| Wejście do budynku | Bolesław VI Arr'Rith
| |
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: Wejście do budynku Czw Paź 21, 2021 1:57 pm | |
| Dostała oficjalne pozwolenie na opuszczenie ze szpitala. Wypis leżał na łóżku zaraz obok torby, do której pakowała rzeczy. Miała jeszcze zajść na dyżurkę po skierowanie do remoralistyka, tego... przeklętego Czartoryskiego, który grzebał jej w głowie. Oponować jednak nie mogła, ponieważ terapia u zacnego specjalisty była przymusowa i tylko jeżeli pójdzie na nią będzie mogła z czasem powrócić do służby. Przeklinała siarczyście wciskając rzeczy coraz agresywniej do torby, która przecież niczemu nie była winna... O swoim wypisie poinformowała zarówno Kostka, jak i Tomaszewskiego. Ten pierwszy nie zaoferował pomocy czy choćby odeskortowania do mieszkania, a Wanda nie czuła się na siłach, by o to wsparcie (jakkolwiek absurdalnie to brzmi) prosić. Uznała, że skoro El-Galad zwyczajnie przyjął to do wiadomości, ale nic więcej nie powiedział, to znaczy że przyjął i elo. Dlatego Tomaszewski został postawiony przed faktem dokonanym - "Tego dnia, o tej godzinie będę czekać pod szpitalem. Odwieziesz mnie do domu". Koniec komunikatu. Marek rzecz jasna informację przyjął, potwierdził i tak jak obiecał stawił się przed głównym wejściem szpitala oczekując aż jego śnieżnobiała, wkurwiona księżniczka wyjdzie ze swojej wieży. W miedzy czasie postanowił zapalić papierosa, co by umilić sobie to oczekiwanie. Długo czekać nie musiał, bo zaraz kątem oka wychwycił jakaś wyjątkowo ponurą i podejrzaną sylwetkę, która niechybnie zbliżała się do szpitala. - A ten tu czego? - fuknął pod nosem, najwyraźniej średnio zadowolony z widoku syna Hetmana. - No cześć, Młody. Zgubiłeś się? - rzucił wyjątkowo przyjaźnie, spoglądając na niego jakby od niechcenia. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: Wejście do budynku Czw Paź 21, 2021 2:08 pm | |
| Kostek z kolei uznał to nawet nie za zaproszenie, a rzecz jaśniejszą niż samo słońce i świętszą od samego papieża, że z pewnością się pojawi. Że będzie tam czekał, by pokornie i grzecznie użyczyć Wandzie ramienia, by dopilnować jej bezpiecznego powrotu, a na sam koniec jeszcze zrobić zakupy. Bo był do bólu uprzejmy i tak musiało pozostać, więc i Wandzie chciał umilić powrót do rzeczywistości. Zwłaszcza że i tak dosłownie lada moment musiał wracać na front - przywileje przywilejami, lecz nie należało nadszarpywać cierpliwości i miłosierdzia przełożonych. W pierwszej chwili kompletnie nie zauważył Marka - i to nie z czystej złośliwości, lecz po prostu nie spodziewał się go tak bardzo, że w pierwszym momencie nie zwrócił na niego większej uwagi i pomyślał, że, ot co, stoi sobie jakiś facet, który po prostu przypomina Tomaszewskiego. Nic wielkiego, takich Marków mogło chodzić przecież po świecie setki. Dlatego odwrócił się lekko zaskoczony na dźwięk tego głosu. - Tak, w twoich oczach - odparł kompletnie poważnie. Żartował. Bo był w naprawdę dobrym humorze, nawet jeśli ton jego głosu - zupełnie wyzuty z emocji i do bólu wręcz stoicki - na to nie wskazywał ani trochę. Nawet nie był pewien, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzało mu się rzucić jakimkolwiek żartem w towarzystwie Marka. A co tu mówić o takim? Zatrzymał się tuż obok i skrzyżował ręce na piersi. - Dzień dobry, tak poza tym. Wanda jeszcze bez wypisu? Spojrzał na budynek szpitala, marszcząc nieco brwi przy tym. Nie zadawał tak nieuprzejmych pytań jak "A ty tu po co", bo i nie było ku temu powodów. Najmniejszych. |
