... jak byśmy byli szczęśliwi
Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyNie Lip 02, 2023 11:23 pm

Obserwowało ich zbyt wielu ludzi, by po prostu się pożegnać. By z uśmiechem skinąć sobie nawzajem głową, by życzyć jej spokojnej podróży i równie zdawkowo powiedzieć sobie "do zobaczenia". Wybitni specjaliści do spraw umacniania patriosfery i ich prywatnego PR-u twierdzili zgodnie, że przy takich okazjach powinni wypadać jak najlepiej. Powinni wdzięcznie udawać obojętność względem zerkających na nich żołnierzy czy ludzi, pięknie się do siebie uśmiechać, spacerować pod rękę i malować przed możliwymi widzami bajkowy obraz. Nie po to przecież ich ślub był takim wydarzeniem, którym swego czasu żyła chyba cała Polska, żeby zapewniała ludziom rozrywkę na tak krótko. To było potrzebne.
Takie małe przedstawienia jak choćby to jedno, gdy przeszli wdzięcznie przez przygotowujący się do podnoszącej morale integracji wojskowej garnizon. Pięknie i pod rękę, Kostek wolną dłonią prowadził jej konia za uzdę. Do samej bramy!
- Nie wolisz poczekać do jutra? - zapytał, gdy przekazywał jej lejce.
- Nie. Dojadę dzisiaj do Bolesławca, stamtąd mam bliżej - odparła, nie precyzując dokąd właściwie będzie miała bliżej. Może nie mogła, może nie chciała, może nie miało to większego znaczenia. Zresztą, gdyby została, ponownie musieliby grać według napisanego przez wizerunkowców scenariusza, a chyba żadne z nich nie miało już na to ochoty. Ostatnie trzy tygodnie spędzili pokazując się możliwie wszędzie, gdzie tylko można było, by w ogólnopolskiej świadomości zakorzeniać ten obrazek tak wspaniałego i doskonale dobranego małżeństwa.
- Uważaj na siebie, Eli - wypadało tak powiedzieć. Podniósł powoli dłoń, by założyć jej kasztanowy kosmyk za ucho. Delikatne gesty! - powtarzali specjaliści od PR-u. Wyrażające czułość i oddanie!
- Ty też, Kostek - spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego na jej ustach pojawił się wymuszony grymas. Drobne iskierki niechęci zabłyszczały w jej tak pięknych bursztynowych oczach, gdy wieńczyli już scenę bajkowego pożegnania równie bajkowym pocałunkiem. Krótkim, chłodnym niczym zimowy wiatr, a wyglądającym tak czule.
Wskoczyła zaraz po tym na swojego konia, a Kostek odsunął się kilka kroków. Odwróciła się jeszcze na grzbiecie, by pomachać mu na pożegnanie i wtedy na jej twarzy pojawił się prawdziwy już uśmiech. Ulga i zadowolenie, że oto nadeszła upragniona wolność.
Konstanty odmachał jej jeszcze z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Przez chwilę patrzył nawet, jak już nie oglądając się za siebie, odjeżdża. Sam również poczuł coś na kształt niepisanej ulgi. Na początku nawet próbowali ulepić z tego aranżowanego i czysto politycznego związku coś na kształt prawdziwej relacji. Starali się znaleźć w sobie wzajemnie coś, co mogliby chociaż trochę pokochać. Później coś, przez co mogliby siebie polubić na tyle, by może faktycznie być w relacji jakiejkolwiek innej niż ta napisana. Skończyło się na uprzejmej akceptacji faktów.
Pewnie stąd brała się jego wewnętrzna ulga, gdy pożegnał swoją piękną żonę przed bramą. Kobietę, z którą przecież miał spędzić resztę swojego życia, a której w żaden absolutnie sposób nie był w stanie pokochać.

Każdy potrzebował chyba tego odpoczynku. Tej chwili dobrej zabawy, która miała podnieść morale, przynieść ukojenie myślom i pozwolić oddać się niczemu innemu niż dobrej zabawie. To umacniało granicę i osłabiało wpływ Czarnych, przecież nienawidzili czegokolwiek, co byłoby dobre czy wesołe, a zawsze najweselszym miejscem w wojsku były huczne ogniska. Najłatwiejsze i zasadniczo najtańsze do zorganizowania, żołnierze mogli do woli chlać, grać w karty, tańczyć czy śpiewać. Nawet dowódca garnizonu schodził wtedy ze swojego małego tronu i pozwalał sobie na kilka chwil zwyczajowego luzu.
Kostek też tego potrzebował. Już pomijając wymuszane spektakle z Elianą, sytuacja na froncie również ostatnio dała im wszystkim w kość. Dlatego z metalowym kubeczkiem w dłoni - z naprawdę zaskakująco potężną zawartością w środku - odszedł w końcu od stołu, przy którym bardzo spektakularnie został ograny w pokera. A niby kto nie ma szczęścia kartach...
Ktoś grał na gitarze, inni śpiewali patriotyczne piosenki, a Kostek szedł tak przez chwilę w absolutnie losowym kierunku, gdy coś ściągnęło jego uwagę. Niczym latarnia przyciągająca senną ćmę.
- Czy ty przypadkiem nie powinnaś leżeć? - zapytał, stając obok Wandy. - Prawie cię zeskrobywali z tego twojego roweru.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyPon Lip 03, 2023 12:04 am

