Han'ynn Zapolska
Han'lynn Zapolska
Han'lynn Zapolska
Han'ynn Zapolska Empty

PisanieTemat: Han'ynn Zapolska   Han'ynn Zapolska EmptyPią Wrz 03, 2021 3:28 pm


por. Han'lynn Zapolska | kryptonim: Hanka

7. Pułk Kawaleryjski | Medyk


Dane osobowe

Rasa: Półelf
Data i miejsce urodzenia: 21.04.2021, Gdańsk, Królestwo Polskie
Stan cywilny: Panna
Wyznanie: Rzymskokatolickie

Wygląd

Tylko  ślepiec odmówiłby Han’lynn urody, którą zdecydowanie odziedziczyła po elfiej matce… Na pierwszy rzut oka nie widać, że Hanka jest mieszanką – dopiero w towarzystwie pełnokrwistych wydaje się być nieco mniej urodziwa, a i uszy ma jakoś mniej szpiczaste… Jednakże, jak na ludzkie standardy, jest urodziwą panną, zdecydowanie.
Nie łamie żadnych stereotypów na temat swojej rasy – jest wysoka, bo mierzy prawie metr osiemdziesiąt (bez jednego centymetra) i waży przy tym sześćdziesiąt pięć kilogramów. Nie raz, nie dwa od kolegów z pułku słyszała docinki typu „kruszynki”, co niezmiernie ją denerwuje. Wracając jednak do meritum. Nie jest wysuszonym patykiem, jak niektórym się zdaje – swoją figurę zawdzięcza nie tylko elfim genom, ale także i ciężkiemu treningowi, którego nigdy nie opuszcza. Widać u niej zarys mięśni (przysiady dobrze działające na tyłek to nie mit), lecz wygląda to estetycznie.
Twarz Han’lynn zdecydowanie należy do tych, które można nazwać przyjemną dla oka. Regularne i delikatne rysy nadają jej dziewczęcego uroku, a cera jest jednolicie gładka. Niewielki nos, delikatnie zadarty do góry, który jeszcze bardziej potęguje wygląd „niewinnej, upartej dziewczynki”…; Zapewne niejeden młodzieniec marzył o tym, żeby skraść pannie Zapolskiej pocałunek. Pełne, malinowe usta wręcz się same o to proszą, ale Hania nie jest taka łatwa i trzeba na całusa sobie zasłużyć, ot co!
Oczy Han’lynn… zdecydowanie przykuwają uwagę. Ojciec zawsze mówił, że mają kolor wzburzonego morza, nad którym to spędziła pierwsze lata swojego życia. Wydają się być pełne głębi, bez problemu można w nich przysłowiowo „utonąć”. Jednocześnie patrzą na świat bystrym i czujnym wzorkiem.
Osobny akapit warto poświęcić włosom Han’lynn, bo na ich punkcie ma typową, kobiecą obsesję. Choć służba w wojsku do najłatwiejszych nie należy, to przenigdy nie przeszło jej przez myśl, żeby je ściąć. Są długie, bo sięgające do połowy pleców, geste, w kolorze ciemnego blondu. W dotyku są jedwabisto gładkie, bez problemu mogłaby reklamować najnowsze produkty Schaumy. Zwykle jednak są spięte w warkocz – i dla wygody, i dla poszanowania munduru, w którym to często chodzi, bądź co bądź.
Gdy ubiera się po cywilnemu – to ze smakiem i elegancją, ale także i prostotą. Zwykle to są sukienki, wzorowane na tych z okresu II Wojny Światowej. Jak ma na sobie mundur, każdy jego szczegół jest dopracowany. Oficerki wypolerowane tak, że można się w nich przeglądać, kołnierz stoi sztywno. Wzór do naśladowania. Co jak co, ale Han’lynn dba o wygląd swój, a także i munduru.