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: Wejście do budynku Czw Paź 21, 2021 3:45 pm | |
| Papieros spokojnie tlił się pomiędzy wargami Tomaszewskiego, gdy ten spoglądał ze zmieszaną miną na Konstantego, niekoniecznie zachwycony z jego fantastycznego żartu. - Zabawne. - gdzieś umknęło "kurwa", a może zostało wypowiedziane, ale odpowiednio cicho, co by wychodząca ze szpitala Królowa Śniegu nie mogła tego usłyszeć. Papieros szybko wylądował w ręce, a następnie zgaszony o podeszwę wojskowego buta w koszu, przy którym Tomaszewski urzędował. Wilczyńska klęła jeszcze długo po opuszczeniu dyżurki, gdzie najpierw nie chcieli jej nic wydać, a później z wielką łaską otrzymała skierowanie do Felicjana. Ściskała w dłoni ten bezużyteczny świstek papieru i dopiero po przekroczeniu progu szpitala wcisnęła go głęboko do kieszeni dresowych spodni, które był tak uprzejmie jej dostarczyć Tomaszewski. Marek generalnie się wykazał, bo zaraz po tym jak wylądowała w szpitalu, to od razu poleciał po wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Jako jedyna osoba posiadał zapasowy klucz do jej mieszkania i nie raz się tam pojawiał, gdy akurat była taka potrzeba. Nie żeby takich sytuacji było jakoś szczególnie dużo, ale zdarzało się. Pani Major choć ubrana była w lekki dres, wyglądała równie doskonale co zawsze. Komplet ładnie układał się na zgrabnej sylwetce i nawet ciężkie wojskowe buty nie wyglądały komicznie, wręcz przeciwnie. Długie włosy zdecydowała się zapleść w luźny warkocz, czego nie zwykła robić, zwłaszcza że ta fryzura sprawiła, że Wanda wyglądała niezwykle dziewczęco i prawie... uroczo. Zwłaszcza z lekko zaróżowionymi policzkami od zdenerwowania. - Cześć cukiereczku. - Marek postanowił zwrócić jej uwagę na siebie, gdy ta z głową w chmurach i ewidentnym zdenerwowaniem maszerowała w ich kierunku, ale ewidentnie ich nie widziała. Dopiero te słowa wyrwały ją z zamyślenia. - Jesteś... - bardziej zapytała niż stwierdziła, jakby jego obecność faktycznie ją zdziwiła, mimo ze się przecież umówili. Dopiero teraz wychwyciła Konstantego stojącego tuż obok i momentalnie się rozpromieniła. Jak nie ona. - Kostek. - zrzuciła z ramienia torbę, która bardzo szybko i w niewyjaśniony sposób znalazła się w rekach Marka, bo Wanda miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty. - Co tutaj robisz? - nie pozwoliła mu jednak na szybką odpowiedź, bo nim cokolwiek powiedział zamknęła mu usta pocałunkiem, a na koniec zaczepnie przygryzła jego wargę, uśmiechając się prowokująco. - Idziemy? - Tomaszewski ponownie uniósł brew, nie żeby był szczególnie zdziwiony takim obrotem spraw, ale czy to oznaczało, że musiał być zachwycony? Mruknął coś tam pod nosem, fuknął jak obrażony kot i czekał, aż gołąbki przestaną gruchać. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: Wejście do budynku Pią Paź 22, 2021 6:45 am | |