- Zabawne. – uniosła uprzejmie brew, gdy mężczyzna zdecydował się dzisiaj wybrać przemoc. - Żebym Ci kiedyś przypadkiem w dupę nie wjechała tym rowerem. Byłaby szkoda, całkiem zgrabną masz. – dodała wyjątkowo sympatycznie uśmiechając się tak, jak tylko Wanda potrafiła. Była to mieszanka prawdziwej żmijowatej uprzejmości wymieszanej z chęcią mordu.
Nie trwało to jednak długo, bo trwać nie mogło, gdy były to typowo żołnierskie przytyki, a Wanda choć miewała chwile, gdy nieco sztywniała za bardzo, to jakieś tam poczucie humoru posiadała.
- Oj tam, leżeć zaraz. – machnęła ręką zrezygnowana, bo już nie miała siły na tych lekarzy nieudaczników, co to się nad nią trzęśli jakby była jakąś pizdą mięczakiem, czy coś. Nie jeden raz oberwała i jakoś żyje. Do wesela się zagoi, czy jakoś tak. - Nawet grzecznie siedzę i piję, tańce posłusznie odpuściłam. – zaśmiała się cicho, jakby to faktycznie miało cokolwiek zmienić, gdy zamiast grzecznie spać i pozwolić organizmowi na jakąkolwiek sensowną regenerację, siedziała przy ognisku, gdy było już grubo po północy, do tego nie żałowała sobie alkoholu, który jakiś napotkany żołnierz szczodrze jej nalał do metalowego kubka, zachwalając, że jest to albowiem najlepszy bimber z Marek pod Warszawą.
Upiła kolejny spory łyk i spojrzała spod przymrużonych oczu na młodzieńca.
- Siadaj, co tak będziesz stał jak te widły w gnoju. – poklepała miejsce na ławce obok niej, bo jakoś nikt inny nie miał odwagi, by się przysiąść i dziwnym przypadkiem cała reszta zachowywała znaczny dystans. Nie żeby nie wiedziała dlaczego, ale jakoś dzisiaj nie chciało jej się nad tym szczególnie rozwodzić, gdy ponownie przypałętał się ten zagubiony młodzik, któremu całkiem często zdarzało się zbłądzić w rejony, w których i ona urzędowała.
Konstanty El-Galad, pierworodny syn samego Hetmana Koronnego był jednostką prawdziwie zaskakującą, bo zupełnie inna od tego jak go opisywano i jak mogła go sobie wyobrażać Wilczyńska, chociaż ona rzadko kiedy robiła jakiekolwiek przypuszczenia na czyjś temat póki danej osoby nie poznała.  Spotkanie go było wyjątkowo osobliwe i do dzisiaj zachodziła w głowę jak to się stało, że wciąż utrzymywali kontakt, bo byli tak totalnie różnymi osobami, że to nie mogło wyjść. Byli jak ogień i woda, jak kot i pies, i absolutnie nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyPon Lip 03, 2023 11:18 am

- Zabawne - powtórzył po niej niczym echo tonem, który wcale nie wskazywałby komuś postronnemu na rozbawienie. -Zrobić z dupy garaż nabiera dosłownego znaczenia - powiedział bardzo poważnie i uniósł z zamyśleniem kubeczek do ust, żeby się napić, cały czas patrząc na ten ostry niczym brzytwa uśmiech. Tak pozornie uprzejmy, a żarzący się jadem niczym drewno w ognisku. A ten doskonały bimber z Marek pod Warszawą palił przełyk niczym wrzątek. Skrzywił się. - Ale chyba nie podobałaby mi się taka zabawa - dodał po tym, zupełnie jakby faktycznie potrzebował chwili do namysłu, żeby to powiedzieć. Bo przecież potrafił żartować. Miernie, bo miernie, w dodatku z biegiem czasu coraz bardziej cynicznie.
Dodatkowo szanowny Pan Samogon bardzo sprawę ułatwiał, otwierał szeroko bramę z wielkim napisem "sarkazm" i delikatnie przecierał linki hamulcowe. O ile łatwiej przychodziło wtedy mówienie tego, co miało się na myśli niż to, co by wypadało.
- Tak, każdy wie, że to najlepsze lekarstwo. Cichocki kiedyś mówił, że po walce najlepsza jest wódka i dziwki - zmarszczył nieco brwi i zapatrzył w ognisko. - ... albo dziewki? Jedno z dwojga.
Dobrze wiedział, czemu Wilczyńska siedziała sama, po części rozumiał żołnierzy, którzy unikali nawet jej spojrzenia. Była niczym grom spadający z nieba, dominowała ich swoją postawą i ostrymi słowami, onieśmielała dodatkowo swoją pozycją. Do tego ostatniego Kostek był na tyle przyzwyczajony, że nie mogło to robić na nim paraliżującego wrażenia - z doświadczenia wiedział, że wielcy dowódcy też byli po prostu ludźmi, tylko ich stanowiska wymuszały na nich konkretne wzorce zachowań. Musieli budzić respekt, nawet jeśli po prostu siedzieli z kubeczkiem bimbru w dłoni na wojskowym ognisku.
Poza tym każdy wiedział, że major Wilczyńska Wanda była po prostu określana mianem zołzy.
Kostek zaś uważał, że wcale nie była tak jadowita, za jaką ją mieli. A przynajmniej jej jad nie był szczególnie śmiertelny.
- Stoję tu jak mur, jak skała, jak jaśniejąca światłem opoka, a nie jakieś widły - oznajmił i po tych słowach po prostu usiadł. Najwyraźniej każdy mur czasami upadał, a i widły się przewracały. Wyciągnął przed siebie nogi i skrzyżował je w kostkach. - Nie wiem jak ty, ale ja to bawię się średnio jak dotąd. Przegrałem jakieś pół żołdu w pokera. - Westchnął ciężko, zupełnie jakby był to rzeczywiście wielki problem. A później uniósł dłoń z bimbrem, żeby delikatnie stuknąć w kubek Wandy. I się napił zaraz po tym, nawet na nią czekając. Znowu się skrzywił, chociaż paliło gardło zdecydowanie mniej niż wcześniej. Chyba zaczynał się uodparniać. - Zgubiłaś Tomaszewskiego?
Bo przecież był jedną z nielicznych osób, które by się nie bały do niej przysiadać.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyWto Lip 04, 2023 2:59 pm


