| Kłopotowskiego 38/7 | |
Rha'thel Magornith
| Temat: Kłopotowskiego 38/7 Pią Wrz 10, 2021 9:27 pm | |
| Kłopotowskiego 38/7Mieszkanie mieści się w zabytkowej kamienicy z roku 1912, uważanej za najpiękniejszy przykład warszawskiej secesji na Pradze, i prowadzą do niego (jak zresztą i do reszty mieszkań...) znane na całą Warszawę spiralne schody.
Drzwi wejściowe prowadzą do niewielkiego przedpokoju, w którym ciemno jak w dupie u murzyna. Po prawej - lustro w drewnianej ramie i szafka na buty. Po lewej - wieszaki ścienne, wiecznie zawalone kurtkami, bluzami od mundurów i innymi takimi. Jakby dobrze pokopać, to i pewnie flaga Polski by się znalazła.
Przedpokój ciągnie się trochę i prowadzi do reszty mieszkania. Bezpośrednio po prawej stronie znajduje się niewielka kuchnia. Choć wystrój nie powala elegancją i drogimi sprzętami, to jest tu całkiem schludnie i przytulnie - głównie za sprawą Elżuni, bo Ra i Leo to wchodzą tam głównie po kawę albo żeby ukraść coś z patelni. Na lewo zaś mieści się pokój stołowy.
Ach, ale cóż to za pokój stołowy. Standard, można by rzec, słowiańsko-studencki.
Stara, drewniana podłoga w centralnym miejscu przykryta jest czerwono-złotym dywanem (w którym uważne oko dostrzeże kilka wypalonych szlugami dziur), a na nim stoi przykryty dużym, koronkowym obrusem podłużna ława. W sam raz, żeby było można na niej postawić piwo czy inne chipsy podczas posiadówy. Bo tuż przy niej znajduje się niepierwszej nowości kanapa. Na ścianie nad nią zawieszona została makatka (która wygląda jednak bardziej jak dywan) przedstawiająca... hetmana. Najcenniejsza zdobycz tego domu. Druga w kolejności wisi nad mieszczącym się naprzeciwko telewizorem - makatka, chyba z tego samego kompletu, przedstawiająca Matkę Boską. Z Częstochowy, oczywiście. Reszta pokoju zawalona jest meblościanką (na niej, a jakże, pełno bibelotów i wojskowego barachła walającego się na kolejnych koronkowych serwetach). W rogu między ścianą a jednym z okien stoi choinka - ale nie byle jaka, bo misternie ułożona z puszek po Żubrze i Lechu. Tak jakoś wyszło, że drugi albo i trzeci rok z rzędu nikomu nie chce się jej rozbierać. Może jakby miała podwójne de z przodu...
Z salonu przechodzi się na balkon, do pokoi dzbanów (ściana przed pokojem Ra ozdobiona jest autentycznym drogowskazem wskazującym kierunek na nieistniejące już zadupie i głosi, że "Cyców 2") oraz łazienki. Łazienki może niedużej i nienowej, ale za to czystej i z antyczną wanną na miedzianych nóżkach.
Z wyjątkiem kuchni i łazienki wszędzie jest ta sama stara, drewniana podłoga, która skrzypi w niektórych miejscach. A ściany i okna są - jak to w starym budownictwie - wysokie.- Pokój Ra:
Stosunkowo spora sypialnia, która zdecydowanie się różni od części wspólnej mieszkania. Głównie panuje w nim lekki nieład, można zaobserwować wszędzie leżące notatki i książki - głównie z matematyki, chemii oraz fizyki. Pokój jest urządzony w dosyć ciemny sposób - ściany są pomalowane na butelkową zieleń, podłoga została wyłożona ciemnobrązowymi panelami, na których to również leży zielony, lekko wzorzysty dywan. W pokoju znajduje się kilka skórzanych puf, na jednym z dwóch biurek stoi telewizor kineskopowy, do którego została podłączona leciwa konsola PS1, która wciąż jedna działa. Podwójne łóżko rzadko kiedy jest schludnie pościelone.
Na półkach stoją różne zdjęcia - głównie te z Elżunią i Leo, z początków ich przyjaźni, gdy jeszcze byli dziećmi, z czasów bycia szeregową, czy niedługo po dołączeniu do husarii. Nie mogło również zabraknąć zdjęcia z Luthonem, gdzie stoją obok siebie. Lu wyprostowany z delikatnym uśmiechem, Ra w podobnej pozie tylko robiąca bratu "rogi" i szczerząca się jak głupia do sera.
- Pokój Elki:
Najmniejszy pokój w Dzbanowisku, ale i jego właściciel nie spędza w nim za dużo czasu. Białe ściany, na ścianie plakat z gołą laską - BLONDYNKĄ! - rozwaloną na fenomenalnym czarnym Harleyu zaraz obok plakatu z Żółwiami Ninja. Na ścianie powieszone są również proste półki z jasnego drewna, są zastawione pucharami, jest też kilka zdjęć w ramkach - przede wszystkim Trójki Dzbanów oraz Elżuni z rodzicami. Największym ewenementem są książki na jednej z tych półek - jest ich dokładnie cztery i wszystkie są kucharskie.. Nad łóżkiem powbijane są powbijane w ścianę gwoździki, z których zwisają medale - wszystkie tylko i wyłącznie z zawodów sportowych. Pod oknem stoi łóżko na bardzo niskim drewnianym podeście przykryte wiecznie jakimś kolorowym pledem - takim dojebanym, ręczenie robionym, Elka ma ich z pięć - a obok łóżka stoi prosta szafka na pierdoły, ale nade wszystkim na RADIO, które służy głównie do słuchania meczy. W rogu pokoju stoi prosta komoda z jasnego drewna i szafa, zaraz obok nich stoi wysoki kosz wypełniony piłkami (przeróżnymi), a dodatkowo na ścianie nad komodą są zamontowane stalowe wieszaki, na których wiszą kolejne sportowe pierdoły: deskorolka, longboard, rolki, zdezelowana jak nieszczęście hulajnoga, łyżwy i KIJ - ale nie taki zwykły kij, tylko kij do walki wręcz z metalowymi okuciami. Na ostatniej zaś wolnej ścianie wisi metalowy stelaż, a na nim górski rower. Mało miejsca, nic na podłodze, widać, że chłop tam po prostu sypia co najwyżej.
- Pokój Leo:
Średniej wielkości bardzo schludny pokój, który swoim wystrojem w żaden sposób nie przypomina salonu Dzbanowiska. Prawie wszystko jest tutaj w kolorze granatowym lub niebieskim; począwszy od pościeli na dwuosobowym łóżku (wygodny, miękki materac na czarnej, żelaznej ramie), przez dywanik na podłodze aż po klosz lampki nocnej. Oraz całą masę innych dodatków. Przy oknie znajduje się biurko z ciemnego drewna, na którym stoi nieco już wysłużony, ale wciąż zadbany i bardzo sprawny pecet. Obok - mały regał z książkami i gównem do fotografii (łącznie z ukochanym przez Leopolda Nikonem FM2). Obok, w kącie, elektryczne skrzypce na statywie oraz wzmacniacz. Dalej, pod ścianą, jest duża drewniana szafa na ciuchy. Naprzeciw niej - większy regał. Na nim książki, komiksy, kasety, radio. Zresztą co ja się będę, układ mebli mniej więcej jak na obrazku lol. Na ścianach wiszą plakaty oraz całe mnóstwo czarno-białych zdjęć, w większości wykonanych (a nawet i wywołanych) przez Leopolda. Święta Trójca Dzbanowa w mundurkach szkolnych - przy czym każde z nich z pizdą na oku. Elżunia z opalenizną budowlańca i miną cierpiętnika. Ra w stroju kąpielowym wygrzewająca się na piasku. Elka - o zgrozo - czytający książkę. Albo udający, na jedno wychodzi. Ra, z bardzo niezadowoloną miną, w babciowej sukience w kwiatki. Ra w mundurze, jeszcze z pagonami zwykłego szeregowca. Ra i Leo w mundurach, a smutny Elżunia w cywilnych ciuchach. I wreszcie cała trójka w umundurowaniu, roześmiana i szczęśliwa. I cała, cała masa innych. Prawdziwa historia.