Charakter

Niech dziewczęca buzia cię nie zmyli – Han’lynn jest osobą naprawdę charakterną, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Nie da sobie byle komu w kaszę dmuchać, kiedy trzeba potrafi mieć naprawdę cięty język, o który byś raczej jej nie posądził. Cóż – wychowywał ją ojciec, który był człowiekiem i Polakiem z krwi i kości, przekazał córce typową dla mieszkańców Rzeczypospolitej dumę i upartość.
Niestety często jest oceniana po okładce – ładna buzia, blond włoski… zapewne głupia jak but, nie urażając obuwia. Nic bardzo mylnego. Hanka jest inteligentną osobą, która kieruje się w swoim życiu przede wszystkim racjonalnością i najpierw myśli – potem robi. Można z nią porozmawiać na wiele, różnych tematów. Potrafi się dostosować poziomem do swojego rozmówcy – jeżeli spotka chłopa, który przez całe życie robił na roli, będzie używać takiego słownictwa, co by ją zrozumiał. I na odwrót – gdy przed sobą ma osobę z wyższym wykształceniem, nie do pomyślenia będzie dla niej używanie słów używanych powszechnie za kolokwialne.
Ojciec Han’lynn był patriotą, był rotmistrzem w momencie swojej śmierci. Wpoił córce miłość i oddanie do ojczyzny, a służba w wojsku tylko wzmocniła te uczucia. Jest  przede wszystkim obowiązkowa i trzyma się ściśle wojskowej hierarchii – działa to oczywiście we dwie strony. Nie akceptuje nieposłuszeństwa wobec jej rozkazów – a takowe się nieraz zdarzały ze względu na jej płeć. Samce alfa od siedmiu boleści, których wybujałe ego nie pozwoliło wykonać polecenia przełożonej… Nie będzie chyba zdziwieniem, gdy powiem, że ci panowie salutują jej za każdym razem, gdy tylko ją zobaczą?
Wspominałam coś o obowiązkowości? Han’lynn nie opuściła żadnej musztry porannej, na żadną też nie przyszła spóźniona. Zawsze do bólu punktualna. Pieprzona perfekcjonistka.
Uczciwość to również jedna z cech Hanki. Nigdy nie owija w bawełnę, zawsze mówi prosto z mostu. Nie kłamie i nie toleruje kłamstwa, w jakiejkolwiek postaci – nie istnieje dla niej takie coś jak „białe kłamstwo”. Dla Han’lynn zawsze, ale to zawsze będzie miało ono tę samą wartość.
Taka jest porucznik Zapolska. A jaka jest Hanka?
Cóż, prywatnie bywa całkiem miłą i chętną do pomocy osobą. Zdecydowanie częściej się uśmiecha, ukazując przy tym rządek białych zębów, gdy nie miała na sobie wojskowego munduru. Można z nią pożartować niemal na każdy temat. Jak tylko czas na to pozwala, oddaje się swoim pasjom – kocha teatr i czarno – białe filmy. Interesuje się również modą, zwłaszcza ta z ubiegłego wieku, więc z wielką chęcią czyta stare czasopisma "idealnych pań domu", w których to opisane jest jaki ubiór w tamtych czasach był "trendy".

Magia i bronie magiczne

Nazwa: Tarcza nietykalności
Typ: Egida
Wygląd: Dla osób zewnątrz samo zaklęcie jest niewidoczne. Przybiera jednak dowolnie ukształtowaną formę, której granice widzi tylko Han'lynn w postaci delikatnej poświaty, nie przeszkadzającej jej w niczym.
Funkcja: Ma na celu ochronę przede wszystkim przed obrażeniami niemagicznymi - broń biała, palna, obuchy itd. Może zostać wykorzystana jako tarcza dla pojedynczej jednostki, ale równie dobrze może być większym polem ochronnym dla grupy osób.
Limity: Maksymalny zasięg bariery to 5 metrów w promieniu od Hanlynn - w przypadku tworzenia pola ochronnego. Jeżeli ma być osłoną dla jednostki, musi się ona znajdować w tej granicy, jednakże po wyjściu z niej, czar nie jest dezaktywowany. Daje ochronę przed atakami fizycznymi oraz częściową przed obrażeniami zadawanymi przez magiczne bronie (zmniejsza obrażenia o połowę). Działa 4 posty, 3 posty przerwy.

Nazwa: Błogosławione dłonie
Typ: Zaklęcie
Wygląd: Dłonie Han'lynn zostają okryte seledynową poświatą.
Funkcja: Zaklęcie lecznicze przyśpieszające zdecydowanie regeneracje obrażeń, które nie zagrażają w znacznym stopniu życiu poszkodowanego - przede wszystkim rany zewnętrzne, wszelakiego rodzaju obicia, dziury w zębach czy rozcięcia. Nadaje się również jako pomoc przedmedyczna - tamuje krwawienia, działa jako środek przeciwbólowy i jednocześnie daje użytkownikowi wiedzę o stanie poszkodowanego (nie bardzo szczegółową, ale np. będzie wiedzieć o złamaniach czy krwotokach wewnętrznych. Nie wykryje nowotworów, guzów, marskości wątroby, chorób genetycznych itp.).
Limity: Może być użyte tylko na jednej osobie jednocześnie.

Nazwa: Prześwietlenie ciała
Typ: Zaklęcie
Wygląd: Osoba, na której używane jest zaklęcie emanuje seledynowym światłem.
Funkcja: Wprowadza pacjenta w stan podobny do śpiączki farmakologicznej, podczas którego nie odczuwa on bólu. Zaś samemu użytkownikowi pozwala zajrzeć do wnętrza badanej osoby, poznając jego dolegliwości, których na pierwszy rzut oka nie widać. Im głębiej sięga, tym więcej widzi - potrafi stwierdzić o chorobach genetycznych danej osoby (podając z dokładnością który chromosom jest uszkodzony).
Limity: Może być użyte tylko na jednej osobie jednocześnie. Im "głębiej" chce zajrzeć, tym więcej energii zużywa. Działa 2 posty z postem przerwy. Może zostać przedłużone, jeżeli chce się dowiedzieć więcej. Czas do ponownego użycia wzrasta proporcjonalnie (3 posty działania, 2 przerwy, 4 działania, 3 przerwy itd.). Prześwietlany pacjent natychmiast traci przytomność, więc musi leżeć, bo inaczej runie na glebę. Po badaniu Han'lynn odczuwa ból głowy, pieką i łzawią jej oczy (3 - 4 posty). W najgorszym wypadku mdleje, wszystko zależy od tego jak głęboko zajrzy.