| Zabawne – rzucone tak zdawkowym tonem, tak cichym, że ledwo słyszalnym – a i tak Kostek poczuł niemal dumę, tak gdzieś w środku, jakby rozbawił co najmniej stutysięczną publikę. Bo Kostek tak nie bardzo w żarty ogólnie. Ani ich nie potrafił opowiadać, ani się na nich nie znał, czasem miał problemy, żeby oczywisty żart wyłapać w rozmowie – więc powiedzenie takiego, który w dodatku byłby całkiem zabawny, był dla niego zdobyciem małego-wielkiego górskiego szczytu. - Dziękuję – odparł równie cicho. Ba, całkiem możliwe, że nawet kącik ust gdzieś mu drgnął w cieniu uśmiechu. Z drugiej strony może była to reakcja na widok znajomej sylwetki wychodzącej ze szpitala? Faktem pozostawało jednak to, że gdy tylko Wanda pojawiła się w zasięgu wzroku, wszystko inne traciło na swoim znaczeniu, cała reszta wszechświata bledła. Tylko srebrna biel i zimny błękit – teraz z dodatkiem rozkwitającego różu na policzkach, w śladowych ilościach wprawdzie. W momencie, gdy Tomaszewski gasił papierosa, Kostek po prostu… zapatrzył się, dobra? Źrenice jego oczy powiększyły się i każdy mógł to interpretować według własnej wiedzy i spostrzeżeń. Mogła być to chęć wpuszczenia do oka większej ilości światła, by możliwie najlepiej widzieć zbliżające się osobę, a może był to po prostu słabnący wzrok. Biedny chłopiec, nawet nie zdawał sobie sprawy, jak łatwo było go przejrzeć, jak banalnym do złamania szyfrem kodował swoje tak przecież skrzętnie ukrywane uczucia względem Wilczyńskiej. Sprzedawał sam siebie już choćby tym, jak na nią patrzył – jak zawieszał na niej zbłąkane, dłuższe spojrzenie, gdy po prostu przechodziła. A teraz lekko zeskakiwała po schodkach, co było zabawne biorąc pod uwagę lekkość skoków i ciężkość butów, jasny warkocz kołysał się za jej plecami i Kostek nieco się tego spotkania obawiał – bo nadal posądzał Wandę o przesadną reakcję i zamierzał to gruntownie zbadać, przeprowadzić absolutnie obiektywny test, następnie wyniki swoich własnych badań obserwacyjnych zsumować, przeanalizować i wydać werdykt – czy Wanda była sobą na tyle, by musiała fizycznie ponosić konsekwencje swoich działań tuż po obudzeniu. Rzecz jasna, poniekąd on sam był taką konsekwencją, co niczego nie ułatwiało. Milczał – bo nadszedł czas obserwacji i chciał na dobry początek sprawdzić, w jaki sposób Wanda zareaguje na to, że się pojawił. I tak by zrobił, bez względu na wydarzenia sprzed kilku dni, lecz teraz po raz chyba pierwszy był szczerze ciekaw reakcji. Czy spodziewał się, że wszystkie chmury znikną znad jej głowy w jednej chwili, gdy tylko Wanda zarejestrowała jego obecność? Nie. Ten pocałunek był czymś, czego spodziewał się bardziej – przygryzienia wargi z kolei ani trochę. - Przyszedłem Cię odebrać – krótka i prosto informacja. Wtedy Kostek zauważył rzecz kolejną: swoje dłonie na biodrach Wandy. Kiedy? Jak? Nie potrafiłby powiedzieć za nic w świecie. Bo co innego czytać o miłości wielkiej czy mniejszej, szczęśliwej bądź nie. Co innego ją po prostu czuć, rozkoszować się słodką i gęstą emocją. A jeszcze inszą rzeczą było przeżywanie jej w samej sobie, dotyk gorących warg czy ciepłych dłoni – było to pięknie opisywane, bardzo obrazowo, lecz wciąż niedostatecznie, by móc to poczuć tylko i wyłącznie dzięki pisanemu słowu. – Ale widzę, że masz już obstawę – wskazał w tym miejscu głową Marka, choć wzroku nie oderwał od oczu Wandy. To była kolejna informacja – żaden tam naburmuszony wyrzut, wytknięcie czy przytyk. Obstawa dorzuciła swoje trzy grosze, wyraźnie zniecierpliwiona, więc Kostek podniósł na niego spojrzenie. A nawet SPOJRZENIE, bo w zielonych oczach błysnął ogień. Niewzruszona mina, poważny – niemal grobowy – ton. – Przepraszam, tato. Już idziemy. To był zapewne odwet za słuchanie na każdym kroku „Młody”. A może był to prostu zbawienny wpływ Wandy, która zamieniała metalową kukłę w człowieka i pomagała mu nabierać ludzkich cech?