|
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Pon Lip 24, 2023 9:22 pm | |
| Wchodzenie po schodach nigdy nie było problemem. Wchodzenie po schodach było czynnością automatyczną, robił to człowiek, nawet nie do końca myśląc, że to robi. Ale teraz Elżunia patrzył, jak jego stary - Tadeusz - montuje mu do wózka schodołaz i czuł się z tym faktem trochę dziwnie. Nawet zapiął pasy, zanim ojciec zaczął ciągnąć go na górę jak ten przysłowiowy wóz. - Nie jesteś najszybszym środkiem transportu, tatę - rzucił tak lekko żartobliwie. Bo było mu trochę zwyczajnie głupie, że stary musi go po schodach tak trochę ciągnąć, nawet jeśli schodołaz był gąsienicowy i miał mimo wszystko własny napęd. - Zaraz to się będziesz czołgał - odparował mu rodziciel. W takiej to wesołej atmosferze dojechali na górę. Na piętrze pan Tadeusz - iks de - zaczął rozmontowywać urządzenie, a Elżunia opierał się o podłokietnik wózka z torbą na kolanach. - Leo jest w domu? - zapytał. - A nie wiem, wiesz. - A, no spoko. Czekaj, znajdę klucze - jak powiedział, tak i zrobił. Wyszperał je z bocznej kieszonki i podał ojcu, żeby ten mógł otworzyć drzwi. Bo i zamknięte były. - Tutaj pomontowaliśmy z Poldkiem takie te poręcze w łazience i przy łóżku. Jak w domu, takie same. Jak chcesz, to w ogóle zostanę jeszcze trochę, to ci pomogę. Mama sobie poradzi w knajpie teraz. - Tatę, cziluj i jedź do domu. Dam sobie radę. Pan Tadeusz - iks de - tylko jeszcze trochę oponował, zanim jeszcze wepchnął Elżunię do jego pokoju i finalnie wyszedł. A Elżunia? Poczekał tylko, aż zamkną się drzwi. Zaraz podjechał do szuflady, w której miał skitrane fajki. Tylko że żadnych nie było, to przecież zawsze zostawały inne miejsca na chacie, w których można było znaleźć szlugi. Dlatego bez cienia skrępowania przejechał sobie wózeczkiem prosto do pokoju Leopolda. Bez pukania otworzył drzwi i bez zapowiedzi wjechał do środka. - O ty, kurwo niemyta, jesteś w domu. Masz szlugi? - zapytał, podjeżdżając jeszcze do łóżka, żeby Leopolda po prostu pierdolnąć kapciem, którego zdjął ze stopy. W końcu było dopiero po siódmej rano. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Pon Lip 24, 2023 10:14 pm | |
| Ostatnie dwa dni spędzili z panem Tadeuszem - iks de - na przysposabianiu mieszkania do obecności kaleki. Było z tym trochę jak z zabezpieczaniem mieszkania przed małymi dziećmi - tylko znacznie gorzej. Bo trzeba było wszystko przewiercić, wkręcić, oszpachlować, zamalować, czy, jak w łazience, nawet położyć kilka nowych płytek. No syf jak malowany po prostu, ale czego się nie robi dla dzbana, któremu inny dzban połamał kręgosłup? Więc teraz odsypiał. I już chuj w to, że śniło mu się, że zamiast rąk ma kółka i musi nimi przykręcać jakieś śrubki, bardzo wymowny sen, tylko że ktoś go właśnie, kurwa, obudził. I ten ktoś nie był Luthonem budzącym go w jedyny słuszny sposób. Ten ktoś był tak dla Leopolda aseksualny, że bardziej się nie dało. - Weź tego laczka albo zdemontuję ci kółka, złamasie - warknął Leopold z wciąż zamkniętymi oczami. Na ślepo wymacał na nocnym stoliku nieco wymiętą paczkę fajek. Wystukał jednego papierosa, a resztą - już otwierając jedno oko - rzucił w Elkę. Jeszcze nie zdążył otworzyć drugiego ślepia, a już dało się słyszeć szczęk kamyków w zapalniczce i zapachniało tytoniem. - A tak ogólnie to którego słowa w zdaniu "nie budzić mnie rano bez powodu" nie rozumiesz? - zapytał spokojnie z pozornym, uprzejmym zainteresowaniem, podkładając sobie wolną rękę pod głowę i wpatrując w kumpla. - Ja wiem, że ci połamało kręgosłup i wielu rzeczy nie możesz, ale zapewniam, że wolno ci myśleć i pamiętać nieśmiertelne zasady panujące w tym domu. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Pon Lip 24, 2023 11:47 pm | |
| Zabrał laczka. Bo jeśli czegoś się nauczył w ciągu tych wielu lat toto, że budzenie Leopolda bywało misją samobójczą. Co najmniej. Łatwiej i bezpieczniej chyba było pukać do piekła bram. Tylko że przecież można było to robić tylko w kryzysowych sytuacjach - a przecież taka właśnie była. W końcu nie ma niczego gorszego niż brak szlugów. A Elżunia nie palił naprawdę długo, bo przecież raz że w szpitalu, a później u starych na chacie. Jakoś tak głupio było prosić ojca, żeby mu pomagał wjechać na balkon czy coś. Z drugiej strony w obecnym stanie i jak na razie to rodzice chyba pozwoliliby mu dosłownie na wszystko. Najpierw jednak postanowił wyłuskać fajkę z paczki i ją odpalić, później zaś założyć kapcia z powrotem na stopę. Trochę z trudem. - Nie miałem fajek, to był powód. Sami mi je pewnie wyjarałeś, jebany pedale, przecież zawsze mam szufladzie na czarną godzinę skitrane - oznajmił z oburzeniem. Niemal świętym. Pewnie je zapierdoliła, menda społeczna, za to skręcanie tych wszystkich barierek czy coś. A to był żelazny zapas na sytuacje kryzysowe, takie jak wszystkie wyjarane szlugi w czasie imperzy na przykład. Przecież alko lubi dym czy coś. - Zasady i kręgosłupy są po to, żeby ja łamać - zarechotał Elżunia tak między jednym zaciągnięciem a drugim. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 5:14 pm | |
| Leopold miał trochę inną definicję sytuacji kryzysowej. Do takich należał na przykład wybuch pożaru w mieszkaniu - a i to niekoniecznie, bo przecież można było wtedy rzeczonego Leopolda nie budzić, tylko przenieść w bezpieczne miejsce. Każdy, kto go choć trochę poznał, dobrze wiedział, że budzenie go było misją niebezpieczną. I nie było wyjątków dla złamanych przez życie - albo Ra - kalek. - Nie jebany, tylko jebiący - warknął mało przyjaźnie w odpowiedzi. Wyjął rękę spod głowy i bez patrzenia złapał za stojący na szafce nocnej budzik, model standardowy, kolor czarny. A potem wziął i nim rzucił w głowę Elżuni. - I lepiej uważaj - dorzucił jeszcze ze złośliwym uśmieszkiem, który wypłynął na jego usta. - Jak będziesz niegrzeczny, to ciebie też wyjebię, bo mi nie uciekniesz. Wór na głowę i za ojczyznę. A potem parsknął przypałowym śmiechem na tę wzmiankę o łamaniu kręgosłupów. - Dobra, ej, będę ci musiał coś pokazać. Bo znalazłem coś fajnego. Ale nie chce mi się wstawać. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 5:57 pm | |