Nazwa: Uleczenie totalne  
Typ: Zaklęcie
Wygląd: Osoba, na której używane jest zaklęcie oraz dłonie Han'lynn emanują seledynowym światłem.
Funkcja: Bardzo potężna magia, która wymaga dużej ilości energii. Dzięki temu zaklęciu jest w stanie wyleczyć tak naprawdę wszystko - zaczynając od nowotworów, poprzez nieoperacyjne guzy, na wadach genetycznych kończąc, jednocześnie odwracając skutki przeżytej choroby. Dla przykładu - wyleczony człowiek z marskością wątroby ma ten narząd zupełnie jak nowy. Można powiedzieć, że zaklęcie "resetuje" organizm pacjenta i sprawia, że zaczyna ono działać w taki sposób, w jaki powinno. Choć nie oznacza to, że osoba wyleczona z karłowatości urośnie w przeciągu jednej nocy - przysadka mózgowa zacznie produkować hormon wzrostu, ale rośnięcie będzie naturalnie rozłożone w czasie. Wprowadza w stan śpiączki na czas zabiegu oraz plus minus tydzień po nim.
Limity: Może być użyte tylko na jednej osobie jednocześnie. Im gorszy stan pacjenta, tym więcej musi zużyć energii - skutki leczenia ustala MG. Nie może użyć zaklęcia na sobie. Niemożliwym do uleczenia będą ewidentnie śmiertelne rany (np. odcięcie głowy) czy wady (np. acefalia). Han'lynn nie jest w stanie przy pomocy zaklęcia wskrzesić zmarłą osobę. 10 postów przerwy przed kolejnym zabiegiem.

Nazwa: Wąż Eskulapa (pieszczotliwie zwany Franką)
Typ: Enpis Bojowy
Wygląd: Kolorystkę ma bardzo podobną do tego występującego naturalnie – oliwkowo – brązowy wąż, z wieloma małymi, jasnymi plamkami. Jedyne co go rozróżnia od oryginału to fakt, że jest… większy. I choć długość ciała jest podobna (niecałe dwa metry) to jednak bardziej przypomina Nagini od Voldemorta aniżeli pospolitego węża, będącego symbolem medycyny i farmacji.
Funkcja: Dwojaka. Oryginał jest wężem niejadowitym, zaś enpis Han’lynn posiada jad, którego działanie jest zależne od istoty na której zostanie użyty. Dla czarnych jest on niezwykle niebezpieczny – zewnętrznie działa niczym kwas, będący w stanie przedrzeć się przez ich magiczne pancerze, a dotykając skóry powoduje poparzenia miejscowe. Zaaplikowany wewnętrznie powoduje trwałe i nieodwracalne uszkodzenie układu nerwowego – zaburza jego sygnały, przez co organizm nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Neurony nie przekazują informacji dalej, bądź przekazują ją błędnie, przez co jegr / inne paskudztwo nie reaguje odpowiednio na to, co się dzieje w jego otoczeniu. Prędzej czy później prowadzi do śmierci – albo zostanie zabity przez brak możliwości odpowiedniej obrony, bądź umrze z przyczyn, nazwijmy to, naturalnych – mózg nie będzie dostawał informacji o takich podstawowych potrzebach jak jedzenie czy picie. Oprócz tego Franka jest po prostu duża i silna, więc jak boa może po prostu kogoś udusić, a jej ukąszenie okropnie boli, nawet jeśli nie został zaaplikowany jad. Swoją drogą, jad Frani dla ludzi i elfów jest nieszkodliwy, a nawet i pomocny – leczy drobne rany (skaleczenia, rozcięcia), a podany dożylnie działa jak środek przeciwbólowy.
Limity: Zaklęcie działa przez 3 posty, następnie 4 posty przerwy. Frania jest dosyć szybka i zwinna pomimo swoich dużych rozmiarów, ale jest podatna na wszelakiego rodzaju obrażenia. Obcięcie France głowy jest równoznaczne z jej zniknięciem, nawet jeśli nie skończył się czas zaklęcia, a czas oczekiwania pozostaje bez zmian.

Umiejętności

❧ Umiejętności związane z byciem w kawalerii oraz posiadaniem stopnia porucznika.
❧ Oprócz magicznych zdolności medycznych, posiada odpowiednią wiedzę tradycyjną. Ukończyła studia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, zrobiła wiele szkoleń z medycyny pola walki w Wojskowym Instytucie Medycznym.
❧ Płynnie posługuje się językiem angielskim oraz łaciną.
❧ Jakiś czas temu zaczęła uczyć się szyć. Jest dopiero na początku swojej drogi, do mistrzyni krawiectwa jej daleko, ale skrócić spodnie czy sukienkę, przyszyć guzik czy zszyć dziurę nie jest dla niej wielkim problemem. Potrafi uszyć nawet spódnicę czy bluzkę - są jeszcze trochę krzywe, ale nie od razu Kraków zbudowano.
❧ Perfekcyjna pani domu. Gotuje, prasuje (nawet spodnie w kancik!), ale także potrafi wykonać drobne prace naprawcze w mieszkaniu (wymiana uszczelki w kranie, żarówki itp).
❧ Ma bardzo staranne, kaligraficzne wręcz pismo.

Słabości

❧ Ma uczulenie na drożdże. Czy tego chce, czy nie, pizzę na mieście musi sobie niestety odpuścić.
❧ Niedobrze się jej robi na widok owoców morza. Nie zje żadnych krewetek, małż czy innych ośmiornic. Do tego można wliczyć polskie kraby. Obrzydlistwo.
❧ Ma bardzo, ale to bardzo słabą głowę. Niestety nie odziedziczyła po ojcu zdolności do picia, przez co po dwóch, trzech kolejkach jest już nawalona jak Messerschmitt.
❧ Mentalnością bliżej jej do człowieka, przez co ma problemy z porozumieniem się z elfami, pomimo tego, że połowa jej krwi to elfia właśnie.

Historia

*** THE END IS THE BEGINNING ***

Han’lynn Gwyn’blaedth była wybitną elfią medyczką, której zdolności przekraczały wszelakie pojęcie. Przypadki  uchodzące za beznadziejne według medycyny tradycyjnej, nie były dla niej żadnym wyzwaniem. Plotki głoszą, że leczyła nie tylko obrażenia czysto fizyczne, ale też i te mentalne – osoby, które przez wiele lat chorowały na schizofrenię cudownie ozdrawiały, ludzie z depresją w ciągu tygodnia stawali się osobami pełnymi chęci do życia.  Potrzebowała zaledwie kilku miesięcy, by legenda o niej obeszła całe Królestwo.
Wczesną wiosną 2020 roku do kliniki w Gdańsku, w której pracowała, został przywieziony niejaki Tadeusz Zapolski, porucznik kawalerii, który został ciężko ranny. Rozległe obrażenia wewnętrzne, praktycznie niemożliwe do zoperowanie w konwencjonalny sposób. Jego dni były tak naprawdę policzone – ostatnią nadzieją zrozpaczonych rodziców nad losem syna była właśnie ona. Han’lynn nie zastanawiała się długo, podjęła się operacji.
Użyła najpotężniejszych z możliwych magii, pochłaniających ogrom energii. Jednak wszystko poszło zgodnie z planem – wszelkie obrażenia pacjenta zostały zniwelowane. Co prawda potrzebował kilku dni, żeby dojść do siebie po zabiegu, ale w dniu, w którym wybudził się ze śpiączki został wypisany do domu.
Pan Zapolski postanowił tydzień później przyjść do pani doktor z bukietem kwiatów w ramach podziękowania (cóż z tego, że jego rodzice zapłacili ogromną sumę pieniędzy za ten zabieg?) i z zaproszeniem na kolację. Odmówiła, bo nie zwykła się umawiać ze swoimi pacjentami. Tadeusz był jednak na tyle uparty, że przychodził do szpitala tak długo, aż w końcu się zgodziła – dla świętego spokoju.
Zaiskrzyło, pojawiła się chemia… A w lipcu tego samego roku się pobrali, niemalże pod wpływem chwili – niebawem miał iść na front, nie wiadomo czy by z niego wrócił… Mieli piękną noc poślubną, podczas której Han’lynn zaszła w ciążę, ale o tym dowiedziała się nieco później.
Pani Gwyn’blaedth nie mogła mieć dzieci… wróć, nie powinna. Ścianki jej macicy były bardzo cienkie i ciąża groziła ich rozerwaniem… Sama siebie uleczyć nie mogła, a nie znała drugiej osoby o podobnych zdolnościach.  Dlatego używała specjalnego zaklęcia antykoncepcyjnego. Tylko zapomniała o nim w najważniejszym momencie. Miała do wyboru albo usunąć ciążę i nawet nie powiedzieć o niej mężowi, który aktualnie był na froncie, albo postanowić urodzić, narażając się na śmierć.
Wybrała tę drugą opcję.
Trzy miesiące przed porodem Tadeusz wrócił do żony, będąc wcześniej powiadomionym przez nią o radosnej nowinie. Wyprawka była gotowa, pozostało tylko czekać.
Dwudziestego pierwszego kwietnia dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku urodziła się córka Han’lynn i Tadeusza. Jednak poród nie odbył się bez komplikacji – odeszło łożysko, doszło do krwotoku wewnętrznego i zatrzymania akcji serca, a ostatecznie śmierci wybitnej medyczki.
Na pamięć po ukochanej żonie, Tadeusz nazwał ich córkę jej imieniem, choć w przyszłości i tak będzie wołał na nią po prostu Hania.

*** THE INNOCENCE OF CHILDHOOD ***

– Hanka, zostaw to! – krzyknął przerażony Tadeusz w momencie, gdy jego czteroletnia córka dobrała się do jego pistoletu, który zaledwie na kilka sekund zostawił na stole. Spuścić ją tylko na chwilę z oka – tragedia murowana.
Obrażona dziewczynka odłożyła broń na miejsce i klapnęła na ziemi, obrażając się na cały świat. A chociaż do momentu, w którym to ojciec nie dał jej batonika czekoladowego w ramach rekompensaty. Słodkie rzeczy były dobrym sposobem na wkupienie się w łaski panienki Zapolskiej. Aż dziw, że nie była pulchnym dzieckiem… Jednak elfie geny dawały o sobie znać.
Bycie samotnym ojcem dziecka, które było w połowie elfem, a w połowie człowiekiem do łatwych nie należało. Oprócz na standardowe pytania typu „skąd się biorą dzieci”, musiał też tłumaczyć córce, czemu ma inne uszy niż większość dzieci w przedszkolu, dlaczego nie ma mamy… A im starsza Han’lynn była, tym bardziej swoją matkę przypominała. Urodę zdecydowanie odziedziczyła po niej i nawet ludzka mieszanka bardzo jej nie zaszkodziła. A oczy miała dosłownie takie same jak żona Tadeusza.
– Pani Kowalska, jutro przyjdę później, proszę nie czekać na mnie z obiadem – poinformował gosposię. Niestety nie mógł sobie pozwolić na rezygnację z pracy, czasem nie było go nawet do później nocy, a Hania musiała być pod czyjąś opieką. Dlatego zatrudnił panią Anię. Panią po pięćdziesiątce, która była bezdzietną wdową, a jednak miała niesamowite podejście do Han’lynn, która ją bardzo polubiła. I gotowała nieziemskie obiady.
– Deser dla panienki przygotować? – zapytała.
Tadeusz westchnął ciężko, zastanawiając się chwilę.
– Tak, ale bez czekolady. Dziś dostała batonika – poinformował, dając jednocześnie kobiecie trochę pieniędzy, by mogła kupić potrzebne rzeczy, a następnie poszedł na górę, do swojego gabinetu.  
Anna polubiła tę kruszynkę. Choć Hania potrafiła dać w kość, to jednak opiekowanie się nią sprawiało jej naprawdę wiele radości. Nigdy sama dzieci nie miała, a było już na nie zdecydowanie za późno, więc mała zaspakajała te matczyne instynkty, które się w niej obudził. Miała swój urok – ale czego by innego spodziewać się po dziecku, w którego żyłach płynęła elficka krew? Anna chciała wierzyć w to, że Han’lynn w przyszłości nie będzie miała problemów z powodu swojego pochodzenia. Była zawieszona gdzieś pomiędzy dwoma światami… Oby się w którymś odnalazła.
Do tego czasu mogła cieszyć się dziecięcą niewinnością.

*** WIND OF CHANGE ***

– Tato, dlaczego się przeprowadzamy? – zapytała dziesięcioletnia Han’lynn, spoglądając na ojca tymi swymi oczętami, których barwa przypominała Tadeuszowi zburzone morze, ale przede wszystkim zmarłą żonę.
– Zostałem przeniesiony do Warszawy, nie mogę nic z tym zrobić. Pogódź się z tym – odpowiedział stanowczym tonem, podając dziewczynce kolejną bluzkę, którą miała złożyć i spakować do walizki. Od małego uczył ją jak największej samodzielności, więc tylko pomagał jej w pakowaniu, a nie odwalał całą robotę za córkę.
Panienka Zapolska nie była z tego powodu zadowolona. To oznaczało rozłąkę z Anną, koleżankami ze szkoły. Zupełnie nowe otoczenie, nowi ludzie… i strach, jak zostanie przez nich przyjęta. Im starsza była, tym bardziej zdawała sobie sprawę ze swojej odmienności… Czasem zdarzało się tak, że koledzy i koleżanki z klasy sobie z niej żartowali, dokuczali, co mała przeżywała. Chciała czuć się akceptowana.
Mieli jechać pociągiem, na który zostali zawiezieni przez wcześniej zamówioną bryczkę. Z jednej strony Hania była podekscytowana, bo nigdy nie jechała pociągiem. Z drugiej… bała się tej wyprawy. I nawet pocieszenia Anny, że wszystko będzie dobrze nie pomagały. Patrzyła tylko jak tata i pan Henio, ich sąsiad, wpakowywał ich walizki, ściskając jednocześnie w ręce fioletowego, pluszowego królika, z którym się nie rozstawała zwykle ani na krok od momentu, gdy dowiedziała się, że został on uszyty przez jej matkę.
Droga na dworzec minęła w milczeniu i spokoju. Poszła na peron, rozglądając się uważnie. Ludzie gnali w pośpiechu, nie chcąc spóźnić się zapewne na pociąg. Ciekawe gdzie jechali, co zobaczą… I czy tu wrócą? Ona na pewno nie. Przeprowadzała się do Warszawy. Tam zacznie nowe życie – nie pomyślało nigdy żadne dziecko.
– Kiedy będzie nasz pociąg? – zapytała, spoglądając na ojca.
Tadeusz podciągnął rękaw, by spojrzeć na zegarek i sprawdzić godzinę.
– Za dziesięć minut – odpowiedział. I był pewny, że tak przyjdzie. Pociągi teraz jeździły bardzo punktualnie, a nie jak za czasów jego młodości. Wtedy to PKP robiło co chciało, teraz to się nazywała porządna instytucja. Wojenne feng shui robiło swoje.
Tak jak Tadeusz powiedział, tak się stało. Równo po upłynięciu dziesięciu minut, na peronie stanął pociąg, do którego zaczęli wchodzić podróżni. Han’lynn stała jednak jak zaczarowana, tuląc do siebie swojego królika i wpatrując się w maszynę z zachwytem w oczach.
Chciała do Warszawy.

*** DON’T TRY TO BE HUMAN. BE YOURSELF, CHILD ***

Lata mijały, Han’lynnn szybko dostosowała się do warszawskiego trybu życia. Stawała się coraz to bardziej samodzielna, a także i coraz to bardziej podobna do matki. Tadeusz, spoglądając na córkę, widział w niej swoją ukochaną żonę, zmarłą przed laty… Nie różniły się praktycznie niczym. Te same oczy, ten sam uśmiech. Niemalże jak dwie krople wody. Choć trzeba przyznać, że Hania z zachowania bywała bardziej „ludzka” od swojej rodzicielki. Tadeusz wielu rzeczy w zachowaniach ukochanej kobiety nie rozumiał. Bywała ekscentryczna, fakt. Choć o Hance nie można było odmówić dziwacznych zachowań… to chyba było przekazywane dziedzicznie. Mimo to dziewczyna próbowała się jak najbardziej wtopić w swoich rówieśników. W pewnym momencie swojego życia, mając lat czternaście, nosiła tylko i wyłącznie rozpuszczone włosy, by nie było widać szpiczastych uszu. Co z tego, że wystarczyło spojrzeć na jej rysy twarzy i było widać, że coś jest nie tak?
Przez pewien czas w liceum marzyła o graniu w teatrze… Jednak wtedy wyszły też na jaw jej nadzwyczajne zdolności magiczne w kierunku lecznictwa. Han’lynn wiedziała, że matka była wybitnym lekarzem i uznała to za pewnego rodzaju znak, że nie może tego zmarnować i kompletnie odwróciła swoje wartości i postanowiła pójść na medycynę. Co z tego, że była na profilu humanistycznym? W klasie maturalnej przepisała się na przysłowiowy „biol – chem” i w przeciągu kilku miesięcy nadrobiła praktycznie cały materiał. Maturę zdała wręcz śpiewająco i dostała się na medycynę na Warszawski Uniwersytet Medyczny.
Dwanaście lat wyjętych z życiorysu – w takich słowach ujęłaby swoje studia Han’lynn. Sześć lat studiów lekarskich, następnie kolejne sześć rezydentury w kierunku specjalizacji w chirurgii ogólnej… Mają dwadzieścia siedem lat zakończyła swoją podstawową edukację i znalazła zatrudnienie w jednym z warszawskich szpitali publicznych. Nie trzeba mówić, że kokosów z tego nie było, więc brała dodatkowe dyżury, byle tylko móc sobie samej opłacić mieszkanie i prowadzić egzystencję na godnym poziomie.
Zapewne zapytacie, jak się miało życie towarzyskie Han’lynn… no nie miało. Na studiach nie miała czasu na imprezy, poznawanie ludzi i wielkie miłości, na rezydenturze zapieprzała, byle tylko zostać zauważoną, a mając już pracę robi wszystko, by ją utrzymać, jednocześnie wciąż się doszkalając. Kursowała jedynie pomiędzy pracą, szkołą a mieszkaniem. Wolne planowała tak, by być w domu w momencie, gdy ojciec wróci z frontu. Awansował na rotmistrza, więc doszły mu kolejne obowiązki. Hanka chciała jednak z nim spędzać każdą wolną chwilę.
Mając trzydzieści lat dostała propozycje pracy w prywatnej klinice, gdzie oprócz tych tradycyjnych medycznych zdolności, miałaby używać tych mniej standardowych… Informacja, że potrafiła leczyć za pomocą czarów szybko obiegła środowisko lekarskie…
Praca tam sprawiła, że poczuła się w swoim żywiole. Będąc w szpitalu publicznym nie mogła się rozwijać pod kątem magii, tutaj wręcz przeciwnie. Odkryła w sobie duży potencjał, który z każdym przepracowanym miesiącem się powiększał. Kroczek po kroczku budowała reputację, będąc coraz to bliżej tej, którą posiadała jej matka.

*** SOMETIMES WE HAVE TO CHANGE THE WAY OF OUR LIFE ***

– Dzień dobry, czy mam przyjemność z panią Han’lynn Zapolska? – usłyszała w słuchawce telefonu, który przed chwilą odebrała.
– Tak, o co chodzi? – zapytała. Nie spodziewała się od nikogo telefonu, więc była zdziwiona.
– Z tej strony major Dąbrowski. Dzwonię w sprawy pani ojca… – zaczął nieco niepewnie. Kobieta nie przerwała mu jednak ani słowem, czekając aż się wypowie do końca. – Został ranny podczas walki z jegrami. Jego stan jest poważny i… jedynie w pani jest nadzieja.
– Który szpital? – zapytała jedynie. Jak tylko dostała stosowną informację, rozłączyła się nie mówiąc nawet suchego „do widzenia”.
Wzięła jedynie najpotrzebniejsze rzeczy – trochę ubrań na zmianę i kosmetyki i wsiadła do pociągu w kierunku Wrocławia, bo właśnie przed nim znajdował się szpital polowy, w którym leżał jej ojciec. W duchu modliła się tylko, by nie było za późno. Na śmierć nawet i magia nic nie jest w stanie poradzić.
Z obawą spoglądała przez okno pociągu, zbliżając się do końcowej stacji. Nigdy wcześniej nie była tak blisko zachodniej granicy, co sprawiało, że czuła swoisty niepokój. Atmosfera była, trzeba przyznać, dosyć gęsta. Na peronie czekali na nią trzej żołnierze. Jeden z nich wyszedł przed szereg i skinął jej głową na powitanie.
– To ja z panią rozmawiałem… niestety nie mamy dobrych wieści. Pani ojciec zmarł przed godziną w wyniku odniesionych ran. Był wspaniałym żołnierzem, który walczył w obronie kraju…
– Proszę mnie do niego zaprowadzić – powiedziała jedynie. Przez resztę drogi była milcząca, jak nigdy dotąd.
Szpital polowy był pełen osób rannych. Słyszała ich krzyki, widziała cierpienie na twarzy… Czy jej ojciec również cierpiał? Zapewne tak. Han’lynn zacisnęła drobną dłoń w pięść, idąc dalej za wojskowymi, którzy wprowadzili ją do osobnego namiotu, w którym leżał jej ojciec. Skrzywiła się na widok jego ciała. Współczuła człowiekowi, który szył jej ojca. Wszędzie widziała szwy. Musiało dojść do olbrzymich obrażeń wewnętrznych… Czemu w takiej chwili analizowała, co mogło być przyczyną śmierci, zamiast po prostu się rozpłakać? Miała przecież do tego pełne prawo.
Przyczyna była prosta. Ojciec od zawsze powtarzał jej, że zginie na polu bitwy i się z tą myślą pogodziła. Po prostu wiedziała, że pewnego dnia go zabraknie.
Podeszła do łóżka, by uścisnąć delikatnie jego zimną dłoń.
– Walczyłeś dzielnie, tato. Odpocznij – szepnęła i nachyliwszy się, ucałowała jego czoło, by wstać i spojrzeć na wojskowego, – Zostanę tu tydzień i pomogę tylu ludziom, ilu tylko będę mogła, zupełnie nieodpłatnie. Mam nadzieję, że to nie będzie problem? – zapytała majora. Ten jedynie pokręcił głową.
Siedem dni. Tyle wystarczyło, by Han’lynn podjęła decyzję. Jej miejsce było tutaj, na polu walki, Musiała się nieco przebranżowić.

*** YOU ARE STRONGER NOW ***

– Daj mi tę jebaną strzykawkę! – wydarła się na pielęgniarkę, która ze strachem w oczach patrzyła na pacjenta, który wił się w konwulsjach... Infekcja przez Czarnego jak nic. Był jednak zwykłym, szarym szeregowym. Gdyby miała używać magii przy każdym przypadku, już dawno zeszłaby z tego świata. Musiała mieć jedynie nadzieję, że pacjent sam sobie z tym poradzi. Był młodym, silnym mężczyzną.
– Pani podporucznik, jest pani potrzebna w namiocie obok! – wydarł się ktoś nagle. Han’lynn wstała i wcisnęła w ręce pielęgniarki bandaże, patrząc na nią wzrokiem mówiącym „nie spierdol tego”.
Nim weszła do namiotu, usłyszała krzyki i wycia z bólu – nic nowego. Była lekarzem polowym od czterech lat, odkąd skończyła Wojskową Akademię Techniczną i przeszła stosowne przeszkolenia, uzyskując przy tym stopień podporucznika. Choć na tym ostatnim zależało jej najbardziej. Hanka po prostu chciała wiedzieć jak najwięcej na temat medycyny pola bitewnego, wiedzieć jak się zachować i w razie czego obronić. Nikt nie mówił, że szpital polowy był miejscem bezpiecznych. Jegry mogły zaatakować i jego, więc musiała być gotowa.
Wchodząc do środka, zobaczyła majora Dąbrowskiego w paskudnym stanie. Niemalże wszystkie wnętrzności miał na zewnątrz, pluł krwią. Miał widoczne objawy zainfekowania. Ludzka medycyna na nic się tu nie zdała – tego mogła być pewna. Dlatego w ruch poszła magia i to ta najpotężniejsza. Zaklęcie, które uratowało niejedno ludzkie (i nie tylko) życie, a jednocześnie będące dla niej samej olbrzymim obciążeniem.
Wzięła krzesło – wiedziała, że na dłuższą metę nie ustoi na nogach – usiadła na nim. Krótką modlitwą oczyściła cały swój umysł, uspokoiła się i przeszła do czynności ratujących życie. W momencie, w którym uaktywniła zaklęcie, major przestał odczuwać jakikolwiek ból i zapadł w śpiączkę. Każda komórka, jednak po drugiej była na nowo odbudowywana. Z krwiobiegu usunęła toksynę Czarnych. Ludzie stojący przy niej nie wierzyli własnym oczom w to co widzieli.
Po czole kobiety zaczynały spływać pierwsze krople potu… A potem lalo się z niej bez opamiętania. Oddech stał się ciężki, niemalże dyszący. Dłonie się trzęsły, a dwaj żołnierze patrzyli na nią czujnie z obawą, czy przypadkiem nie osunie się z krzesła.
– Obudzi się do tygodnia… – powiedziała, powoli wstając. Cały świat się niemal zakręcił jej w głowie, by następnie zajść mgłą. Przy pomocy wcześniej wspomnianych mężczyzn, udało się dojść jej do łóżka i zasnąć, by móc zregenerować siły.

*** A NEW REALITY ***

Wiele się działo w życiu Han'lynn w ciągu ostatnich dwóch lat - dostała awans na porucznika ze względu na swoje zasługi - uratowanie życia geografa królewskiego, setek żołnierzy w trakcie Bitwy o Korniejewo. Przyszło jej dowodzić akcją, która zakończyła się sukcesem. Awans jednak niewiele zmienił w podejściu Hani - wciąż pracowała ciężko, często będąc w środku akcji. Życie osobiste zaś... cóż, o nim woli nie mówić. Rzuca się w wir roboty, byle nie musieć na długo wracać do Warszawy. Bo widok pustego mieszkania przyprawia ją o płacz. Czasy w których przyszło żyć są jeszcze cięższe niż wcześniej, Zapolska jednak wciąż trzyma się nadziei, że wszystko się ułoży. Bo to jedyne co jej zostało. Bo nawet modlitwa ostatnimi czasy nie daje ukojenia.

Ciekawostki

❧ Chciałaby się w przyszłości nauczyć szyć ubrania. Na razie umie przyszyć sobie guzik, który odpadł od munduru i zacerować rajtuzy. Zawsze coś!
❧ Urodziła się nad morzem i jak tylko ma możliwość, z chęcią wraca w tamtejsze strony, choć ostatnio coraz rzadziej się to zdarza.
❧ Uwielbia czekoladę pod każdą postacią - niezależnie od tego czy to jest wykrzywiająca twarz "setka" czy mleczna, od której można dostać cukrzycy. Zje wszystko.
❧ Nie przepada za czerwonym mięsem - zjeść zje, ale zdecydowanie bardziej woli drób, a także mięso królicze.
❧ Interesuje się teatrem i czarno - białym filmem. Zanim poszła na studia medyczne, marzyła o zastaniu aktorką. Los jednak chciał inaczej.
Komplet narzędzi chirurgicznych z ostrzami z żywego metalu rosnącego w Planie Garotty. Ostrza nie tępią się, więc nie trzeba ich wymieniać. Narzędzia osobiście poświęcił arcybiskup warszawski, spoczywają w płóciennym futerale, w którego nitki wpleciono kilka włosów Króla. Dzięki temu narzędzia mogą być właściwie zdezynfekowane - zarówno od bakterii, jak i złej aury.

Bolesław VI Arr'Rith
Bolesław VI Arr'Rith
Han'ynn Zapolska Empty

PisanieTemat: Re: Han'ynn Zapolska   Han'ynn Zapolska EmptyPią Wrz 03, 2021 3:39 pm

Szanowna Han'lynn Zapolska!
Twoje podanie o przyjęcie postaci zostało rozpatrzone
pozytywnie. Otrzymujesz na start 20 karteczek z czarem lakmusowym. Dodaj je do swojego ekwipunku. Życzę udanej gry!


Król Polski Bolesław VI Arr'Rith

 
Han'ynn Zapolska
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Han'ynn Zapolska

Skocz do: