... i nic. Milczał. Wanda nie mówiła do niego jak do dziecka, nawet gdy zachowywał się jak gówniarz. Gdy Kostek zaczynał zachowywać się jak dziecko, Wanda dotrzymywała mu kroku. Gdy Kostek niczym szczeniak się na nią obrażał, to przecież i Wanda robiła dokładnie to samo. Bo Wanda traktowała go jak równego sobie. A ta wybudzona Śpiąca Królewna - nie. Pewnie dlatego Kostek jej nie odpowiedział. Zmrużył oczy - już bez śladu tego gniewu, wygasł w mgnieniu oka - i powolutku podniósł się z krzesła. Patrzył na Wandę badawczo. Ba, może nawet podejrzliwie. Zamarł w tej pozie na krótki moment, nim ponownie nachylił się nad łóżkiem, lewą dłoń położył na jej policzku i odwrócił jej głowę w swoją stronę. Zbliżył się. Rzadko uciekał się do kontaktu fizycznego, zwłaszcza gdy miał do czynienia z Wilczyńską, przez co każdy jeden dotyk nabierał intymności i podniosłości. Cóż, przynajmniej gdy to Kostek go inicjował. - Nie - powiedział to cicho, miękko. Nie poczuł się lepiej, wręcz przeciwnie. Poczuł się jak te zmięte i nadwiędłe kwiaty w koszu na śmieci. - Ale to minie i będzie lepiej. Pozwól mi sobie pomóc - taka ciepła i smutna zarazem prośba. - Musisz się obudzić. Przecież widział, że coś było nie tak. Przecież... przecież to Wanda. Tylko schowała się za Śpiącą Królewną. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 11:18 pm | |
| - Ale o czym ty mówisz. – pozwoliła sobą poruszać, bezwiednie podrążyła głową za dłonią Kostka, kładąc obojętne spojrzenie niebieskich tęczówek na zatroskanej twarzy półelfa. Normalnie nie potrafiłaby patrzeć na swojego chłopca w taki sposób, nie mogłaby trzymać go w tym stanie i pozwalać, by jeszcze mocniej się martwił. Krajałoby się jej serce na sam widok tak nieszczęśliwego El-Galada. - Wiem, że porucznik Zapolska mogła Cię nieco nastraszyć. Tak samo ten miesięczny urlop z polecenia samego Hetmana wydaje się być… zdecydowanie na wyrost, ale to nic takiego. Wszystko już jest w porządku. - sięgnęła ku jego dłoni i tak po prostu, bez zająknięcia, bez mrugnięcia, bez jakiegokolwiek oporu, tak zwyczajnie w świecie ściągnęła jego dłoń ze swojego policzka. Wanda w życiu by tego nie zrobiła. Nie było mowy, by pozwoliła oddalić się tej ciepłej dłoni, temu niespotykanemu gestowi i odwadze, która rozbrzmiała w tej jednej chwili. Czym prędzej stuliłaby powieki i z typową dla siebie zachłannością wtuliła policzek jeszcze mocniej, domagając się pieszczot jak stęskniony kot. A na koniec, nakryłaby tę większą dłoń swoją, zamykając w takim uścisku i nie pozwalając na zabranie jej, nawet gdyby Kostek nagle oprzytomniał i dotarło do niego, że to wszystko bezsensu. - Oczywiście, że będzie lepiej. Gdy mnie wypiszą, gdy skończę obowiązkowy urlop i wrócę na front. Wrócę również do formy, by móc odpowiednio służyć. – powiedziała to w tak przerażający sposób, jakby recytowała jakąś chora regułkę żołnierza z byłego ZSRR. Tak też się momentami zachowywała, jak ślepo zapatrzony, idealnie wytrenowany trybik w doskonale działającej machinie. Nie trzeba było myśleć ani czuć, jedynie wykonywać rozkazy. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 11:37 pm | |
| - To nie ona mnie przestraszyła - odpowiedział krótko. - Tylko Ty. Przecież Zapolska, tak na dobrą sprawę, niczego mu nie mówiła. A Wanda z kolei przerażała go coraz bardziej na każdym kroku. W pierwszej chwili nie wiedział nawet, jak bardzo. Powitał go po prostu chłód, a teraz napotykał na ścianę z lodu, której nigdy wcześniej nie widział - i nie do końca rozumiał jej pochodzenie. Czy sam czuł się podobnie po starciu z grafem? Czy aż tak odpychał od siebie Wandę? Nie był pewien, może nawet po prostu nie pamiętał lub nie chciał pamiętać. Przecież każdą chwilę z Wandą traktował niczym świętość, wydzielał te momenty w swojej pamięci i przywoływał je w chwili największego zwątpienia. To Wanda była jego murem, jego tarczą, gdy przechodził przez granicę i wystawiał się na magię i zgubny wpływ Czarnych. Wanda. Nie Śpiąca Królewna, która odsunęła jego dłoń. Nie protestował w żaden sposób, po prostu się wycofał, usiadł ponownie na swoim krześle. To był tylko kolejny zwiastun tego, że wilcza część Wandy nadal słodko drzemała, gdzieś w środku. - Nie, moja miła. Będzie lepiej, gdy się obudzisz - odparł spokojnie. Królewna