| Złapał ten budzik niczym rasowy baseballista i położył sobie na nodze, szczerząc zęby. A później spojrzał na swojego szluga, czy raczej na popiół, który niebezpiecznie balansował już na jego końcówce. - A jeden chuj, heh - parsknął, wkładając peta między zęby, żeby zaraz obrócić się na wózeczku i podjechać na wstecznym do łóżka, bo przecież spiołka była na szafce przy łóżku, a do niej zwyczajnie nie sięgał. Strzepnął najpierw popiół do popielniczki, nim znowu wcisnął papierosa do ust i zacisnął dłonie w pięści, żeby podnieść gardę. - Tylko, kurwa, spróbuj, to też ci wyjebię, aż ci jedynki wyjdą na spacer. Zaraz jednak gardę opuścił i znowu złapał szluga w dłoń, a budzik grzecznie odstawił na swoje miejsce. Aż sam był trochę zaskoczony, jak łatwo przyszło mu żartowanie z pedalstwa Leopolda. W końcu wcześniej tematu starał się unikać jak ognia. - Co? - zapytał najpierw, bo może mu chłop po prostu powie i będzie z bani. - Ej, jak jesteś pedałem i nazywam cię pedałem, to jest to fakt czy obraza? - wypalił zaraz po tym. Kompletnie poważnie. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 6:16 pm | |
| Zacmokał z dezabrobatą. - Myślisz, że te twoje nędzne piąstki ci w czymś pomogą? Zwiążę ci ręce i skończy się dzień dziecka. - Strzepnął zbierający się popiół do popielniczki, po czym zaciągnął się głęboko. Namyślał się chwilę, a potem postanowił, że w sumie to jednak wstanie, skoro już nie śpi. Głodny był. - Albo w sumie to jebać. Weź zrób coś do żarcia, bo jak leżałeś taki połamany to jedliśmy normalne żarcie tylko jak twoja mama coś przyniosła. A tak to tylko konserwy z chlebem - skrzywił się. Miał konserw po same uszy. Jedna rzecz - żreć konserwy jak się jest na misji. A zupełnie inna musieć je wpierdalać w domu. To zupełnie nie to samo. W domu smakowały znacznie gorzej. - W sumie to ja jadłem, Ra to prawie nic nie tykała. A w ogóle to jaki ty jesteś, kurwa, głupi. Nie jestem pedałem, bo dziewczyny też lubię. Więc twój argument jest zupełnie jak ty: inwalidą. Podniósł się do siadu, a kiedy kołdra się zsunęła, okazało się, że Leopold ma nowy zwyczaj: sypiania tak, jak go bozia stworzyła. Kompletnie nieprzejęty faktem, że świeci dupą przed Elżunią, wstał i podszedł do szafy. Wygrzebał z niej jakieś dresy i zaczął je wciągać na dupsko. - Dobra, chuj z tym, pokażę ci od razu. - Zaśmiał się przypałowo do wizji, którą uraczył sam siebie w myślach. Zaczął grzebać w dolnej półce szafy. - O, jest - powiedział z satysfakcją i wyprostował się. W ręku trzymał jakiś stary kontroler na baterie. - Pa tera. To ty, hehehe. Leopold wcisnął jeden z przycisków i zakręcił gałką, a z otwartej szafy wyjechał zdalnie sterowany samochodzik: żółte lamborghini. Zaczęło kręcić ósemki koło Eligiusza. I nie byłoby w tym absolutnie nic zabawnego, gdyby nie to, że do samochodziku był przywiązany kudłaty blond Ken w różowym dresiku. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 6:27 pm | |
| - Nędzne? Zaraz serio ci wykurwię - burknął Elżunia szczerze i do bólu urażony. I aż spojrzał na swoją łapę, żeby sprawdzić - ze szczerym zmartwieniem. Ale w sumie to może faktycznie zmalała. W sumie nie ćwiczył. W sumie nawet nie mógł, bo jak próbował, to chłop od rehabilitacji darł na niego mordę, lekarze darli mordę, starzy też darli mordę. Wszyscy darli generalnie mordę, nawet babcia Elki przez telefon. Ale może dlatego, że była już trochę głucha. - A co jest w lodówce? To coś ci zrobię, jeśli sięgnę do kuchenki - poważne problemy. - A co z Ra? Rodzice nic mi nie mówili, ale chyba jak chcieli ją odwiedzić, to ich odesłano z kwitkiem - podłapał już inny temat od razu, bo przecież co się będzie kłócił. Leo był pedałem, więc o pedałach wiedział więcej. Proste. A Elżunia dawno się nauczył, że nie warto kłócić się o to, czy jest faktycznie głupi. Bo wtedy Leopold zaczynał używać trudnych słów i wychodziło na jego tak czy inaczej. Za to totalnie się nie przejął gołym dupskiem Mazura. Czekał grzecznie, ćmiąc jeszcze chwilę szluga, bo zaraz oto nadjechała atrakcja. Aż się zakrztusił dymem, jak parsknął śmiechem. Zaniósł się panicznym kaszlem, wciąż się śmiejąc. - O kuuurwaaa. Dawaj, jebniemy moją brykę na żółto - znowu się roześmiał i zgasił peta w popielniczce, tylko po to, żeby mieć wolne ręce. Wprawdzie elektryczny wózek stał w pokoju, a Elżunia siedział na normalnym, ale to nijak mu nie przeszkadzało, żeby bezceremonialnie wjechać na środek pokoju i też zacząć kręcić kółeczka. Prawie aż miniaturkę rozjechał. No identyczni, tylko że Elżunia miał wyjątkowo zielony dres, a nie różowy. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 6:56 pm | |
| Absolutnie nie przejął się groźbą naruszenia ciała. Takie groźby padały w ich mieszkaniu co najmniej kilkanaście razy na dobę i nie były niczym niezwykłym. Czasem nawet miały jakieś pokrycie. Poza tym, co mu taki Elżunia na wózku mógł zrobić? Totalnie nic. Co najwyżej gonga w brzuch zamiast w kaczan. A co to jest, no prośba. - W lodówce? - Leopold zamrugał kilka razy, wpatrując się martwo w Eligiusza. - Eeee... Światło? Nie wiem, stary, może twoja mama zrobiła nam jakieś zakupy na twój powrót, nie znam się.Ot, pierwszorzędny gospodarz. Leopold kompletnie nie znał się na gotowaniu. Nie dość, że nigdy nie musiał, to jeszcze kiedy raz czy dwa próbował się zabrać za gary, to źle się to kończyło. Więc i zakupów też nie robił, bo nawet nie wiedział co z czym. Latał do sklepu tylko jak mu ktoś przygotował konkretną listę zakupów. A że ani Elżuni, ani Ra w domu ostatnio nie było... Ale teraz był. I chichrał się z samochodzika jak głupi do sera. Leopold zresztą też. Jednak warto było przewalić pół żołdu na to cacko choćby dla tej jednej chwili. - Chcesz to możemy jebnąć na żółto, ostatnio mam wprawę w malowaniu. Ale weź się, kurwa, uspokój, nie kręć ósemek u mnie w pokoju, bo mi rozjebiesz skrzypce. Chodź do hetmańskiego, tam to co najwyżej choinkę z butelek rozwalisz. Poza tym masz, to dla ciebie - rzucił beztrosko i wcisnął mu kontroler do rąk. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 7:07 pm | |