Już miała nadzieję, że ten beznadziejny przypadek wreszcie rozbudował swoje poczucie humoru, ale niestety, jak zwykle musiała się zawieść. Jeszcze powiedział to wszystkim głosem tak grobowym i markotnym, że nie wiedziała czy się śmiać, czy jednak płakać.
- No, zdecydowanie byś nie chciał. Nie taki świętoszek jak ty, co do innych… To już kwestia sporna. – rzuciła pod nosem, tylko odrobinę uśmiechając się sarkastycznie. Była pewna, że i tego młody nie załapie, więc jedynie machnęła ręką, gdy usiłował coś tam jojczyć i zachodzić w głowę, że o co jej chodzi, że to bez sensu, że…
- Zdecydowanie to pierwsze, Cichocki nie jest takim dystyngowanym dżentelmenem jak ty. – odstuknęła kubkiem w jego kubek i również wzięła łyka, ale tym razem zdecydowanie porządniejszego. Miała nadzieję szczególnie dobrze się znieczulić dzięki tym specyfikom, bo te od lekarzy zaczynały powoli puszczać, a jej rana na boku dawała o sobie znać.
- Znowu zaczynasz z tą swoją poezją? Że też wojsko Ci jej jeszcze z głowy nie wybiło, naprawdę. – westchnęła cierpiętniczo,g dy znowu zaczął odgrywać Wertera czy tam innego Kordiana, któremu ździebko się nudziło na łamach ich książek, skoro przez połowę fabuły odpierdalali jakieś żałosne monologi, najlepiej pośrodku niczego, co by nikt nie był świadkiem.
Na całe szczęście Konstanty miewał tylko pojedyncze takie odpały, więc nie musiała zbyt wiele znosić gdy zdecydował się jej wyrecytować jakiś wiersz czy inną balladę, bo go coś nagle natchnęło. Miewał momenty, ale jakoś tak się utarło, że zamiast omijać go szerokim łukiem, to wciąż dzielnie przy nim zostawała, słuchając tego bełkotu nie z przyjemności, ale jakiejś szalonej uprzejmości, która przeważnie przeobrażała się w złośliwe docinki, co by sobie ulżyć. Bo te jego wierszyki były całkiem zabawne, tak jak i cały młodzieniec, który aż drżał,g dy wypowiadał te nadobne i niemal święte słowa dawnych mistrzów.
A Wanda lubiła sobie poużywać jego kosztem.
Lubiła też po prostu jego samego. Jakoś tak wyszło, nie wiedzieć kiedy.
- Kiepsko. A umiesz ty w ogóle grać w pokera? Ja się na ten przykład nie zabieram za rzeczy, w które mi nie wychodzi, zwłaszcza jak mogę sporo na tym stracić. – spojrzała na niego podejrzliwie, bo Kostek to był jeszcze taki biedny i niewinny chłopiec, chociaż od kilku lat był już w wojsku, to miała wrażenie, że nadal nic nie potrafi. - Ty się ciesz, że tylko żołd Ci zabrali, a nie na przykład kazali wracać w samych bokserkach. – wyszczerzyła się wyraźnie rozbawiona tym pomysłem i zaraz naprawdę mocno zapragnęła zagrać z Kostkiem i innymi w pokera, ale rozbieranego, ot to by było dopiero ciekawe.
Zupełnie jak w liceum albo gorzej.
- Tak, Tomaszewski. Poszedł na te dziewki, jakąś sobie przygruchał po misji. Sanitariuszkę albo jakąś inną, cholera go wie. W każdym razie bawi się zdecydowanie lepiej niż my. A jak twoja żona, wyjechała już na misje? – sama nie wiedziała po jaką cholerę wjebała się na tę minę, bo średnio lubiła rozmawiać o czyichkolwiek związkach, ale akurat Kostek i Eliana wyglądali na naprawdę zadowolonych, tworzyli idealną parę i chyba każdy mógł to dostrzec. Wilczyńska była nieco upośledzona pod względem tego jak powinno funkcjonować normalne małżeństwo, stąd była święcie przekonana, że Kostek właśnie w takim się znajduje i do tego wyjątkowo szczęśliwym.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyWto Lip 04, 2023 6:26 pm

- Boże, z kim ty sypiasz? - zapytał tylko, posyłając Wandzie absolutnie bezbarwne spojrzenie. Żadne zgorszenie, nic z tych rzeczy, nawet zdumienie nieszczególne. Nawet nie oczekiwał odpowiedzi, to było absolutnie retoryczne pytanie. Nawet po części wiedział, że to żart, tylko że żarty często i gęsto miały przynajmniej częściowe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Już przeskoczył kwestię świętoszka. Bo i co miał na to powiedzieć? Oburzyć się po szczeniacku? Niby po co?
Wzruszył ramionami, jakby tak na dobrą sprawę dziewki i dziwki były praktycznie jednym i tym samym.
- Ja z nią nawet nie zacząłem - bo przecież w żaden sposób nie zacytował żadnego znanego sobie wiersza, tylko ot rzucił cokolwiek. Kompletnie niewiele sobie robił z tego cierpiętniczego jęku, ale już oszczędził Wandzie poetyckiego cytatu o poezji. A mógłby jeszcze wbić taki gwóźdź do trumny. - To hobby. Też znajdź sobie jakieś, może nie będziesz taka skwaszona.
Bo nie samym wojskiem przecież człowiek powinien żyć - trzeba było znaleźć sobie coś, co można było w międzyczasie uprawiać. W warunkach polowych pisanie wierszy było znacznie łatwiejsze niż hobbystyczne projektowanie broni na kolanie czy pisanie run, które można by było później wpleść w przedmioty. Poezję można było uprawiać nawet myślą, już nie tylko słowem czy pismem.
W dodatku odciągała myśli. Była jego prywatną opoką, jego mantrą, gdy nie miał już czym innym się bronić przed wpływem Czarnych. Była piękna i szczera, idealna tarcza.
- Umiem. Ale miałem cały czas gówniane karty na ręku - i tylko dlatego odszedł od stołu. Teoretycznie w końcu karta powinna się odwrócić na jego korzyść, ale nieszczególnie chciał na to czekać. Jeszcze faktycznie przegrałby coś, na czym by mu zależało, zwłaszcza że widział, jak niektórzy beztrosko rzucają nawet kartkami na słodycze. - Oho, brzmi jakbyś miała doświadczenie w tej kwestii - rzucił z lekkim przekąsem. - Nie jesteś za stara na gierki w rozbieranego? - zapytał jeszcze, patrząc na Wilczyńską z ukosa. Przecież w takie rzeczy grało się co najwyżej na studiach. Albo przynajmniej jemu w wojsku nikt tego nie proponował na poważnie.
- Taki to pożyje - westchnął, jakby faktycznie gruchanie z sanitariuszkami było fenomenalnym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Z drugiej strony chyba sam by tak wolał, gdyby mógł. Ale nie mógł, zwłaszcza gdy Eliana była w okolicy, wtedy czekały ich wspólne absurdalne wieczory, gdy wymieniali się chłodnymi uprzejmościami i suchymi faktami. Albo milczeli. Milczenie było dużo lepsze niż wymuszona rozmowa, wtedy chyba bawili się ze sobą najlepiej.
Pokiwał głową na ostatnie pytanie i mimowolnie kciukiem dotknął obrączki na palcu prawej dłoni. Normalnie powinien wyrazić pewnie wielki żal takim obrotem sprawy, ale teraz skrzywił się tylko i najpierw napił. Pozory pozorami, ale zwyczajnie był nimi zmęczony. Zwłaszcza po tak długim odgrywaniu teatrzyku, zwłaszcza po wyśmienitym bimberku z Marek. Pan Samogon sprawiał, że zwyczajnie nie chciało mu się nawet przez te trzydzieści sekund udawać.
- Tak. Chwila spokoju - mruknął tylko mało świadomie, jakim skwaszonym tonem to powiedział. Dotarło do niego po chwili, gdy już wpatrzył się w ogień. - Znaczy. Tak. Na misję do Bolesławca, coś pilnego podobno, nie pytałem - bo albo by mu nie powiedziała, bo by nie mogła, albo po prostu nie chciała. Zresztą, czy to powinno go w ogóle obchodzić? Dziennego Konstantego przepełnionego duchem obowiązkowości pewnie tak. Ale nocnego Kostka z kubkiem bimbru w garści ani trochę. Dopił resztkę ze swojego kubka. O zgrozo, napój okazał się już nie tyle piekący i cierpki, a zwyczajnie w miarę przyzwoity. - Wszystko idealnie, tak jak być powinno. Dobra żona to korona czy jakoś tak. - Dodał jeszcze na sam koniec, mimo że nawet nie pytała. Tylko mózg nie podpowiadał mu innego wybrnięcia z tej "chwili spokoju", a podsunął jedynie zwieńczenie w postaci takiego zapewnienia, że nie nie, w domu wszystko okej, wszystko gra.
Uniósł ponownie kubek do ust, żeby się napić. Tylko że ten był już pusty, więc Kostek zmarszczył tylko brwi.
- Nie masz tu przypadkiem butelki? - bo strasznie nie chciało mu się wstawać. Odłożył jednak na chwilę kubek na swoją nogę i zamiast tego wyciągnął z kieszeni fajki. Bo no przecież.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyCzw Lip 13, 2023 12:10 pm