spała, więc Kostek musiał ją obudzić. Kto inny, jeśli nie on? Przecież wewnątrz nadal był tamtym samym pompatycznym i rozkochanym w romantyzmie Kostkiem. Tym samym, który malował w swojej głowie pompatyczne obrazy. Tym samym, który tak poetycko stawał naprzeciw grafa z nagim mieczem w dłoni. Sam musiał stawić czoła całemu złu tego świata, więc i sam musiał obudzić swoją królewnę. Usiadł wygodniej i pochylił się, by podnieść torbę. Położył ją na swoich kolanach, otworzył i wyciągnął z niej nieszczęsny tomik poezji. Pewnie, czemu nie. - Jesteś głodna? Spałaś cały tydzień - rzucił krótko. - I przyniosłem Ci książkę, gdybyś miała ochotę. - Ekhem, książkę? - Lirykę w gwoli ścisłości. Raz roztopił lodowe serce Królowej Śniegu. Roztopi i drugi. Bo czy to nie piękne? |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Pią Wrz 17, 2021 11:59 pm | |
| Rozchyliła lekko usta, chcąc coś powiedzieć, ale w połowie utknęła. Spoglądała niemo na Kostka, jakby zagubiona we własnych myślach i zapętlona na jego słowach. Nie rozumiała. Nie potrafiła pojąć dlaczego miało to jakiekolwiek znaczenie i co właściwie ze sobą niosły te słowa, że na moment zamarła i nie potrafiła ruszyć dalej. Utknęła, gdy tylko do niej dotarło co powiedział, ale nie potrafiła zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło. - Przepraszam, naprawdę nie rozumiem o czym mówisz. Przecież się obudziłam. – początkowo ignorowała jego nawiązania do śpiączki, czy cholera go jedna wie, czego innego. Natomiast im dłużej to powtarzał, im dłużej naciskał, tym mocniejszy wpływ wywierał. Jeden, no dwa razy mogła udać, że nie słyszała lub zbyć to jakimś innym, nieco bardziej okrężnym zdaniem, które jakoś mgliście nawiązywało do jego wypowiedzi, ale kolejny raz byłby wysoce nieuprzejmy. - Rano na szafce stało śniadanie, ale nie byłam głodna. Teraz również nie jestem, ale dobrze byłoby coś zjeść. – ominięcie śniadania, to jedno, ale zrezygnowanie z obiadu mogłoby być niewłaściwe. Miała o siebie dbać, takie otrzymała zalecenia i między innymi składało się na to regularne spożywanie posiłków. Może pominęła najważniejszy posiłek dnia, ale niedługo zbliżała się pora obiadowa i należałoby się choćby minimalnie zmusić. - Możesz zostawić, później ją przejrzę. – kątem oka spojrzała w stronę wspomnianej książki, ale nie była to rzecz, która szczególnie ją interesowała. - Dziękuję za odwiedziny, to miłe z twojej strony, że się pofatygowałeś. Nie chcę jednak naduzywać twojej dobroci. – to był taki ładny zwrot, by komuś powiedzieć spierdalaj. Było to też bardzo grzecznościowe podejście, co by faktycznie nie wykorzystywać innych osób. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: OIOM Sob Wrz 18, 2021 12:18 am | |
| Przekrzywił głowę, gdy tak go zapewniła, że nie śpi. Przez chwilę przyglądał się jej w ciszy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią - przez chwilę nawet chciał jej powiedzieć, że część w niej nadal słodko drzemie i czeka na właściwy moment. Że prawdziwa Wanda i to, co ją tworzyło, również jest pogrążone w błogim śnie. Tyle że kompletnie nie było po co, przecież teraz nie zrozumiałaby, o czym Kostek właściwie mówi. Jak miał jej wyjaśnić, gdy była tak do bólu obojętna i wyzuta z emocji, istotę problemu? - W porządku. - wzruszył wobec tego ramionami, jakby od niechcenia. - Potrzebujesz odpoczynku, więc się wyśpij. Wyśpij się, Wando, a gdy się obudzisz, na nowo będziesz sobą. Kostek naiwnie uwierzył w swoją bajkę - ale przecież był Kostkiem. Czymże stałoby się jego życie, gdyby nie ta nuta bajkowości? Czymże byłaby największa i najpiękniejsza nawet miłość, gdyby nie zaznała nigdy goryczy? Konstanty czasem zapominał, jak bardzo potrafił wczuć się w lirykę życia właśnie, zamiast żyć prosto i prozą. Miał jej dość na froncie. Pokiwał głową. Powinna zjeść. I ewidentnie chciała, żeby zostawił ją już w spokoju i sobie poszedł. Żeby przestał być taki męczący, nadgorliwy, to wszak gorsze od nazizmu. Problem tkwił w tym, że Kostek naprawdę pragnął Wandzie pomóc. Tyle że nie znał sposobu. Naprawdę nie miał pojęcia, jak udało mu się za pierwszym razem zbliżyć do Wandy, teraz również nie znajdował klucza ani wzorca. Nie był przecież typem osoby, z którymi Wilczyńska by przebywała normalnie. - Chcesz, żebym sobie poszedł? - prosto z mostu. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: OIOM Sob Wrz 18, 2021 1:20 pm | |
| Uniosła ledwie widocznie brew w uprzejmym zdziwieniu. Nic z tego nie rozumiała, ale z drugiej strony czy chciała cokolwiek zrozumieć z tej niejasnej paplaniny Kostka? Niekoniecznie. Również mogłaby wzruszyć ramionami na te wszystkie informacje, ale miała zakodowane, że byłoby to wysoce niestosowne, a z pewnością bardzo niekulturalne. Jedynie uniosła ponownie kącik ust w sztucznie miłym, niemal zaprogramowanym, robotycznym uśmiechu, który z niego miał jedynie nazwę gatunkową. Próżno było doszukiwać się prawdziwych emocji. - Tak, będę odpoczywać. – wystarczyło, że jedna z najważniejszych osób w kraju jej nakazała regenerację i wysłała na przymusowy urlop, ale jak na złość wtrącało się do tego o wiele więcej osób. Najpierw porucznik Zapolska, choć ona po części również miała kompetencje, by móc taki stan orzec i nakazać odpoczynek. Później był ten nieszczęsny Kostek i wiadomości od Marka. Wszyscy wiedzieli od niej lepiej, ale jeżeli takie rozkazy otrzymała… cóż, kłócić się nie będzie. - Tego nie powiedziałam, Konstanty. – oczywiście, że nie Kostek, to zdrobnienie było zbyt intymne, zbyt spoufalające się, a przede wszystkim było zbyt jej. - Nie chcę jednak, byś czuł się w obowiązku, gdy naprawdę wszystko jest w porządku. Możesz zostać tyle na ile pozwalają godziny przyjęć, ale nie chcę, byś czuł ku temu jakiś przymus. – wszakże doskonale pamiętała ich stopień zażyłości, nawet jeśli nie było to zrozumiałe, to wiedziała, że Kostek może tak postępować nie dlatego że tak chce, a wypada. |
|
| Felicjan Czartoryski
| Temat: Re: OIOM Sob Wrz 18, 2021 1:52 pm | |
| Felicjan nie był osobą, która na co dzień zajmowała się terapią osób, która miała styczność z jegrami - swoją karierę naukową poprowadził w nieco innym kierunku, co nie zmieniało faktu, że nadal to była część jego obowiązków i pracy. W dzisiejszych czasach trudno było o remoralistyka, a zwłaszcza na już. To była dosyć wąska dziedzina, trudno było się dostać, jeszcze trudniej utrzymać. Specjaliści po studiach i latach pracy w zawodzie zawsze mieli ręce pełne roboty i ściągnięcie kogoś na cito… było praktycznie niemożliwe. W Warszawie był od stosunkowo niedawna, wrócił z Korniejewa, gdzie dokonywali przesłuchania na jegrze. Został poproszony o asystę, aczkolwiek niewiele udało się z tamtej biednej istoty wyciągnąć. Łabędź, któremu asystował, trochę przesadził z tą miłością i po jegrze została tylko kupka pyłu. No zdarzało się czasem i tak. Dostał powiadomienie magicznym listem, że potrzebna jest pomoc w przypadku nijakiej major Wilczyńskiej. Nie było zbyt wielu szczegółów w wiadomości, te dostanie jak dojedzie do szpitala. Felek westchnął ciężko, spoglądając na kubek z zimną kawą, która od rana stała praktycznie nietknięta, bo nie miał na nią czasu. Wstał od biurka, chwycił za skórzaną torbę, pakując do niej potrzebne rzeczy i ruszył do szpitala, łapiąc do tego bryczkę. Nim się udał do sali, w której major Wilczyńska leżała, przeczytał całą kartę jej zdrowia. Został zapoznany z sytuacją, która się stała na froncie i w jaki sposób kobieta się aktualnie zachowuje. Po dokonanym wywiadzie miał w głowie mały zarys sytuacji, więc skierował swoje kroki na OIOM. Zapukał do sali, zapowiadając swoje wejście - nie czekał jednak na żadne magiczne słowo w postaci “wejść”. Był tutaj w celach roboczych, nie zaś rekreacyjnych i po części powinien być traktowany jak lekarz. Miał nawet biały fartuch, a pod nim zaś czarny golf, eleganckie spodnie… i te okrągłe okulary. W poprzedniej dekadzie zapewne określiłby go mianem hipstera. - Dzień dobry, proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale zostałem pilnie wezwany. Nazywam się Felicjan Czartoryski i jestem remoralistykiem - przedstawił się, podchodząc bliżej. Wanda i Kostek mogli poczuć falę… spokoju na nich napływającego, wraz z pojawieniem się Felka. Mężczyzna wziął kartę, którą jeszcze niedawno wypisywała Zapolska, wertując ją. - Proszę wybaczyć, ale chciałbym z panią major zostać sam na sam - zwrócił się do Kostantego. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: OIOM | |
| |
|
| |
Similar topics | |
|
Similar topics | |
| » OIOM
|
| |