| - Ja jebię - westchnął tylko ciężko. Zostawić samych na chwilkę. Czy tam dwie. Zaraz pustko w lodówce, pewnie pajęczyny co najwyżej albo i w ogóle pająki. Może jakaś wóda czy browary, ale tak to pewnie nic. - Możemy iść do sklepu czy coś. Normalnie poszedłby sam. Tylko że teraz nie dość, że nie udałoby mu się sturlać po tych schodach, to w ogóle z chodzeniem nie miałoby wiele wspólnego. Finalnie to przecież Elżunia dbał o domowe zapasy i wyżywienie. Najlepiej wiedział, kiedy kupić srajtaśmę, kiedy trzeba masło, kiedy trzeba cokolwiek. Skoro robił spożywkę, to przecież co mu szkodziło kupić co innego. Lata wprawy wyrobiły w nim dodatkowo prawdziwego łowcę okazji. Może literatury jako takiej nie czytał, ale gazetki ze sklepów to już jak najbardziej - zawsze wiedział, gdzie co kupować na dobrych promkach. - A co malujesz? - zapytał, przestając już napierdalać te kółeczka. Bo faktycznie jeszcze byłby coś rozjebał. Tylko że nie dało się jednocześnie popychać kółek wózka i kontrolować samochodziku, więc robił przystanki. - Nazywam Cię Mariusz - bo to było takie dojebane imię. Maro. Marunio. Mario. Tyle fajnych zdrobnień, a nie jakaś tam Elżunia czy Elka. Bo jak zdrobnić Eligiusza inaczej, na Boga? Eligiuszku? Wjechali więc we dwóch - Elżunia i Marunio - do hetmańskiego. - Dobrze być na chacie z powrotem. Ale będę miał prośbę do ciebie - zawahał się nawet trochę. - Wypierdolisz mi ten szpej ze ścian do piwnicy? W sensie rower i tak dalej.Bo gdy ucieszył się niemożebnie z powrotu. Tylko gdy spojrzał na swoją piękną ścianę, na ten rower, na deski, na rolki, na wszystkie te rzeczy... to zrobiło mu się autentycznie gorzej. Totalnie nie chciał na to patrzeć, ale tego już nie mówił. - Bo mi się wózek nie mieści czy coś |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 8:25 pm | |
| - Iść to mogę ja. Ty to się co najwyżej doturlasz. - palnął machinalnie. Wszystko wskazywało na to, że rzucane od niechcenia żarciki o kalectwie i pedalstwie to będzie nowy chleb powszedni w dzbanowisku. No kto by się spodziewał. - Ejejej, a może ci zamontujemy z tyłu taką siatę na zakupy jak mają wózki dla gówniaków, co? - rzucił Leopold, kompletnie swoim pomysłem zachwycony. - Jak chcesz to możemy się wybrać, ale możesz też po prostu zrobić listę co trzeba kupić, to skoczę na szybko. A jakieś takie konkretniejsze zakupy zrobimy później. Leopold podrapał się po głowie. Mariusz, tak? Tego to się nie spodziewał. Że mini Elżunia zostanie Mariuszkiem. Pokiwał głową. - Mariuszek brzmi jakby był upośledzony, więc pasuje idealnie. A maluję to ostatnio ściany po montowaniu poręczy dla ciebie. A co myślałeś, że jakieś pejzażyki na kiju? - prychnął i stanął za wózkiem, żeby Elżunia mógł skupić się na Mariuszku, i po prostu popchnął ten nieszczęsny wózek aż do salonu. Znaczy, hetmańskiego. I już na miejscu jeszcze chwilę stał za Elką, nie odzywając się w ogóle. Usta zaciśnięte w wąską kreskę sugerowały, że Leopold chętnie by teraz w coś albo kogoś przyjebał z całej pety. Zamiast tego zacisnął dłonie w pięści. Po kolejnej chwili mu przeszło, więc wyszczerzył się, trochę tylko sztucznie, i stanął przed kumplem. - Jasne. Ale tylko tymczasowo. Bo na pewno ogarniemy jakieś magiczne gówno, żebyś mógł chodzić, to sobie sam potem zataszczysz to całe barachło z powrotem do pokoju. A w ogóle, to te dzbany z rehabilitacji pozwoliły ci już normalnie ćwiczyć? Bo myślałem, żeby ci zamontować gdzieś drążek, żebyś się razem z tą bryką podciągał. To będziesz na górze taki dojebany jak mityczny wój Jaglak, hehe. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 8:50 pm | |
| - No, można. Tylko może nie z tyłu, bo mnie przeciąży i się wypierdolę i co wtedy? Chyba że na kółkach. Ale to do elektryka, bo panie, ja może i mam parę w łapach, ale kaman, bez przesadyzmu już - wyjebał się już ze dwa razy, jak się wygłupiał. Ciężko się było później samemu wgramolić z powrotem na to gówno. Ogólnie zaczął teraz rozkminiać, jak tu można coś dorzucić, ale w sumie oprócz tyłu wiele nie zostawało. Bo na bokach przecież kółka. - Izi. To na razie coś na śniadanie. Jajka, bekon, bułki, cebula, takie gówno. Zaraz ci napiszę. I piwo. Totalnie bym ojebał browara do śniadania - ogólnie to najchętniej by się po prostu napierdolił jak szpadel, ale to chodziło za nim, gdy w ogóle się obudził w szpitalu. Żeby się tak po prostu nakurwić jak ostatnia szmata, do odcinki i do kompletnego zapomnienia. - Kurwa, nie Mariuszek D: - zaprotestował od razu, jadąc grzecznie Mariuszkiem do salonu. - Maro. Marunio. Mario. - Bo Mariuszek faktycznie brzmiało niczym dziecko z downem. Aż prawie przestało mu się podobać. - A, dobra. Nie wiem, malowanie pejzażyków jest gejowe, więc by pasowało. Aleszko zaś wbił wzrok w podłogę i zacisnął mocniej dłonie na kontrolerze. Może i dobrze, że przez ostatnie tygodnie w ogóle nie ćwiczył, bo jeszcze byłby go rozgniótł w dłoniach. Nie chciał patrzeć na rzeczy, których nie będzie mógł używać, które lubił. Lekarze niby mówili, że powinien wrócić do normalnego trybu życia, tylko że... no jak? Co miał ze sobą teraz w ogóle zrobić? Całe życie wypełniał mu ruch, jazda na motocyklu, wojsko. Zabawa w gotującą panią domu była tylko odskocznią. Nie lubił czytać, grać w gierki na konsoli czy oglądać bez końca telewizję, a przecież niewiele alternatyw mu zostawało. Bez pomocy nawet z domu wyjść nie mógł. Ale usłyszał kroki Leopolda, więc z miejsca się rozpogodził i wyszczerzył równie trochę sztucznie. - Nie no, jasne - odparł lekko. Leciutko. Jasne, pewnie, na chwilę czy dwie się to tylko wyrzuci. - Normalnie to nie, ale tak powoli, żeby się nie przeciążać od razu. "Małymi kroczkami, Eligiuszu", tak mi ten Filipek od rehabilitacji powiedział, ale on ma coś z garem nie tego. Do typa na wózku mówić "małymi kroczkami", no pierdolnięty - pokręcił aż głową, jednocześnie jeżdżąc Mariuszkiem dookoła stolika. - Jest coś zielone w domu? - dowalił jeszcze prosto z mostu. A przed chwilą mówił przecież o piwie. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 9:06 pm | |
| - Co na kółkach, jak na kółkach, przecież to bez sensu. Z tyłu, o tu - popukał w oparcie wózka. - Przecież nie będziemy tyle ładować, żebyś się wyjebał. A jak jednak się zdarzy, to przecież ludzie ci pomogą, bo jesteś, kurwa, kaleką. W sumie to jest zajebisty patent - dodał jeszcze z ożywieniem. - Ty się wypierdalasz, a jak ktoś przejęty pomaga ci się wgramolić z powrotem, to mu kradniesz portfel. Czemu to jeszcze nie jest popularne? - dodał z niesmakiem. No bo jak to tak. Są metody na wnuczka, a na sierotę na wózku nie ma? Nonsens. Przestępcy jakoś strasznie mało sprytni są. Na myśl o jajecznicy z bekonem aż mu zaburczało w brzuchu. A na myśl o Eligiuszowej jajecznicy z bekonem był gotów lecieć do sklepu już teraz, w samych laczkach. No bo ile tego gówna nie jadł? Przez cały ten czas, co Elka był w szpitalu. I jeszcze znacznie wcześniej, jak był na Leopolda śmiertelnie obrażony za ruchanie kolegów. Przecież taki obrażony Elżunia, mimo że serce miał złote, to ni chuja Poldkowi nie gotował. - Dobra, polecę zaraz. W sumie to tego piwa więcej wezmę, bo trzeba opić twój powrót do domu. - Spojrzał uważnie na te swoje dresiki, czy były jakieś w miarę wyjściowe. No tak średnio. Ale przynajmniej były czyste. - I żaden, kurwa jego jebana mać, Marunio. To brzmi tak pedalsko, że nawet ja bym tego nie tknął. Zostaje Mariuszek, nie masz nic do gadania. Leopold podszedł do ławy stojącej przed kanapą. Zawsze się tu walały jakieś kartki, to złapał jedną. Jakiś na wpół stępiony ołówek też. Podał to Elżuni, żeby zapisał mu listę zakupów i zarżał. - Małymi kroczkami to jego z roboty mogą wypierdolić - odparł po chwili, dalej się szczerząc. - A w ogóle to sprawdzałem ulotkę jakiegoś domu kultury i mają jakieś treningi koszykówki dla takich złamasów jak ty. Niby co piątek. Właśnie, zielone - przypomniał sobie po pytaniu Elki. - Dobrze, że mówisz. Będę wracał to skoczę do Siwego po coś. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 9:24 pm | |