- Jak któregoś dnia się obudzę, bo będziesz mi recytował wiersze, to Ci ten kajecik wsadzę tam gdzie słońce nie dochodzi, także lepiej nie zaczynaj. – pogroziła mu niby palcem i niby tak całkiem poważnie, ale oczywiście zaraz się roześmiała. Chociaż istniało ryzyko, że naprawdę by źle skończył, gdyby za bardzo ją tą poezją dręczył.
- Żebyś się nie zdziwił, po prostu nie musisz o nim wiedzieć, kto wie może zbieram znaczki? – upiła kolejny łyk bimbru, udając kompletnie poważną. - Takie z rowerami. – i się roześmiała ponownie, teraz jeszcze bardziej, bo to było tak kompletnie absurdalne.
Natomiast Kostek co do jednego miał trochę racji, bywała skwaszona przez większą część czasu, ale to też się z czegoś brało, jakby otaczali ją przeważnie idioci, to trudno było o cokolwiek innego niż niezadowoleni.
- w jakiś pokręcony sposób jest to bardzo satysfakcjonujące, gdy ogrywasz resztę tych napuszonych chamów i nagle siedzą bardzo cichutko, i bardzo zawstydzeni w samych gaciach, gdy ty jesteś w pełni ubrany. Wszystko zależy jak poprowadzisz grę, ale tak. Trochę to dziecinne. Lubię się czasami poznęcać nad tymi dupkami. – co ani trochę nie było dziwne, wręcz przeciwnie, wszakże Wilczyńska słynęła z bycia chodzącą tyranką, co prawda plotka głosiła, że wyciska ostatnie poty podczas manewrów, ćwiczeń i na poligonie, ale kto powiedział, że nie mogła być wredną zołzą również po godzinach pracy?
Uniosła zaraz brwi w uprzejmym zdziwieniu, bo absolutnie nie spodziewała się tego po Kostku, po kimkolwiek innym, również żonatym, to bez najmniejszego problemu, ale by El-Galad? Ta cnotliwa ostoja idealizmów i całej reszty szajsu?
- A tobie co, jakieś sanitariuszki w głowie? Po tobie bym się tego nie spodziewałam, jesteś jak ten pierdolony rycerz na białym koniu i wzór cnót, i całej reszty. – nie żeby go zaraz potępiała, bo byli tylko ludźmi, natomiast nieco się zdziwiła, czego nie zamierzała nawet ukrywać.
- Chyba za dużo wypiłeś tego bimberku, bo gadasz jakieś totalne głupoty i się nieźle plączesz. – no tak, nie podejrzewała, by młody El-Galad miał wybitnie mocną głowę, to i łatwo było zwalić na alkohol, a wtedy wszystko nabierało jakoś sensu.
- Gdzieś tu była, jeszcze przed chwilą. – schyliła się pod ławkę usiłując znaleźć butelką, którą przecież tutaj odkładała! - Wiesz co, chyba nas ktoś okradł... – westchnęła wyraźnie nieszczęśliwa, bo trzeba było poszukać innego źródła alkoholu.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyCzw Lip 13, 2023 8:21 pm

- Jak któregoś dnia się obudzisz, bo będę recytował Ci wiersze, to będzie znak, że wcale się nie obudziłaś i masz właśnie najlepszy sen w życiu - roześmiał się sam ze swoich słów. Kogo niby i po co miałby budzić, czytając wiersze? Chociaż teraz - chociaż może to przemawiał Pan Samogon - nabrał ochoty, żeby kiedyś, kiedy Wanda już o tym zapomni, faktycznie gdzieś o czwartej nad ranem bezczelnie zakraść się do jej kwatery, tylko i wyłącznie po to, żeby zacząć jej czytać takiego, o, Pana Tadeusza na przykład.
W ramach najgorszego istniejącego pranka na tej ziemi.
- A zbierasz? - zapytał zaciekawiony, totalnie nie łapiąc tym razem, że to był po prostu żart. Bo każdy miewał jakieś swoje dziwactwa. On lubił oglądać zabawne koty w internecie, czemu więc i Wilczyńska miałaby nie lubić patrzeć na znaczki z rowerami? Proste.
- Wierzę - już nie dodał, czy wierzy w to, że może być to satysfakcjonujące, czy może w to, że major Wilczyńska lubiła czasami poznęcać się nad dupkami. - No, to teraz wiem, żeby nigdy nie siadać z Tobą do stołu.
Bo niechybnie by go ograła i obdarła. Z pieniędzy, czy tam ubrań, czy finalnie godności. Może i był niezłym graczem - zwłaszcza dzięki absolutnie kamiennej twarzy w czasie całej gry - ale wolał się nie przekonywać, o ile lepsza jest w tym Wanda. Wyglądała na taką. Pokerowa Walkiria.
- Nie, że w głowie, to takie powiedzenie przecież - szybko zaczął się wybraniać. A jakże. Bo gdzieżby jemu jakieś sanitariuszki, prawda? Szybko postanowił faktycznie wziąć za tarczę bimber z Marek. Problem był taki, że faktycznie alkohol trochę nim poniewierał. Z drugiej strony właśnie zwizualizował sobie, że faktycznie jest takim rycerzem na białym koniu. Tylko że takim jak w tej animowanej bajce o ogrze. Totalnie tak samo, Eliana była niczym Fiona, tylko że żaden był tam z niego Shrek, a co najwyżej ten cały Książę z Bajki. Dlatego nagle w gardle zrodził mu się śmiech. - Moja księżniczka woli ogry - wydusił z siebie, ze śmiechem. Ogry czy tam grafy, jeden chuj. Totalnie nie zamierzał tej myśli nawet rozwijać.
Zwłaszcza że butelka przepadła. To było ważniejsze. Aż porzucił śmiech i przełożył papierosa do drugiej dłoni.
- O nie - westchnął. - W wojsku nic nie ginie. Zmienia właściciela. Chodź, adoptujemy inną.
Totalnie się po tych słowach podniósł, jeszcze zawczasu stawiając kubeczek na ziemi.
Bo oto nadszedł czas na misję.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyCzw Wrz 28, 2023 11:12 pm