|
|
| Wanda Wilczyńska
| Temat: Re: Wejście do budynku Pią Paź 22, 2021 9:59 am | |
| - Znalazł się książę na białym koniu, nie musisz się popisywać. Wanda ma z kim wracać. – on również nieszczególnie spoglądał na chłopca, choć jego wzrok jak już spoczął na sylwetce El-Galada, to nie należał do najprzyjemniejszych. Marek niespecjalnie zamierzał kryć się ze swoimi przemyśleniami. - Może niech się nią zajmie ktoś, kto zaraz nie zniknie i jej znowu nie zostawi. – warknął groźnie, bo dalej miał za złe Kostkowi, że nie było go przy pani major, gdy najbardziej go potrzebowała. To był jego psi obowiązek i jak ten wierny kundel miał trwać przy jej nodze. - Wanda umie sama o sobie decydować. – niechętnie wyplątała się z uścisku Konstantego, by móc pokonać dystans dzielący ją z przyjacielem. - No już, miałeś być grzeczny. – zabierając torbę z ramienia Tomaszewskiego pogładziła go po ręce, a na koniec ucałowała w policzek. Tomaszewski najpierw zaklął pod nosem, poburczał, poburczał wyraźnie rozeźlony tym, że faktycznie obiecał się zachowywać przy Kostku. Dopiero dotyk miękkich ust na szorstkiej skórze sprawił, że nieco się rozpłyną, wtedy też spoglądał z jakąś wredną satysfakcją na El-Galada, gdy przytrzymał Wilczyńską przy sobie, obejmując ją jedną ręką w talii. - Postaram się, ale twój mały chłopiec na Ciebie nie zasługuje – nachylił się nad uchem białowłosej, by wyszeptać jej te kilka słów, rzecz jasna jak skończony dupek wciąż rzucając wyzywające i oczywiście bardzo dojrzałe spojrzenie Kostkowi. - Ja o tym zdecyduję. – przewróciła oczami znudzona tym durnym samczym zaznaczaniem terenu. Poklepała jeszcze Marka po ramieniu nim odwróciła się do niego tyłem, by wrócić do swojego elfiego księcia. Być może brakowało mu białego rumaka, ale Wanda nigdy nie uważała się za księżniczkę, która potrzebowała ratunku. Wróć, ona przede wszystkim nie była księżniczką. Czasami łapała się na tym, że pewne osoby z tego względu nie będą zadowolone w kontekście Konstantego, ale usiłowała nie zapędzać się za głęboko w las, zwłaszcza na początku ich relacji. „Tato?” uniosła brew w uprzejmym zdziwieniu kogoś, kto nie bardzo rozumie co tu się właściwie odjaniepawla. - Czy ja o czymś nie wiem, a powinnam? Chcecie zostać sami czy coś... – bez słowa przekazała torbę Kostkowi, jakby to była oczywista oczywistość, a nie była. Nie w jej przypadku. Normalnie sama by niosła tę torbę, choćby miała ziemię gryźć i uginać się pod ciężarem zawartości ekwipunku. Przy swoim własnym księciu uczyła się nowych rzeczy i chciała być reformowalna, chciała się dla niego starać i zmieniać brzydkie nawyki, których nikt wcześniej nie potrafił naprawić. - Zmieniłam zdanie, wcale nie chce wiedzieć. – samcze przepychanki bywały całkiem interesujące, ale w tej jednej chwili jedyne o czym myślała, to był Kostek i znalezienie się z nim sam na sam w swoim mieszkaniu, nawet jeżeli minutę temu ta wizja była… niemożliwa do zrealizowania. - Chodźmy, nie chcę tutaj dłużej stać. – ścisnęła El-Galada za dłoń, którą wcześniej, w tak zwanym międzyczasie, zdążyła chwycić. |
|
| Konstanty Albert El-Galad
| Temat: Re: Wejście do budynku Pią Paź 22, 2021 11:31 am | |
| - Och – zaczął trochę zaskoczony. Choć bardzo sztucznie i nachylił się do Wandy. – Zobacz, jeszcze trochę i Marek się zorientuje, że służę w AGAT-cie, nie Husarii – żaden tam konspiracyjny szept, konspiracyjne i delikatne zniżenie głosu, lecz zniżone tak niedbale, by główny zainteresowany doskonale usłyszał. Zaraz jednak Kostek się wyprostował i posłał Markowi spojrzenie dużo zimniejsze. No i chuj, koniec z żarcikami, już nie będzie nawet próbował. Z jednej strony sam miał sobie za złe – częściowo – lecz z drugiej… nie miał żadnego wpływu na swoje umiejscowienie. Nie wydawał rozkazów, tak globalne rozkazy o rozstawieniu wszystkich wojsk podejmował król i, no cóż, hetman – i chyba na chwilę natchnął Kostka, albo Kostek zmienił się w niego na kilka chwil. Hej, po kimś ten zimny spokój musiał dziedziczyć! – Może zadzwoń do Naczelnego Dowódcy Polskich Sił Zbrojnych na skargę? Podam Ci jego domowy numer. Jeśli nie rozumiesz jak działa system podległości, może on zechce Ci wyjaśnić, dlaczego żołnierz z zupełnie innej jednostki był zupełnie gdzie indziej. - Pokręcił głową. Jakaś taka naturalne reprymenda mu się udała w tym krótkim wywodzie. Rozczarowanie postawą, zażenowanie, że w ogóle musiał o tym mówić. Czy poczuł przy tym satysfakcję? No ni chuj. Podobnie jak ni chuj nie zareagował ani na kolejną zaczepkę, ani tym bardziej na te wyzywające spojrzenia. Był dużym chłopcem o starczej duszy, co mu poradzisz? Nawet nie wysilał się, by choćby spróbować cokolwiek podsłuchać – skoro nie było to dla jego uszu, to nie było. Wanda zresztą nie bawiła się w podobne animozje i, jak to powiedziała, „decydowała sama”. Pozostawało mu wierzyć w jej osąd. Zwłaszcza że daleko jej było do romantycznych i zwiewnych nimf, księżniczek – była prawdziwa, z krwi i kości. Nie potrzebowała ochrony, protekcji, sama sobie była karabinem i panem, tym właśnie wzbudzała podziw i respekt. Dzięki temu również niektórzy młodsi stażem czy stopniem żołnierze jej się bali, bo była nie do zdarcia. Za kogo by ją brano, gdyby biegał dookoła niej na polu bitwy niczym mały piesek? Nie zmieniało to jednak tej jednej kwestii, że Kostek był niczym wypisz-wymaluj książę. Tak honorowy, o naturze tak delikatnej i wrażliwej, lecz jednocześnie silny, świetny wojownik, odważny dowódca! Wziął torbę i narzucił ją na ramię jednym, płynnym ruchem. Kostek wzruszył tylko ramionami. - To miała być żartobliwa przekora za nazywanie mnie „młodym”. Może niezbyt zabawna- odparł bezbarwnie, zaciskając palce na dłoni Wandy – również zupełnie mimowolnie, jakby była to rzecz wyjątkowo naturalna. – Oczywiście. Chodźmy. Nie zamierzał pytać, czy Marek idzie z nimi – bo wziął to z jakiegoś powodu za pewnik. I poleźli w pizdu.
zt x2 |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Wejście do budynku | |
| |
|
| |
| |