| - Człowiek z Huty wyjedzie, Huta z człowieka nigdy - zaśmiał się najpierw. Bo przecież totalnie już sobie imaginował jakiegoś łysego Sebka dresika - który wyglądał totalnie jak dobry kolega Elżuni Mati z góry - który właśnie tak dryłuje, żeby celowo się przewrócić i tylko czeka, aż mu ktoś pomoże, żeby podwędzić portfel. - Ale w sumie to dobre na mandaty. Za jaranie na przystankach na przykład, przecież kto by wjebał mandat kalece? No żaden prawilny policjant nie powinien, przecież jeszcze by takiemu tramwaj spierdolił czy inny trolejbus, a na takich kółkach to może by nawet nie dogonił. - Marunio brzmi jak człowiek sukcesu - burknął tylko. Marunio, człowiek światły i bywały w świecie. Marunio właściciel restauracji albo punktu ksero. Żadna tam gejoza czy pedalskość, tylko sto procent samca alfa w samcu alfa. - W sumie gdybyś miał siostrę albo brata, to Ra mogłaby też puknąć ci rodzeństwo i bylibyście kwita - to już tak a propo pedalskości rzucił bardziej niż czegokolwiek. Chyba przeszedł finalnie do porządku dziennego z informacją, że jego najlepszy przyjaciel nie gustuje tylko w laskach, z czasem przypomniał sobie nawet niektóre dwuznaczne żarty, którymi rzucał czy Mazur czy Magornith i nagle stały się jasne. Nawet był skłonny robić jajecznicę, może ulepić pierogi na obiad. Chyba poszerzyła mu się perspektywa. Zaczął zapisywać na kolanie itemy do zakupienia. Podstawowej potrzeby najpierw, takie jak masło, jajka i kawał dobrego boczku. Szczypiorek, a jakże, jeśli będzie. Pomidory. I wielkimi drukowanymi literami "PIWO!!!!". - Ale to muszę poćwiczyć jazdę. Oni tak zapierdalają szybko, że dramat, ja tak nie umiem - postukał się końcówką ołówka w wargę, myśląc, co by tu jeszcze dopisać do listy. - Jak mamy w sumie palić, to coś na gastro jeszcze trzeba. Dopisał więc na kartce jeszcze "ciastka", a zaraz po tym "ziemniaki" i jeszcze na koniec "ser". Żeby zrobić frytki. Z serem. I ciastkami, tak. Podał karteczkę Leopoldowi. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 9:39 pm | |
| Parsknął śmiechem do wtóru. Bo coś w tym, kurde, było. Pewne wzorce myślenia wpojone jeszcze za gówniaka zostawały na zawsze. I mimo że Leopold sam nie zamierzał czegokolwiek kraść - nie, że taki był porządny, czy coś, po prostu nie chciał nigdy wyłapać kleszczem jak Wiśnia - to jednak pożywka do rozważań czysto teoretycznych zostawała. - O, rzeczywiście. Przecież teraz to ty nietykalny jesteś - zauważył mądrze Leopold. - Ani bagiety cię nie tkną, ani żadne osiedlowe dresy, bo co to za chwała najebać kalece. No absolutnie żadna. - Co absolutnie nie zmieniało faktu, że jeśli Elżunia zaszedłby Leopoldowi za skórę, to i tak dostałby od niego korekcyjny wpierdol. - Nie mam rodzeństwa. Jesteś najbliższą mojemu bratu rzeczą. I żadne z was by nie chciało, żeby Ra cię wyruchała - uświadomił Elce oczywistą oczywistość. Bo przecież Ra też była dla nich jak siostra. Zwłaszcza dla Elżuni. - A, właśnie. Trzeba będzie zaprosić kiedyś Lu na jakąś rodzinną kolacyjkę czy coś. Bo ty w sumie chyba nie znasz go jakoś dobrze, co? - dopytał jeszcze. Bo nie, żeby mieli o tym okazję porozmawiać. No ale nie mieli. Zerknął Eligiuszowi przez ramię, żeby zobaczyć, co tam skrobie. Z roztargnieniem pogładził się dłonią po karku. - O, to weź jeszcze dopisz żelki i chipsy. Mamy spory zapas kartek na słodycze, bo się nazbierało - dorzucił swoje trzy grosze i poczekał, aż Aleszko dopisze, co trzeba. Wziął od niego kartkę, złożył na pół i wrzucił do kieszeni. Jednak zmienił laczki na trampki i poleciał do sklepu. * * * Nie było go jakieś czterdzieści minut. Co, jak na obskoczenie dwóch sklepów i zajrzenie do Siwego, było tempem iście ekspresowym. Wrócił ze wszystkim, co trzeba - w tym z całymi dwoma gramami! - i teraz wypakowywał siaty na blacie w kuchni. Piwa to było tyle, że mogli śmiało jeszcze kolegów sprosić i by wystarczyło. No cóż, trochę go może poniosło, ale przecież się nie zmarnuje, nie? Leopold, z widocznym namysłem, patrzył przez chwilę na szafki. - Ty, a ty w ogóle dosięgniesz do blatu, żeby tę jajówę zrobić? - zapytał w końcu. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 9:58 pm | |
| - Ale tobie dresiarnia może wpierdolić podwójnie, te pizdy z Mokotowa na przykład - stwierdził równie mądrze. Bo przecież miejscowa dresiarnia znała ich już na tyle, żeby się nie czepiać, a niektórzy nawet cześć mówili. Zwłaszcza Leopoldowi, przecież jako gówniak przyjeżdżał tu na wakacje i trochę więcej tych patusów zdążył poznać, czasami się nawet z nim wtedy tłukł. Znaczy, nie że z nimi, tylko razem z nimi okładał przejezdnych dresów. - Co ja im zrobię, po stopie przejadę? Nadal była to jakaś taktyka. Najlepsza chyba, na jaką można było sobie pozwolić w niesprzyjających warunkach. - Pierwsze primo: to nie jestem rzeczą. A drugie primo: fuj - z ich trójki tylko Ra miała w sumie prawdziwe rodzeństwo. Takie z krwi i kości. Oni zaś byli wychowani jako jedynacy - ale w jak różny i jak drastycznie różniący się od siebie sposób! - Ja to go w sumie prawie wcale nie znam. Tylko weź jakiś instruktaż najpierw mi zrób, bo nie chcę wyjść na debila. Tak całkiem. Z ciebie mogę zresztą żartować, że jesteś pedałem, ale jakoś tak głupio z chłopa, co go nie znam nawet.Dopisał żelki. I chipsy. Finalnie zamyślił się jeszcze i dopisał "oranżada" i "więcej szlugów". Czy raczej "szluguw". Alternatywna ortografia pozostawała alternatywną ortografią. *** Elżunia w tym czasie zdążył się rozpakować, obejrzeć wszystkie barierki w chacie i nawet je wypróbować - zwłaszcza te w łazience, bo najzwyczajniej w świecie musiał się odlać. Siadanie na kiblu w tym celu nadal wydawało mu się trochę uwłaczające, ale zasadniczo wyboru większego nie miał. Nawet zajrzał do lodówki, by przekonać się, że dosłownie było tam światło, ketchup i jakiś zapomniany dżemor truskawkowy. Skandal. Zapalił jeszcze szluga - nadal z paczki Leopolda - i dosłownie go skończył, to Mazur zaraz wrócił. - Po chuj mi blat? - zapytał, podjeżdżając do rzeczonego blatu, żeby ściągnąć z niego deskę do krojenia i postawił ją sobie na kolanach. - Weź mi tylko nóż podaj, bo nie sięgam. I patelnię wyciągnij. - wziął jedną z siat, żeby wyciągnąć z niej najpierw piwo. - Pa na to - wyszczerzył się głupio i wsunął szyjkę butelki między szprychy z lewej strony, żeby jednym szybkim szarpnięciem otworzyć o wózek browara. Same praktyczne rzeczy. Jeszcze się napił tylko, zanim odstawił butelkę na szafkę, bo przecież najpierw trzeba było pokroić boczek na plasterki. - Będziesz moim pomocnikiem. Tym. Podszefem kuchni. To się jakoś z francuskiego nazywa - zaczął kroić ten boczek. Na desce na kolanach. Ale przynajmniej było stabilnie. - Weź miskę i widelec, wbij osiem jajek do miski i to strzep. Masz wprawę w trzepaniu. Bo, wiadomo, żarty z bycia pedałem musiały wejść do rutyny, tą czy inną drogą. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 10:32 pm | |