Uniosła brwi w uprzejmym zdziwieniu, po raz kolejny usiłując rozszyfrować co ten Kostek miał na myśli, gdy stwierdził, że Eliana mogłaby preferować ogry i jakoś do głowy jej nie przyszło, że mógł się posłużyć metaforą. Co prawda mówiło się, że elfy to były kiepskie w żarty czy powiedzonka, ale metafory czy tam przenośnie to wciąż wydawał się raczej kłopotliwy dla tych biednych i prostolinijnych uszatków.
Oni w sumie to tworzyli całkiem niezłą parę, bo gdy Wanda była bardzo, ale to bardzo chujowym elfem, to Kostek był równie chujowym człowiekiem i w ten sposób tworzyli jedność. Obydwojgu czegoś brakowało, w pewnym sensie byli podobnie wybrakowani, ale Wandzie to jakoś nigdy nie przeszkadzało ani jej zbytnie człowieczeństwo, ani przesadna elfickość El-Galada. Był całkiem zabawny w tym wszystkim i tylko czasem, naprawdę, zdarzało się to raz od wielkiego dzwonu, bywał poniekąd uroczy w tym swoim elfim niezrozumieniu.
Niekoniecznie jej się chciało wstawać, a już z pewnością nie w tym konkretnym momencie. Czuła jak alkohol przyjemnie szumi jej w głowie, a ledwie co posklejane rany na ciele niemal są nieodczuwalny. Wizja poruszania się była odrzucająca, ale Kostek miał w zwyczaju namawiać ją do rzeczy, na które przeważnie nie miała ochoty. Był jakiś magiczny, bo nikt inny nie zmusiłby jej teraz, by wstała, a wszystkie dlatego że po prostu był interesujący, niesamowicie sztywny i tak rozbrajająco prostolinijny, że uwielbiała się z niego nabijać za każdym razem gdy dał się namówić chłopakom, by kogoś o coś zapytać o co pytać nie wypadało.
- Dobra, już dobra. Czej tylko, bo muszę wstać. – westchnęła cierpiętniczo, ale podniosła się zaskakująco żwawo jak na siebie i stan w jakim się znajdowała, niestety nie oceniła sytuacji za dobrze, a do tego zapomniała, że przy
a) dużych obrażeniach cielesnych alkohol jeszcze bardziej Ci dopierdala,
b) przy ciele po infekcji fagami jest dodatkowo obciążone i alkohol wcale nie pomaga.
Łącząc to wszystko i niekoniecznie silną głowę efekt był następujący – Wanda wyłożyła się jak długa, potykając się o własne nogi jak ostatnia sierota czy tam słodka i urocza dziewczynka z animu, która ślamazarnie się przewróciła, by romantycznie upaść na swojego księcia z bajki. Niestety tak też nie było, bo Wanda owszem, poleciała na Kostka stojącego tuż obok niej, ale ani to było słodkie, ani romantyczne, a już tym bardziej przyjemne. Zajebała twarzą chyba o jego szczękę, jemu przywaliła łokciem w żołądek i generalnie obydwoje się spacyfikowali w jakimś dziwnym skotłowaniu ciał. Leżała na nim w jakiejś dziwnej konstelacji, nawet nie próbując się podnieść ani określić gdzie jest pion a gdzie poziom. Dyszała Kostkowi prosto w… chyba szyję, ale równie dobrze mogła to być jego ręka.
- Jak ja Cię i twoich pomysłów czasami nienawidzę. – wysapała wyraźnie wkurwiona, ale i po postu przeokropnie styrana, bo błędnik dalej jej świrował i dopiero teraz czuła jak bardzo jest pijana.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyPią Wrz 29, 2023 12:16 am

Kostek miewał przebłyski. Miewał miękkie chwile olśnienia, gdy opływało go błogosławieństwo zsyłane przez wielkich mistrzów pióra. W końcu znał się na tej całej poezji, powinien bez problemu manewrować słowem w sposób metaforyczny. Tylko że... że no nie do końca. Przy liryce wiedział, że nie można brać jej dosłownie - a co innego było już w czasie rozmowy. Tam ważne była mowa ciała, ton głosu oraz czasem nawet akcent. To bywało czarną magią!
Znaczy się na trzeźwo. Logiczne myślenie zostało solidnie rozcieńczone tym przepysznym bimbrem z Marek pod Warszawą, a tym samym otworzyła się magiczna furtka do rozumienia i nawet używania nie tylko metafor, ale i sarkazmu, w dodatku przy Wilczyńskiej najzwyczajniej w świecie nie musiał być aż tak sztywny jak zwykle, więc mógł używać odniesień do popkultury.
Pewnie stąd te ogry i porównanie do nich Czarnych.
- Fenomenalnie - stwierdził tylko i z ulgą, i jednocześnie bezmyślną radością. Oto zaraz znajdą butelkę, podprowadzą ją i bezczelnie będzie można się urżnąć już praktycznie do nieprzytomności i nie myśleć o swoim beznadziejnym położeniu. Genialny plan. Idealny. Insza inszość, że tak naprawdę wcale aż tak wiele mu nie brakowało.
Już nawet zaczął się rozglądać, mrużąc oczy - bo jednak obraz się troszeczkę jakby zamazywał - za potencjalną ofiarą. Troszeczkę przy tym jeszcze stracił na pół sekundy równowagę, ale szybko potencjalny upadek zamortyzował wysunięciem nogi do przodu. parsknął krótkim śmiechem, powoli zaczął odwracać się w stronę podnoszącej się ze swojego miejsca Wandy.
- Chrrrryste, ale bym się... - tyle tylko powiedział, zanim coś trzasnęło go w szczękę. Zęby szczeknęły o siebie, zahaczając jeszcze kawałek języka - ała - zaraz po tym jakiś łokieć wpakował mu się prosto w splot słoneczny i wybił mu resztkę powietrza z płuc, zamachnął dziko ręką w powietrzu niczym ostatnia łajza, jednocześnie drugą rękę - dokładnie tą, w której trzymał niedopałek - zacisnął w pięść, przypalając sobie przy okazji trochę dłoń.
A chwilę później upadli... nie, oni pierdolnęli po prostu na glebę niczym dwie zimne kłody. Aż ziemia zadrżała, gdy tak bezpardonowo, nawet nie próbując jakoś amortyzować tego upadku, rąbnęli.
Leżeli tak przez chwilę czy dwie. Kostek z zaskoczeniem stwierdził, że ma gwiazdy przed oczami - a po chwili do niego dotarło, że żadne tam gwiazdki jak w kreskówki, a prawdziwe niebo, a zaraz po tym z zaskoczenia i przy okazji bezdechu wyrwał go ten gorący oddech na szyi.
Najpierw powietrze z płuc wyrwało mu uderzenie, później upadek na plecy. Boże, ile nieszczęścia.
Zamrugał kilka razy, jeszcze nawet nie próbując podejmując walki z grawitacją.
- Alee ładna noc - stwierdził zamiast tego na dobry początek, jeszcze tak przez chwilę gapiąc się bezmyślnie na te gwiazdy. Alkohol jakoś go chyba znieczulił i się przejmował kompletnie nie tym, czym powinien. Zamiast zacząć próbować się wyplątać czy cokolwiek, to obrócił głowę tak, by spojrzeć na Wilczyńską. I tak jak wcześniej z nieobecną miną wpatrywał się w gwiazdy, tak teraz zawiesił podobnie zbłąkany wzrok na jej oczach. Lodowy zimny błękit, niebo o świcie, teraz okraszony odbijającymi się od niego płomieniami ogniska. W tym świetle wyglądały niczym prawdziwa burza. - Ależ masz niebieskie oczy - stwierdził kompletnie poważnie, ponownie na krótką chwilę zapominając, jakże niefortunnie to wszystko wypadło i jakże niefortunnie wyglądało w dodatku. - Znaczy. Wilczyńska, wstać nie potrafisz jak człowiek. Czekaj, pomogę ci.
Na dobry początek gdzieś wypuścił z dłoni niedopałek i powoli położył jej dłonie na ramionach, żeby nade wszystko odsunąć ją od swojej szyi. I w sumie nie wiedział do końca, jak miałby jej pomóc, skoro przecież to on był tym, na kim zasadniczo teraz leżała.
Szczegóły.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyPią Wrz 29, 2023 1:03 am