| Leopold skinął głową z uznaniem. Może i Eligiusz nie posiadał tak zwanej akademickiej mądrości i nie wiedział jak się pisze "szlugów" - czy mądrości w ogóle - ale jeśli chodziło o takie typowo życiowe rzeczy, to ogarniał całkiem nieźle. Jak choćby teraz z tą deseczką na kolanach. Nie przewidział tylko jednej rzeczy. - Eeee... - Leo spojrzał na niego wzrokiem martwej ryby. - A gdzie my w ogóle trzymamy patelnię? - Ot, człowiek, co to dwa razy w życiu próbował coś ugotować. Za pierwszym razem była to jajecznica na skorupkach. Nie dość, że na skorupkach, to jeszcze była w tym samym czasie przypalona i nieścięta. Gdyby w prawdziwym życiu dostawało się achievementy, to na pewno za coś takiego by się jakiś należał. A za drugim razem kuchnia prawie poszła z dymem zanim w ogóle dało się zidentyfikować, co Leopold właściwie zamierzał "ugotować". Podał Elce nóż, wyciągnął patelnię ze wskazanej szafki i postawił ją na kuchence. Zarechotał ze sztuczki z piwem. - Ty, weź mi też tak otwórz, fajne to - rzucił w odpowiedzi, a potem na hejnał opróżnił ponad pół butelki. Następnie beknął rozdzierająco. Gdyby Luthon był świadkiem tego wszystkiego, ani chybi zszedłby na zawał. - Mogę być podszefem, skoro ty jesteś podczłowiekiem - odpowiedział Leo niemal automatycznie, gapiąc się na jajka. Podrapał się po głowie. Eligiusz naprawdę pokładał w nim zbyt duże nadzieje. - Jesteś pewien, że mam wbijać te jajka? Nie pamiętasz jajecznicy z '62? Była chrupiąca - przypomniał mu bez większego przekonania. Jakoś nie miał ochoty na powtórkę. Bo jajka też trzeba było umieć wbijać, nawet jak się było ekspertem w trzepaniu. - Swoją drogą, jak przyjdzie do nas brat Ra, to totalnie nie możesz żartować z takich rzeczy. Ani wspominać niczego o ruchaniu czy pedałach. On jest... - Leopold zadumał się. No właśnie? Jaki właściwie był Lu? - Specyficzny - dokończył wreszcie myśl i spojrzał na Elżunię. - Jak Żaneta z 3c. Pamiętasz ją? To ta, co strzelała buraka co chwila. No to ten. Lu nie jest taki jak my. Jest w r a ż l i w y. I diablo inteligentny. I totalnie, kurwa, elficki, zupełnie nie jak Ra. Jeszcze go przestraszysz i co wtedy. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 10:56 pm | |
| Elżunia ogarniał. Raz, że ktoś musiał, a dwa - to przecież pomagał rodzicom. I mamie w knajpie, i ojcu. Jeśli chodziło o domowe rzeczy czy nawet remontowe, to posiadał wiedzą całkiem przejrzystą i sporą, zwłaszcza że ta nie wymagała żadnej teorii, a praktyki. Każda rzecz, której zrozumienie wymagało tylko robienia jej, była rzeczą wykonalną. Ortografia do nich nie należała. Bo tam były jakieś zasady, jakieś wyjątki, to wszystko trzeba było pamiętać... - Szafka ta z lewej, dolna półka. Weź tę czerwoną - poinstruował cierpliwie. Bo Elżunia zajmujący się gotowaniem to właściwie był trochę inny Elżunia. To był szef kuchni Eligiusz, który wykazywał się wyrozumiałością i cierpliwością, którego nawet nic praktycznie nie wkurwiało. Zarechotał jeszcze po żabiemu, gdy otwierał Leopoldowi piwo o wózek. Co z tego, że można to było zrobić przy pomocy otwieracza. Noża. Widelca. Tak było znacznie-znacznie śmieszniej. - W sumie fakty, skończę boczek kroić - idealna kuchenna precyzja. Cieniutkie i delikatne plasterki boczku, które zaraz Elżunia układał na szerokiej czerwonej patelni. - Dobra, postaw na prawym górnym palniku i włącz - bardzo proste instrukcje. Boczek odłożył w papierku i teraz postawił sobie na desce do krojenia miskę oraz paczkę z jajkami. - Ale to przecież ja go przestraszę, a nie ty. Co go tam będzie obchodziło moje gadanie, nie ja go rucham - oznajmił, kompletnie w sumie jeszcze przez chwilę nie rozumiejąc istoty problemu. Za to zaczął wbijać jajka do miski, przy okazji szpanując, bo robił to tylko jedną ręką. A jakże. Profesjonalista. - No to mi zrobisz instruktaż, napiszesz na kartce, czego mam nie mówić. Bo mogę zapomnieć - przypomniał o swojej absokurwalutnie gównianej pamięci do takich rzeczy. Elżunia zresztą częściej mówił, niż myślał o tym, co właściwie planował z siebie wyrzucić. Teraz aż się zaczął zastanawiać, czy taki obiad to był dobry pomysł, bo przecież tutaj powstawała cała masa rzeczy, które mógł przypadkiem wypalić. Setki. Tysiące. - Ej, Leo, weź może jakiś bezpiecznik jeszcze zaproś, też takiego ą-ę, bo ja serio mogę pierdolnąć przypadkiem czymś, co go zmiecie z krzesła. Przecież ja czasami sam siebie nie słucham, jak mówię. Tylko niby, kurwa, kogo? Matiego z góry? Jakieś sąsiada? Kogoś z woja? Tylko też kogo, kurwa, niby. Za to skończył profesjonalnie wbijać jajka do miseczki - skorupki przy okazji odkładał z powrotem do wkładki - i podał ją Leopoldowi. Nawet sobie palców białkiem nie umazał, taka to była wyższa szkoła gotowania. - No, to teraz trzep - miał na myśli, ofc, jajka. Żeby widelcem je Leo wymieszał. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Wto Lip 25, 2023 11:14 pm | |
| Po dzisiejszym dniu jedno było pewne: może i Elżunia był świetnym mentorem kuchennych rewolucji, ale też zdecydowanie za dużo wymagał od Leopolda, który przecież w te wszystkie kuchenne mambo dżambo był równie gówniany, co Elka w ortografię. Więc Leopold, owszem, postawił patelnię na odpowiednim palniku i podpalił, ale ogniem tak potężnym, że nawet i on zaraz zdał sobie sprawę z tego, że chyba nie tak powinno być. - Ale to nie chodzi o to, że on się obrazi czy coś, chociaż w sumie chuj znajet - wyjaśnił po chwili, kiedy już nie było ryzyka, że cały ten ślicznie pachnący boczek się spali. - To nie wiem, to bardziej takie coś, że on to pewnie będzie strasznie przeżywał, i totalnie nie będzie wiedział jak się zachować. Przysięgam ci, że on po tych dwudziestu latach u elfów całkiem zdziczał. O - ucieszył się nagle Mazur, kiedy udało mu się wpaść na dobrą analogię. - To trochę jak z płochliwym zwierzątkiem. Powiesz coś głośniej czy machniesz ręką, a ono już przerażone, bo nie wie, co ty od niego chcesz. Oparł się dupskiem o stół w kuchni i wyciągnął z kieszeni świeżą paczkę fajek. To znaczy, taką prawie świeżą, bo już dwa szlugi zdążył z niej wypalić: jednego po drodze, drugiego u Siwego. Bo trochę nie wypadało wychodzić od ulubionego dilera bez zamienienia z nim słów przez pięć minut. Jeszcze następnym razem by ich naciął na gramaturę, a na co to komu potrzebne. Odpalił fajkę i zaciągnął się głęboko, patrząc z pewnym uznaniem, jak Eligiusz wbija te jaja do miski jakby nigdy nic. I to jedną ręką! - W sumie to słyszałem, że Cichocki wrócił gdzieś chuj wie skąd, to może jego zaproszę. Dawno go nie widziałem, a w sumie to on jest taki idealnie po środku: ąę, że Lu będzie miał o czym pogadać, ale nie taki odklejony, żebyś i ty się z nim nie dogadał. Śmieszny jest. - I chuj w to, że może jego żarty niekoniecznie trafią do gustu samego Luthona. Zresztą, istniały spore szanse, że elf ich po prostu nie zrozumie. - Potrzym - podał Elce ledwo napoczętego szluga, a sam przejął od niego miskę i złapał za widelec. - W sumie to jak to się kurwa trzepie, bo ja żem nigdy tego nie robił. XD |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Sro Lip 26, 2023 4:24 pm | |
| Boczek został uratowany - Bogu dziękować. Aż Elżunia głową tylko pokręcił nad nim i wydał jeszcze władczo rozkaz, żeby Leopold nakrył patelnię pokrywką. Nawet powiedział mu dokładnie którą. - Nie no, czaję. Ale ja przecież prostych słów używam, to jak on nie będzie wiedział, co ja od niego chcę? - rzucił jeszcze z roztargnieniem. Bo myślał trochę o tej jajecznicy nadal. Chociaż analogia o przestraszonym zwierzątku trochę bardziej chyba trafiła niż cokolwiek innego. Elka zmarszczył brwi i podrapał się jedną dłonią po głowie. - Dobra, oswoimy go. Małymi kroczkami, jak ten zjeb Filipek mówił. Tylko też będzie musiał się stopniowo przyzwyczajać, bo ja to nie zamierzam całe życie udawać jakiegoś pizdusia pajaca. Czasami wcale nie musiał go udawać, duh. Ale mniejsza. - Cichockiego? Przecież on jest ą, jak trzeba komuś wziĄć i najebać, a ę jeśli trzeba siĘ napierdalać - powiedział trochę z powątpiewaniem. - Jak chcesz mu zaimponić tak fest i żebym trzymał język za zębami, to lepiej już Wilczyńską jakoś ubłagać. Albo przypomnij temu El-Galadowi, jak siedziałeś przez niego tydzień w areszcie - zarechotał jeszcze na samo wspomnienie o tym. Ale się kurwa wtedy uśmiał. A jak długo śmiał się jeszcze po tym. Poza tym przy Wilczyńskiej to strach było żartować o czymkolwiek, nie tylko o pedałach, a ten drugi to miał tak mocarnego kija w dupie podobno, że w ogóle aż głupio byłoby się odezwać z obawy, że się powie coś głupiego. Takie coś generowałoby warunki, w których Elżunia by debilnymi żartami nie sypał. A taki Cichocki? Wszyscy przecież wiedzieli, że typ słynął z robienia sobie beki. Potrzymał fajkę. Znaczy przez chwilę potrzymał, bo zaraz po tym się bezczelnie szlugiem zaciągnął. Kilka tygodni wstecz byłoby to przecież nie do pomyślenia, bo przecież Elżunia wówczas twardo uważał, że może by się jeszcze tym całym pedalstwem zaraził. - Kurwa, no normalnie - oznajmił Aleszko, wolną dłoń zacisnął w pięść, jakby trzymał w niej widelec i wykonał szybkie koliste gęsty. - Szybkie mieszanie. Trzepanie. Kurwa, przecież ty byś zdechł z głodu chyba, jakbym nie wrócił. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Sro Lip 26, 2023 7:21 pm | |
| Pokiwał głową. - Tak, dokładnie jak Pan Filipek powiedział. Chodzi tylko o to, żeby go za szybko nie spłoszyć. Stopniowo się przyzwyczai, że nasza trójka jest inna niż on. Grunt, żeby mu tylko szoku kulturowego nie zafundować - powiedział i parsknął śmiechem. No bo przecież Lu to był taki niewinny chłopiec. Mimo że był sporo starszy od Leopolda. Czerwienił się od wielu różnych rzeczy i zdawał się tkwić w swoim własnym świecie. To było w nim właśnie chyba najbardziej fascynujące - mimo że już od jakiegoś czasu "umawiał się" z Leo, to nadal sprawiał wrażenie właśnie niewinnego. Czystego. I kompletnie nieprzystającego do tego dzbanowiska. Całkiem możliwe, że gdyby nie kotwica w postaci Ra, po pierwszym spotkaniu całej trójki jednocześnie rzeczywiście zwiałby gdzie pieprz rośnie. - To żeś go podsumował - wydusił z siebie Mazur a propos Cichockiego, zanosząc się rżącym śmiechem. Ale w sumie fakty. Przecież tak się zresztą z Januszem poznał: szli na mordobicie. Gdyby trzeba było wybrać między Eligiuszem a Januszem jako obstawą na ustawkę, to Leopold nie był pewien, kogo by wybrał. Znaczy, przed połamaniem kręgosłupa. Bo teraz to by Elżunię co najwyżej w charakterze maskotki zabrał. - Ale ty to się w łeb popukaj lepiej - powiedział, jak już w końcu przestał rżeć. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Że idę do Wilczyńskiej i co? "Przepraszam, ale Eligiusz żartuje o ruchaniu i pedałach, a ja akurat chcę mu kolegę od ruchania przedstawić, mogłaby pani major nam potowarzyszyć"? - Leo pokręcił głową. Na usta cisnęło mu się powiedzonko o tym, jaki Elżunia jest głupi. - Albo El-Galada. Poważnie? Widziałem chłopa ze dwa razy w życiu. Jeszcze gorzej niż z Wilczyńską. Nie, nie ma mowy. Cichocki to dobra opcja. Pośmiejemy się, pogadamy, może nam coś fajnego opowie, w końcu jest geografem. Kątem oka zerknął na to zaciągnięcie się. Utrzymał pokerowy wyraz twarzy, chociaż miał chęć się uśmiechnąć. Nigdy nie padło to w rozmowie, ale Leopold znał Elkę na tyle, że dobrze zdawał sobie sprawę z jego toku myślenia. A musiał on przebiegać w sposób zakładający zarażenie się pedalstwem jak jakąś grypą. Więc fakt, że Aleszko beztrosko pociągnął sobie bucha z leopoldowego szluga faktycznie mógł budzić radość - bo to znaczyło, że naprawdę, n a p r a w d ę Eligiuszowi przeszły te wszystkie pedalskie nonsensy i śmiertelna obraza. - Oke, faktycznie wygląda trochę jak trzepanie - przytaknął zgodnie i zaczął ubijać jajka w misce. Zgodnie z wytycznymi. Całkiem przyzwoicie mu szło. - I nie przesadzaj, zaraz tam zdechł z głodu. Co najwyżej z niedożywienia. |
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Sro Lip 26, 2023 11:56 pm | |
| - Będzie ciężko. Ale możemy dam radę - stwierdził z zamyśleniem. Och, to będzie przeprawa przez jebane piekło. Znowu trzeba będzie myśleć, zanim się coś powie, zastanawiać czy żart jest odpowiedni. Hamować się po prostu, żeby przypadkiem jeszcze biednego zdziczałego elfa nie wypłoszyć z dzbanowiska. - No, mniej więcej - stwierdził absolutnie poważnie. - Mogę nawet sam do niej pójść, kalece przecież nie odmówi, nie? - powiedział z pewnością siebie godną absolutnego zazdroszczenia. W końcu Elka niewielu rzeczy bał się w swoim życiu, ale Wilczyńska budziła jakiś taki niewymuszony respekt. Zresztą, wszyscy wiedzieli, jaka była i strach przy niej było mordę nawet otworzyć. - No jak chcesz. Ale mam wrażenie, że to się skończy jakąś pierdoloną katastrofą. Na pewno nie większą niż przypalony boczek. Z drugiej strony Cichocki może faktycznie był bezpieczniejszą opcją? Sporo gadał, dużo się śmiał, ale przecież nie zawsze sypał takimi rynsztokowymi żartami. Części z nich to Aleszko nie rozumiał, bo były jakieś takie mędrkowate albo wydawały mu się kompletnie z pizdy. Elżunia miał prosty tok myślenia, bo i sam był dosyć prostym stworzeniem. W tej prostocie tkwiła wielka siła. I ignorancji. Teraz jednak nie miał oporów, żeby się tym szlugiem zaciągnąć - zrobił to jakoś tak machinalnie, bo przecież kiep w łapie. Zresztą, po połamanym kręgosłupie to co mu straszne były jakieś gejowe zarazki. Przeżył Ra z kleszczem, to przypuszczalnie przeżyłby wszystko. - A to nie to samo? - zapytał jeszcze, łapiąc się za rączkę od piekarnika, żeby się przyciągnąć do kuchenki. Chciał sprawdzić jak ten boczek, ale chuja tam, nie sięgal. - Kurwa, weź zobacz, jak się smaży, bo nie sięgam. I weź szczyptę soli i pieprzu, dosyp do jajek jeszcze. Tak wiele instrukcji. Za to Elżunia wyciągnął jeszcze z siaty z zakupami szczypiorek i z fajką Leopolda w zębach zaczął go kroić na kolanach. |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Czw Lip 27, 2023 12:33 am | |
| - Wierzę w ciebie - odparł Mazur bez większego przekonania. Nie raczył Elżuni wytłumaczyć, że i tak spodziewa się co najmniej kilku potknięć z jego strony. Dobrze wiedział, ze jego przyjaciel nie będzie umiał trzymać mordy na kłódkę przez całe spotkanie, więc Lu i tak pozna moc dzbanów. Ale gdyby o tym opowiedział Eligiuszowi, to temu albo by się coś pojebało, albo najzwyczajniej w świecie uznałby, że w sumie to jednak można się zachowywać normalnie i przy okazji straszyć tym elfa. A jedno - palnąć kilka głupot, a drugie - urządzić biednemu Magornithowi maraton spierdolenia. Leo spojrzał na Elżunię jakby był niedorozwinięty. - Oczywiście, że odmówi. Przecież to by była tak idiotyczna prośba, że nawet kalectwo cię tu nie ratuje - sprowadził kumpla na ziemię. A w każdym razie taką miał nadzieję. Bo nawet jeśli jakimś cudem Wilczyńska zgodziłaby się na tak absurdalne spotkanie, to skutki byłyby katastroficzne. Pokręcił głową z niesmakiem i zerknął na ten cały boczek. No smażył się, a co miał, kurwa, robić? Tańczyć lambadę? - Nie wiem jak się smaży. Skwierczy, kurwa - warknął mało przyjaźnie, bo nie lubił, jak na wierzch wychodziła jego niekompetencja, a tu masz. No ni chuja nie czaił, o co Elżuni chodzi. Przysunął solniczkę i pieprzniczkę bliżej niego, a potem zdjął patelnię z jajecznicą z palnika i mu podsunął. - Sam weź to dopraw, potem będziesz piszczeć, że za ostre.
|
|
| Eligiusz Leon Aleszko
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Czw Lip 27, 2023 12:24 pm | |
| - Ehe Elżunia sam nie wierzył, żeby to mogło się udać. Ale chuj, trzeba było być dobrej myśli. A nuż Lu spodoba się takie lekkie podejście do świata? A może będzie wydawało mu się to wszystko zabawne? Eligiusz nie miał pojęcia, w końcu chłopa tyle co widział może te trzy razy czy coś, przy czym słów za wiele ze sobą nie zamienili. A wypadałoby chyba poznać... ee... partnera...?... swojego najlepszego kumpla. - Niby czemu? - zapytał z jakimś takim oburzeniem. Bo czemu zaraz idiotyczna? Może i nie najlepsza, ale przecież nie taka całkiem głupia. Chyba. Znaczy, pomijając fakt, że Wilczyńska była drugą najważniejszą osobą w Husarii, a trzecią po Bogu. Na pewno wiedziałaby, jak się zachować. Z jakiegoś powodu Aleszko nie widział, czemu właściwie miałaby się nie zgodzić. Totalnie. Teraz z kolei Elka spojrzał na Leopolda jakby ten był niedorozwinięty. - Jaki ma kurwa kolor. Czy nie skwierczy za bardzo, czy się nie pali - stwierdził z politowaniem Elżunia. Z politowaniem dla niewiedzy, jaką właśnie wykazywał się Mazur. Klękajcie narody, nadciąga koniec świata. - Weź go w ogóle przewróć. Ja pierdolę, wiesz tyle bzdetów na tematy z pizdy, a o normalnych sprawach nic. - Pokręcił jeszcze głową, strzepując z noża resztki szczypiorku. Spojrzał krytycznie na jajecznicę na patelni, posolił, dorzucił pieprzu, wymieszał, jeszcze posypał szczypiorkiem i znowu zamieszał. - Bełtaj to na tej patelni. Znaczy mieszaj. I zmniejsz ogień, jajówkę się robi na minimalnym, powoli. W ogóle co ona się tak lepi do tej patelni, dałeś najpierw na spód masło? |
|
| Leopold Mazur
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 Czw Lip 27, 2023 5:57 pm | |
| Leopold zacmokał z dezaprobatą, a potem upił solidny łyk piwa. - Jak to: czemu. Wiesz co - rzucił lekko zirytowany. - Jeśli nie rozumiesz, czemu, to ja i tak nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć.Przez te tygodnie, kiedy w ogóle nie rozmawiał z Elżunią, totalnie zdążył się odzwyczaić od niego. I od tego, jak czasami nie łapał pewnych rzeczy. Że trzeba mu było wszystko tłumaczyć jak dziecku. Bo Elka był takim trochę złotowłosym dzieckiem. Ślicznym, wesołym i w chuj nierozgarniętym. Po prostu trzeba się było przyzwyczaić od nowa. Zerknął na smażący się boczek. Kurwa, kolor jak kolor. - Brązowy. Chrupiący. Wygląda jakby już było do jedzenia - odpowiedział Mazur i podkradł z patelni jeden plasterek. Natychmiast wpakował go sobie do ust i zaczął chrupać. - Tak. Totalnie do jedzenia - dopowiedział nadal żując i podkradł drugi plasterek. Następnie z pomocą widelca wziął i poodwracał te wszystkie dobroci na patelni. - A ty wiesz tyle rzeczy praktycznych, a takich do przemyślenia to w ogóle kurwa nic, zupełnie jakbyś był brakującym ogniwem w teorii ewolucji - rzucił jeszcze automatycznie, bez przykładania większej uwagi do tego, co właśnie powiedział. Zmniejszył ogień pod jajecznicą. Czyli to dlatego wtedy mu wyszła przypalona i nieścięta jednocześnie. Pokiwał głową. Wychodziło na to, że jeszcze przez to całe kalectwo Eligiusza się czegoś o gotowaniu nauczy. - Nie, po chuj. Nie mówiłeś nic o maśle przecież. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Kłopotowskiego 38/7 | |
| |
|
| |
| |