- Wiesz co? – zaczęła powoli, angażując mózg bardzo powoli, ledwie włączając pierwszy bieg zaraz po pełnym resecie.
- Teraz możesz powiedzieć, że na Ciebie poleciałam. – i zaczęła się śmiać, najpierw cicho, a po chwili coraz głośniej, jakby opowiedziała wybitnie dobry żart. W rzeczywistości procenty podpowiadały, że teraz niemal wszystko było o wiele ciekawsze, zabawniejsze i o wiele łatwiejsze niż wcześniej, zwłaszcza podejmowanie decyzji czy mówienie co Ci ślina przyniesie na język. Dlatego śmiała się tak po prostu, jak chyba jeszcze nigdy przy Kostku, bo też nigdy nie miał przyjemności obserwować jej w takim stanie, a i też nie pozwoliłaby sobie na taki żart wiedząc doskonale, że jest szczęśliwie żonaty.
Oczywiście według niej i całej Rzeczypospolitej Polskiej.
- No są. – odparła równie elokwentnie. Zaczęła się w niego wpatrywać, jakby zamierzała coś konkretnego dostrzec na jego twarzy, ale jedyne co widziała to po prostu typową twarz Kostka stwierdzającego oczywistość. - Trochę Ci zajęło spostrzeżenie tego. – parsknęła ponownie rozbawiona, ale tym razem nie wybuchnęła salwą śmiechu, na szczęście. Zamiast tego złapała jego twarz w swoje dłonie i przybliżyła do siebie, bo miała wyjątkową potrzebę przyjrzenia mu się znacznie dokładniej, jakby szczegółowiej.
- Zawsze byłeś takim ładnym chłopcem? Nie no, zmężniałeś od naszego pierwszego spotkania, wtedy to serio byłeś takim przestraszonym chłopczykiem, a teraz… prawdziwy żołnierz! – obwieściła wyjątkowo zadowolona z siebie.
- No to pomagaj, bo ja się poddaję i nigdzie nie idę. – zmrużyła niezadowolona oczy i ponownie położyła głowę na jego ciele. Mogło być jej niewygodnie, bo ciało leżało jakoś pokracznie na biednym El-Galadzie, ale było to zdecydowanie lepsze niż ponowna próba oszukania błednika.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptyPią Wrz 29, 2023 11:22 pm

Normalnie Kostek pewnie wcale by nie docenił tego genialnego żartu, tak zjawiskowo sytuacyjnego. Zdawkowo mógłby stwierdzić, że to po prostu działanie alkoholu i grawitacji, ale teraz wydawało mu się to zwyczajnie komiczne. Wręcz absurdalnie i w niepojęty sposób prześmieszne, dlatego sam roześmiał się najpierw głośno.
- Totalnie powaliłaś mnie na łopatki.
Dosłownie.
Metaforycznie również, ale z nieco innego powodu. Na krótką chwilę przybiła go do ziemi tym lodowym błękitem. Bo tak jak przecież wiedział, że Wanda ma niebieskie oczy, tak zazwyczaj były takie... chłodne. Tak niewiele w nich było wyrazu, nic więcej ponad to styczniowe niebo. Teraz żarzył się w nich ten beztroski i ciepły płomień rozbawienia, pomarańczowe iskierki odbijającego się ognia. Poza tym nigdy szczególnie nie zwracał na to uwagi.
- Znaczy, tak. Ale aż tak niebieskie, tak wiesz - przerwał na chwilę, zmarszczył nieco w zastanowieniu brwi, szukając odpowiedniego określenia. Nie znalazł. Kompletnie nie potrafił napisać sobie w głowie odpowiedniego porównania, czegoś co mogłoby opisać to, jak to widział. No ni chuja, pustka absolutna. - Jak niebo w styczniu. Rankiem.
Bardzo obrazowe. Bo czym innym był zwyczajny błękit nieba, czym innym był niebieski bezkres oceanu, kompletnie innym odcieniem był szafir. A jeszcze inny odcień błękitu miały jej oczy, co mógł jeszcze tylko lepiej zaobserwować, gdy Wanda złapała jego twarz w dłonie i się jeszcze zbliżyła.
Co to był za kolor?
Tak bardzo się tym zafrasował, że z opóźnieniem dotarło do niego, co w ogóle do niego powiedziała.
- Co ty bredzisz, wyglądam tak samo - zaprotestował z jakimś takim trochę szczątkowym oburzeniem.
Jedyną różnicą było chyba tylko to, że musiał jednak fizycznie nieco dopakować. No i tatuaże ochronne były rzeczą konieczną. Ale tak?
- No ale jak ja mam ci pomóc, jak ty leżysz na mnie? - zapytał Kostek kompletnie poważnie. Bo nie to, że bimber i grawitacja ciągnęły go do tej ziemi. Skąd. Trawa w dodatku okazywała się być coraz wygodniejsza, a Wanda z kolei doskonale sprawdzała się z roli mało poręcznego kocyka.
Zapewne byłby gotów tam najzwyczajniej i po prostu zasnąć, nawet oczy już mu się z lekka zaczęły zamykać, gdy ktoś zwyczajnie nad nimi stanął.
- Am. Pomóc wam czy coś? - zapytał ktoś tubalnym głosem, troszeczkę tylko zmieszanym. Nawet Kostek aż oczy otworzył na nowo i spojrzał na wielką brodatą mordę pochylającą się nad nimi. - Młody, bo się trochę zbiegowisko robi - to już dorzucił nieco ciszej. Niemniej Kostkowi ten konspiracyjny ton powiedział jedno wielkie nic.
- Ach, Słowik, tak, pewnie, pomóż - mruknął w odpowiedzi, wciąż niekoniecznie jednak zainteresowany rzeczoną pomocą. Zapomniał o misji poszukiwania bimbru kompletnie.
Więc co też sierżant Słowik - wielki niczym zwalista góra, łysy i o brodzie czarnej jak noc - postanowił zrobić? Ano bardzo delikatnie major Wilczyńską ująć pod ramię i pomóc jej wstać, jednocześnie tak, by mogła się po prostu na nim wesprzeć mniej lub bardziej delikatnie - a samemu Kostkowi drugą dłoń podał, żeby mu z tej trawy również pomóc się podnieść.
- Odprowadzę was - zarządził sierżant Słowik. Tonem, który wcale a wcale nie znosił sprzeciwu.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptySro Paź 04, 2023 10:03 pm

Na nieszczęście Wilczyńskiej miała zadanie nieco utrudnione, gdy postanowiła spojrzeć w kierunku nowego głosu. Jakimś cudem wykręciła głowę w stronę sierżanta Słowika, by mu się cokolwiek przyjrzeć przez jeszcze zamgloną wizję. Potem ponownie wróciła spojrzeniem na mężczyzne leżącego pod nią.
- To ty masz kolegów? – zerknęła w stronę Kostka jakoś tak bez przekonania. - I to prawdziwych? – bo coś tam słyszała kiedyś o tym elfim poruczniku, który był równie dziwny co sam El-Galad, bo również interesował się poezją, ale jeden elf nie czynił wiosny, a młodzik raczej nie był najpopularniejszy wśród ich wspólnych kolegów.
- Protestować nie będę. – westchnęła cicho, gdy zwalisty mężczyzna zdecydował się ich pozbierać do kupy. Jęknęła miękko, gdy została podniesiona do góry i mogła się wesprzeć niemal całym swoim ciężarem na Słowiku. Tu tez nie zamierzała oponować, bo zwyczajnie nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a świeżo opatrzone rany coraz mocniej dawały o sobie znać, toteż wolną ręką złapała się za brzuch.
- Dzięki. – przetoczyła głowę po ramieniu mężczyzny, by na niego spojrzeć wzrokiem tak rozbieganym i zmęczonym, że chyba każdy by się nad nią zlitował i zaniósł ją prosto do łóżka.
- To do mojej kwatery, ten gamoń mnie zepsuł, to teraz ma wziąć za to odpowiedzialność i się mną zająć. Słyszysz Kostek? – rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptySro Paź 04, 2023 10:36 pm

- Kolegów? - zapytał Kostek mało przytomnie, na chwilę kompletnie zapominając o Słowiku. Ponownie rozproszyło go to, jak błękitny jest ten błękit w jej oczach i to było doprawdy niebywale fascynujące i niesamowite, dodatkowo tak straszliwie absorbujące z jakiegoś powodu. A potem ponad jasnymi włosami Wandy zamajaczył mu wielki brodaty cień, co przypomniało mu, kto tam w ogóle jest. I że w ogóle jest ktokolwiek. - To mój przyjaciel jest serdeczny - oznajmił uroczyście. - Mój najlepszy człowiek, popatrz na niego.
Przypuszczalnie to kto by tam nie stał, to awansowałby z miejsca na serdecznego przyjaciela, ale to było mało istotne.
Zabrano mu koc. A zaraz po tym zabrano również materac w postaci miękkiej niczym puch trawy, na co westchnął tylko ciężko. Okrutny los, słowo daję.
- Żaden, kurwa, problem, pani major - mruknął Słowik, jednym ramieniem eskortując Wilczyńską, a drugim El-Galada, bo żadne z nich nie wykazywało szczątkowych choćby chęci, żeby kontynuować tę wędrówkę na własną ręką.
- Tak, tak, oczywiście, każdy rycerz zawsze damę do łóżka zabiera - kompletna powaga i absolutny brak świadomości, że to wcale nie zabrzmiało jak to, co miał na myśli.
- Ehe, a nim kto się zajmie? - burknął jeszcze Słowik pod nosem, przewracając ślepiami.
Co to była za wędrówka. Co za marsz. Bogu dziękować, że z sierżanta był chłop na schwał i nawet takie dwa uczepione i niemal zawieszone na nim balasty niekoniecznie mu przeszkadzały. Przypuszczalnie mógłby ich dwójkę po prostu wziąć na ręce - jedno na lewą, drugie na prawą - i ich zanieść niczym niemowlęta. Pewnie nie zrobił tego tylko dlatego, by ich za pijaństwo tak bezczelne ukarać.
Nawet dyżurny na ich widok - wchodzących w taki mało elegancki sposób - niekoniecznie protestował i tylko drzwi im przytrzymał. Bo co miał zrobić? Pół garnizonu chlała na tym ognisku, nie byli pierwszymi ani na pewno ostatnimi zwłokami przyprowadzonymi w takim stanie i w taki sposób.
- Ej, opowiem wam żart. Wiecie, czemu orkiestra nie gra na moście? Bo most to nie jest instrument - wypalił nagle Konstanty, nie dając absolutnie czasu na odpowiedź, dodatkowo prawie że krztusząc się śmiechem, gdy kończył tę mierną puentę i równie mierny żarty, w międzyczasie udało im się nawet dotrzeć do odpowiednich drzwi - znaczy się tych, które należały do Wilczyńskiej.

Wanda Wilczyńska
Wanda Wilczyńska
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptySob Kwi 20, 2024 12:21 am

- Pan najserdeczniejszy przyjaciel się nie martwi, ja się już nim doskonale zajmę. – i uśmiechnęła się w taki sposób jakiego nikt nie lubił oglądać u Wilczyńskiej, ponieważ wszyscy wiedzieli, ze knuła coś absolutnie okropnego i lepiej było brać dupę w troki, i uciekać nim ta wiedźma ich dopadnie.
- Żartem, to jest co najwyżej twoje poczucie humoru. – skwitowała całkiem trzeźwo swojego towarzysza, gdy wypowiedział to...coś. Była więcej niż zażenowana jego wystąpieniem i nie omieszkała mu tego wytknąć. - Naprawdę, to było tak żałosne, że aż brak mi słów. – westchnęła cierpiętniczo usiłując wymazać z pamięci to Kostkowe arcydzieło.
- Nasz przystanek, dzieciaku. – wywinęła się spod pomocnego ramienia, by wyłuskać klucze do swojej kwatery, szło jej to opornie, ale w końcu się znalazły i prawie za pierwszym razem trafiła do dziurki. Otworzyła je na oścież, by i jej, i Kostkowi było łatwiej wejść. - No! Dziękujemy za podwózkę, panie najserdeczniejszy przyjacielu. – poklepała jeszcze sierżanta Słowika w jakimś takim dziwnie czułym geście, a następnie łapiąc El-Galada za szmaty wciągnęła go do swojej kwatery i zatrzasnęła drzwi, oczywiście zakluczając je.
Stękneła z bólu zaraz po tym jak opadła na swoje łóżko razem z Kostkiem, którego przecież wciąż trzymała za bety, więc czy tego chciał, czy nie, poleciał razem z nią, lądując na pachnącej, świeżo wypranej pościeli.
- Opowiedz mi jak to jest być zakochanym. – nagle odezwała się miękkim i niezwykle przyjemnym głosem. Nawet przewróciła się na bok, by móc spoglądać z tej pozycji na swojego rozmówcę. - Ponoć miłość jest piękna. Chciałabym jej kiedyś doświadczyć. – uśmiechnęła się trochę jakby rozmarzona, a trochę zamyślona, ale wciąż starała się utrzymać chłodne spojrzenie na twarzy Kostka. - Może jej odrobinę doświadczę z Tobą. – wyszeptała słodko, a po chwili dodała. - Jak mi opowiesz jak to jest.


Ostatnio zmieniony przez Wanda Wilczyńska dnia Nie Kwi 28, 2024 9:16 pm, w całości zmieniany 1 raz

Konstanty Albert El-Galad
Konstanty Albert El-Galad
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi EmptySob Kwi 20, 2024 9:50 am

- Sama jesteś żartem, to było WYBORNE - oburzył się Konstanty na to bezpardonowe zmieszanie z błotem i gównem tego wyrafinowanego popisu niebywałego poczucia humoru.
A potem to w ogóle już świat był za szybki, za gwałtowny, i w ogóle całkiem zbyt wszystko. Przebieg całej podstępnej akcji był dla niego mgnieniem oka, które ledwo zauważył i zarejestrował. Po prostu sekundę wcześniej stał sobie spokojnie z lekka wspierając się o Słowika, a sekundę później już nie. Leżał na łóżku, w pachnącej świeżością pościeli, a przed sobą miał nic, tylko niebo. Bezkresny wspaniały błękit z całościowym zaćmieniem słońca w postaci źrenic.
Zamrugał kilka razy szybko po tym pytaniu, nim ociężale przewalił się na plecy i zapatrzył się w sufit, jedną dłoń położył sobie na piersi. Na chwilę, jakby poważnie zastanawiał się, jak to wszystko ubrać w słowa. Bo Kostek lubił słowa, zwłaszcza takie. Tak wielkie i uroczyste.
- Lubię sobie wyobrażać, że serce wtedy zamiera, pomija w biegu jedno uderzenie - powiedział najpierw. Miłość w poezji była ubierana w takie zwiewne i oddające wszystko frazesy, ale Konstanty w głowie żadnego teraz nie miał. A z autopsji? Skąd miałby wiedzieć? - Że każdy dotyk elektryzuje, szarpie wnętrze, każda jedna komórka ciała krzyczy jej imię. A mimo to czujesz spokój, lekkość. Może lekką niepewność? Czasem, może na początku, gdy wszystko jeszcze wiesz, nie jest wiadome - przestał wgapiać się w sufit, gdzieś również umknęło to wcześniejsze niezdrowe rozbawienie absolutnie gównianym żartem, została dziwnie gorzka nuta nostalgii. Odwrócił głowę w bok, wciąż leżąc na plecach, by teraz spojrzeć Wilczyńskiej w oczy. - Że widzisz ją i wiesz. Że bez niej świat nie byłby taki sam, że dzień traciłby na znaczeniu. To musi być też po prostu wspaniałe, ta świadomość, że gdzieś tam ktoś na ciebie czeka, albo na wiadomość, albo jak wrócisz i że tego chce, wyczekuje. Tak jak Asnyk pisał, że miłość jak słońce, ogrzewa cały świat - dodał jeszcze. Przypomniał sobie, jak próbował początkowo próbował to wszystko jakoś w sobie obudzić. Szukał w sobie choćby jednego jednego zrywu, jednej kruchej i przelotnej myśli, że mógłby czuć się tak względem Eliany. Na początku, przez ten pierwszy rok, gdy faktycznie jeszcze próbowali. Czy to przy wspólnych kolacjach, nocach, śniadaniach. Wymuszał na nich obojgu uczestniczenie w każdej jednej rzeczy, jaka mogłaby tylko być romantyczna, wymuszająca intymność. Nic. Tylko spokój, znużenie, później już irytacja. Aż Eliana stwierdziła, że to bezcelowe i głupie. Pamiętał tamtą noc, a alkohol tylko podsycał te emocje. Przeprosił ją wówczas z prawdziwym żalem, a ona tylko odetchnęła z ulgą, że cała ta błazenada się skończy. Że chociaż sami przed sobą przestaną udawać.
Ona potrafiła pokochać nawet grafy - a jego nie. Ale i tak nie pozostawał jej przecież dłużny na tym polu.
Zamknął oczy. Też chciałby wiedzieć, jak to jest. Doświadczyć. Zweryfikować słuszność wielkich poetów w ich słowach.
- Ale tak, to na pewno coś pięknego. Kochać i być kochanym - stwierdził cicho na sam koniec.
A sierżant Słowik? Stał jeszcze krótką chwilę pod drzwiami z rozdziawioną mordą, trochę zaskoczony, trochę z prawdziwym "co do kurwy" na mordopysku. Pewnie mógłby do środka wejść - z drzwiami wprawdzie, ale zawsze - ale postanowił machnąć na to wszystko ręką w pizdu. Nie jego zabawki, nie jego kredki, po co robić zamieszanie i zbiegowisko. Więc sobie poszedł.

Sponsored content
... jak byśmy byli szczęśliwi Empty

PisanieTemat: Re: ... jak byśmy byli szczęśliwi   ... jak byśmy byli szczęśliwi Empty


 
... jak byśmy byli szczęśliwi
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Skocz do: