| Weekend u Janka i schabowe | Lena Cichocka
| Temat: Weekend u Janka i schabowe Nie Wrz 05, 2021 12:17 am | |
| Dla Leny wszystko było takie… nowe. Najpierw przybycie z Januszem do Korniejewa, wyjście z Zony i zobaczenie ludzi. Bardzo dużej ilości ludzi. I nigdzie nie było jegrów. Nikt nie wyglądał na przytłoczonego przez nich. Wręcz przeciwnie, do uszu dziewczyny docierały takie zdania jak „dokopiemy tym czarnym skurwysynom” (cokolwiek to ostatnie słowo znaczyło, ale dziewczyna domyślała się, że chodziło o jegry). Po przejściu kwarantanny w końcu z Januszem mogli wyruszyć do Warszawy… I z jednej strony dziewczyna była podekscytowana, bo jej Janek tyle o tym miejscu opowiadał, z drugiej jednak trochę się bała, nie wiedziała bowiem czego się spodziewać. To co jednak zobaczyła przeszło jej wszelkie oczekiwania.
Niestety, z Jankiem nie przyszło jej długo posiedzieć, bo musiała zostać ulokowana w specjalnym ośrodku asymilacyjnym. I wbrew pozorom to dało Lenie naprawdę wiele. Okazało się bowiem, że nie była jedyną osobą, która się wyrwała spod jegierskiego batu. To dawało jej ogromną nadzieję na przyszłość, że jej rodzinie może też się udało! W ośrodku miała zarówno zajęcia indywidualne, jak i grupowe, w których uczyli się takich podstawowych zachowań społecznych jak… dzielenie się. Lenie te zjawisko było już po części znane, bo Janek wtedy w Zonie dał jej swoje jedzenie i nawet z nim się wtedy swoim krzemieniem podzieliła, więc to zadanie nie było takie ciężkie! No ale to był tak naprawdę początek jej długiej drogi do bycia… normalną jednostką w polskim społeczeństwie.
Mimo wszystko dziewczyna robiła ogromne postępy. W międzyczasie, jak tylko Janek mógł, to wpadał do niej w odwiedziny, posiedzieli razem parę godzin na świetlicy, pogadali, dziewczyna opowiadała mu o tym co u niej się działo, czego się nowego nauczyła. Największą rzeczą z jakiej była dumna to fakt, że poznała alfabet i potrafiła pisać i czytać – co prawda literki, które stawiała były koślawe, robiła mnóstwo błędów, ale to się wytnie. Robiła pierwsze kroki ku normalności.
Lena nie sprawiała większych problemów wychowawczych. Była raczej spokojna i starała się jak najbardziej wszystko chłonąć, mimo że było to dla niej takie obce. Nie rozumiała jeszcze wiele konspektów w społeczeństwie, ale się starała. Przede wszystkim zadawała ogromną ilość pytań… może nawet aż opiekunów nimi przytłaczała. Jednakże ci z cierpliwością na wszystkie odpowiadali. Bo uważali, że to był dobry znak, że taki człowiek wyciągnięty z jegierskiej niewoli się interesuje tak tym nowym światem. Że jest go ciekawy, a nie się go boi.
Kilka dni temu Lena miała wyjątkowy dzień. Po raz pierwszy zobaczyła w swoim życiu elfa. Janusz opowiadał jej wiele na ich temat, że mają szpiczaste uszy i są dobre. I rzeczywiście takie były! A chociaż ten jeden, który dzisiaj ich odwiedził. Doktor Remuald Mirh’sedas był uznanym specjalistą na polu resocjalizacji takich osób jak Lena. Dziewczyna miała okazję z nim porozmawiać jeden na jeden o tym, co widziała w Zonie, jak długo tam siedziała. I jak mu powiedziała, że trzy lata to był pod wrażeniem i pogratulował jej i że zrobiła świetną robotę. Pytał się również jak się czuje w ośrodku i jest coś, czego by chciała. Bez zawahania odpowiedziała: – Janka i schabowych. – Jeszcze nie wiedziała, że niedługo te marzenie miało się spełnić.
Ostatnio zmieniony przez Lena Cichocka dnia Wto Wrz 07, 2021 11:40 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Nie Wrz 05, 2021 12:28 am | |
| To był dzień. Nawet Dzień, przez wielkie "D". Janek sam by się przed sobą nie przyznał, ale sam cieszył się jak głupi do sera - bo właśnie przekroczył próg ośrodka asymilującego, by zabrać Lenę do domu. Na weekend. Od tygodni biegał po urzędach, od hetmana do pani Jadzi w urzędzie miasta, od pani Jadzi do doktora Mirh'sedasa, od doktora do pani Jadzi, od pani Jadzi do pani Kazi z opieki społecznej... Przeciągało się to - choć może to i lepiej, bo sam miał nieco więcej czasu, by móc się przygotować. Po pierwsze - musiał ogarnąć mieszkanie i przystosować jeden z pokoi do potrzeb nastoletniej dziewczynki, a to nie było łatwe, bo Janek ni chuj nie znał się na nastoletnich dziewczynkach. Trzeba było ściany odmalować - a z rozbiegu machnął już całe mieszkanie, co mu tam - zamówić u stolarza łóżko i meble, kupić materac, wymienić okno... Schodziło. Czy był dumny z finalnych rezultatów? No kurwa, że był. Ale! Otworzył drzwi, przeskoczył przez próg i pozdrowił panią recepcjonistkę. Doktor Mirh'sedes był poinformowany zawczasu, więc i Janek wiedział bardzo dobrze, dokąd powinien się kierować. Wparował do pomieszczenia jak burza, bez pukania i zastanowienia. - No, dzień dobry. Cześć, Młoda - w tym miejscu nastąpiło poczochranie Leny po głowie, jakby była niesfornym psiakiem. - To jak, mogę zabrać Młodą, jak się umawialiśmy? - to już skierował do doktora. Bo niby wszystko dogadane, niby ustawione, ale diabli wiedzieli tych panów doktorów i wielkich naukowców. Wiedzieli lepiej. I nawet przy tym nie wiedział, że został wywołany jak wilk z lasu. Zupełnie jakby ktoś wyrzucił 20 na kostce. |
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Nie Wrz 05, 2021 1:30 am | |
| Procedury, przez które właśnie Janusz przechodził były czymś, czego Lena swoim umysłem nie potrafiła jeszcze objąć. Tego typu biurokracja nie jest rzeczą, z którą by się wcześniej spotkała. Janek próbował jej coś tam tłumaczyć. To co rozumiała to fakt, że starał się, by zamieszkała u niego. I to było dla dziewczyny najważniejsze. Był pierwszą osobą którą poznała po ucieczce ze swojej rodzinnej wioski i po prostu był najbliższą jej osobą. Odwiedzał jej, dawał jedzenie (nigdy nie zapomni pierwszej czekolady jaką zjadła, to była najlepsza rzecz na świecie, zaraz po schabowych oczywiście).
Wiele osób się w życiu Leny przewinęło od czasu, gdy została w ośrodku ulokowana. Nie była w stanie wszystkich spamiętać, choć pana doktora to pewnie nie zapomni do końca życia, bo przecież był pierwszym elfem którego spotkała. I nawet pozwolił Lenie dotknąć swoich uszów! Dziewczyna może i była prawie dorosła, no ale ciekawość świata, w którym wylądowała miała na poziomie dziecka. Chłonęła go całym sobą, mimo że na razie poznawała go z prezentacji wyświetlanych na ścianie (swoją drogą, te cudo techniki jak stary projektor na slajdy był dla niej wielką sprawą i na początku myślała, że to magia).
Nagle do pomieszczenia, w którym siedziała z doktorem Mirh’sedasem wparował Janek. Dziewczyna na sam jego widok uśmiechnęła się szeroko od ucha do ucha. Kto by się spodziewał jeszcze te parę miesięcy temu, że Lena z taką łatwością będzie mogła się cieszyć? – Janek! – zawołała radośnie. Włosy jej już trochę odrosły – po przyjeździe do Korniejewa musieli ją niemal na zero zgolić ze względu na fagową wszawicę, no ale minęło już kilka miesięcy i włosy już nie latała z łysą głową. – Zabrać? – zapytała, nie rozumiejąc do końca o co chodzi. Nikt jej o niczym nie mówił. – Nie ma najmniejszego problemu, Lena robi bardzo dobre postępy i chyba chwila przerwy nie zaszkodzi, zwłaszcza że jej się zatęskniło za schabowymi... – Zaśmiał się doktor, by następnie zwrócić się w stronę dziewczyny. – Stwierdziliśmy z Jankiem, że zrobimy ci małą niespodziankę… to jest prezent. – Wiem czym jest niespodzianka – odpowiedziała dziewczyna takim tonem, jakby doktor mówił o zupełnych oczywistościach. – No tak, wybacz… Tak więc postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę i będziesz mogła spędzić ten weekend z Jankiem, poza ośrodkiem. Trzeba przyznać, że to była ostatnia rzecz jakiej się Lena spodziewała. No bo zwykle Janusz wpadał jedynie w odwiedziny, siedzieli ze sobą parę godzin w świetlicy i gadali, ale dotychczas nigdy nie dostała pozwolenia na wyjście, jednak wiedziała, że takie istniały, bo parę jej znajomych z grupy takie przepustki dostało. - Oh, super! – powiedziała, z ekscytacji się trochę zapominając i te „super” było powiedziane po niemiecku, z „z” na początku i nie takim twardym „r” na końcu. - Znaczy super – poprawiła się jednak od razu, bo gdyby usłyszała to pani Simela, nauczycielka polskiego, to by pewnie ją skarciła. Choć i tak mówiła zdecydowanie lepiej niż w dniu, w którym się z Jankiem spotkała, choć wciąż miała dosyć twardy akcent i czasem się jej jakieś słowa zapominały. Wszystko przyjdzie z czasem. – To ja idę spakować plecak! Miała trochę swoich rzeczy, w które zaopatrzył je Janek jak została tu umieszczona. Wrzuciła do środka piżamę, dwie pary spodenek – było lato, więc było ciepło, jakieś koszulki, bieliznę, skarpetki. Buty miała na nogach w postaci trampek, więc nie musiała innych brać. To i tak było więcej niż miała przez większość swojego życia. – Zjemy schabowe? – zapytała Janka, jak tylko już skończyła pakowanie i byli gotowi do wyjścia po załatwieniu ostatnich formalności w recepcji. Janusz musiał podpisać dokumenty, że bierze za Lenę odpowiedzialność w momencie gdy była poza ośrodkiem. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Wrz 07, 2021 9:02 pm | |
| Lenie nie trzeba było dwa razy powtarzać - Lenka wypełniała polecenia, które nawet jeszcze do końca nie padły, które były dopiero w domyśle i grzecznie czekały na wypowiedzenie. Pewnie dlatego Janusz machnął tylko ręką, gdy zostawiła go z doktorem daleko w tyle. Choć może to lepiej? Mógł teraz na spokojnie porozmawiać sobie z panem doktorem o pewnych uber super kozacko ważnych rzeczach, w których ważyły się losy pewnej małej pierdoły prosto z Zony, ale niekoniecznie musiała o tym wiedzieć. Tylko troszkę powinna. Marginalnie. Ale kto by się tam przejmował, przecież dzieci i ryby głosu nie mają, a Lenka była taką niewysiedzianą ikrą węgorza co najwyżej. Janek ze swojego plecaka wyciągnął jakieś dokumenty, coś panu doktorowi pokazywał, rozmawiali chwilę i Janusz ledwo zdążył swoje - podpisane już - papierzyska wrzucić z powrotem do plecaka, a Lenka była już z powrotem. - No, no, zjemy - zamruczał Cichocki, wertując jeszcze tekst na ostatnim oświadczeniu podsuniętym na blacie recepcji. - Ale najpierw podskoczymy do domu, to plecak zostawisz - oznajmił, stawiając podpis w prawym dolnym rogu kartki.
***Na Pragę dotarli niewiele później. Dorożką. Zatrzymali się przy wysłużonej i starej kamienicy, przeszli przez jedną ze słynnych praskich bram, w której cieniu stało kilku nieprzyjemnie wyglądających młodzików w dresikach. Skulili się jakby w sobie, gdy Janusz z Lenką ich mijali, jeden - ewidentnie najodważniejszy - pozwolił sobie na uprzejme skinienie głowy. - Młoda, umiesz jeździć konno? - spytał ni stąd ni zowąd Janek, gdy wchodzili po drewnianych trzeszczących schodach, grzebiąc jednocześnie w kieszeni spodni w poszukiwaniu kluczy. - I no. Takie pałace jak w ośrodku to tu nie są - parsknął jeszcze ze śmieszkiem, otwierając drzwi. Odsunął się, by wpuścić Młodą jako pierwszą. Mieszkanie było jasne - to rzucało się w oczy jako pierwsze. W promieniach słońca wpadających przez szpary żaluzji tańczyły drobinki kurzu. Wysokie sufity - niemal cztery metry nad podłogą! Białe ściany. No i ta pustka w gruncie rzeczy. Bo w mieszkaniu brakowało i pierdół, i gratów i przypuszczalnie mebli. Może ktoś wyniósł? Cholera wie. Przy małym kwadratowym stole stały tylko dwa krzesła. Jedna kanapa, jeden stolik, jeden stary telewizor. Puste blaty kuchenne, lodówka, kuchenka. Janusz wskazał Lenie jedne z trzech pozostałych drzwi, gdy weszli już do środka. - No, tam się zadokuj, Twoja nowa baza wypadowa. Po drodze to Ci, nie wiem, może jakąś pościel w kucyki kupimy, nie znam się na dzieciach. |
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Wrz 07, 2021 11:44 pm | |
| Pewnych rzeczy Lenie nie trzeba było mówić – sama doskonale rozumiała i była coraz lepsza w wyłapywaniu informacji spomiędzy wierszy. Na początku, gdy jej umiejętności językowe były naprawdę bardzo ograniczone, to miała z tym spory problem i trzeba było jej mówić wszystko bardzo dosadnie i wprost, aczkolwiek im więcej dziwnych polskich powiedzonek poznawała (jak chociażby „pocałować klamkę”, którego się nauczyła od Janusza właśnie!), tym lepiej sobie radziła. Choć daleko jej jeszcze było do bycia w pełni zdalną do funkcjonowania w społeczeństwie. Gdy Janusz rozmawiał z panem doktorem na hiber-uber-ważne sprawy, Lena pakowała swoje rzeczy nie omieszkując się przy tym pochwalić, że idzie zjeść schabowego z mizerią na przepustce. Bo wiadomo, jedzonko zawsze jest najważniejsze. To że spędzi czas z Jankiem przez weekend było super… no ale schabowy. – Nie mogę się doczekać! – odpowiedziała, szczerząc się jak głupi do sera (te powiedzonko też już znała!). – O dawno nie byłam u Ciebie w domu. – Lena spędziła tam pierwsze dni po przybyciu do Warszawy, zanim jej załatwiono miejsce w ośrodku. I wbrew temu co Janusz o swoim mieszkaniu myślał, to w oczach Leny wtedy był to apartament prezydencki w porównaniu tym, co miała w swojej rodzinnej wiosce.
Przez całą drogę na Parę Lena się rozglądała po okolicy, notując każdy najmniejszy szczegół. Miała pamięć fotograficzną, więc następnym razem, gdy będą tędy szli, to będzie bez najmniejszych problemów rozpoznawać poszczególne uliczki. Jakby trzeba było, to by zapewne sama z ośrodka do Janusza by dotarła. Pytanie Janka wyrwało ją z tego transu zapamiętywania wszystkiego, co było naokoło. – Hm? Konno? Nie, mieliśmy konia, ale tylko do zaprzęgu, co by… das Feld pflügen – Straciła polskie słowo. Szukała tłumaczenia w swoim umyśle dosyć głęboko. Wiedziała, że zna te wyrażenie, bo się go uczyła, jednakże zupełnie wyleciało jej z głowy. – No pole, wiesz... – Spojrzała na Janka błagalnie, żeby pomógł jej znaleźć te brakujące słowo. Weszła do środka mieszkania Janka. Lubiła te miejsce. Kojarzyło się jej z ciepłem rodzinnego domu… pewnie dlatego, że Cichocki ją pod ten dach przyjął i się nią zajmował w tych bardzo początkowych chwilach, które dla Leny były po prostu ciężkie. – Nie rozumiem o co ci chodzi – powiedziała całkiem szczerze. Co miał na myśli, że nie jest jak „w pałacu” ? – Przecież to twoje mieszkanie, nie ośrodek, czemu miałoby być jak ono? – zapytała. No czasem jeszcze nie rozumiała niektórych rzeczy i trzeba było jednak do niej prościej mówić. Lena otworzyła drzwi pokoju, które Janek wskazał jej że to będzie jej „baza wypadowa”. I jak docierało do niej, co to oznaczało… to nie potrafiła objąć jednej rzeczy. Czy to oznaczało, że to był jej pokój? Tylko dla niej? Nawet w ośrodku spała z innymi dziewczynami w zbliżonym do siebie wieku. Plus czemu Janek wziął wygospodarował cały pokój dla niej na ten weekend? Jej uwadze nie umknął fakt, że pachniało w nim wciąż świeżą farbą, że rzeczy były nowe. – Nie rozumiem – powiedziała raz jeszcze, spoglądając to na Janka, to na pokój. – Przecież zostaję tylko na weekend. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Sro Wrz 08, 2021 7:47 am | |
| - Wiem? - powtórzył głupio i klasycznie, rozbawiony tym tylko trochę bardziej niż powinien. - Zrobić kabanosy? - podsunął uprzejmie, absolutnie się przy tym nabijając. - Czego to Czarni nie wymyślą? Zaprzęg do kabanosów, no popatrz. - I o ile na początku ich znajomości, Lena nie zawsze wyłapywała to, jak Cichocki bezczelnie sobie z niej żartował, tak teraz miała znacznie większe pole do popisu. Mogła się również przy okazji przekonać, jak często nie mówił rzeczy poważnie, a nawet jeśli, to z reguły miał coś innego trochę innego na myśli. Ale! No dobra, Młoda miała konia co najwyżej do orania pola, więc cywilnie i normalnie na żadnym nie jeździła. No niedobrze. Czyli musiał jeszcze jazdę konno dopisać do całej listy rzeczy do zrobienia przed wyjazdem za Horyzont. Może i wziął wolne, specjalnie łaził z tym do hetmana, może i miał trochę czasu, ale nie oszukujmy się - Cichocki nie byłby sobą, gdyby miał za długo siedzieć w Warszawie. Gubienie się w Zonie stało się już lwią częścią jego życia. Z drugiej strony nie miał do tej pory niczego, co by go na stałe kotwiczyło w Warszawie. No, Judyta, jego siostra - ale przecież była już duża, sama sobie radziła i miała własne życie. Ale teraz? - Tak się mówi, jak coś jest mniejsze. Mieszkanie jest mniejsze niż ośrodek, więc ośrodek to taki trochę zamek, Hogwart czy inny Harry Potter - o tak, tłumaczenie przez Janusza wszystkich niuansów językowych. Zdjął plecak z ramienia i rzucił go niedbale na kanapę, obserwując sobie w ciszy Lenę. No odmalował pokój. Wymienił okno, powiesił nowy żyrandol, wstawił nowe meble. Ba, nawet podłogę wymienił, bo tamten pokój stał nieużywany od lat, a teraz wyglądał świeżutko i czysto - pewnie przez tę świeżą farbę na ścianach. - Aaaa, no tak - pokiwał głową, mówiąc to bardzo powoli. Potarł jeszcze brodę teatralnym gestem. - Tyle że wcale nie. To Twój pokój i możesz tu zostać, jeśli chcesz. |
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Sro Wrz 08, 2021 2:16 pm | |
| Janusz lubił sobie robić z niej czasem żarty, zwłaszcza wtedy na samym początku, gdy kompletnie nie rozumiała tego, co mówił i że się z niej nabijał, nicpoń jeden. Teraz, po tych kilku miesiącach, było zdecydowanie lepiej. Spiorunowała go wzrokiem, gdy rzucił tekścikiem o kabanosach. – Ach, no przecież! – Walnęła się teatralnie ręką w czoło, jakby chcąc pokazać, jak ona mogła o tym zapomnieć. A potem się roześmiała, żeby dać znać Jankowi, że zdaje sobie sprawę z tego, że żartował. – Oni same dziwne pomysły miały. – Pociągnęła jeszcze trochę ten żart. – A tak serio. Jakie to słowo, bo nie pamiętam. – Żarty, żartami, ale wolała jednak wiedzieć, o co jej chodziło. Cichocki miał ambitne plany, jeżeli chodziło o to, co zamierzał zrobić zanim wróci do Zony. Całe szczęście hetman był na tyle miły, żeby dać mu trochę wolnego na ogarnięcie tego wszystkiego. Mimo wszystko… Janusz wziął na swoje barki niemały obowiązek. Zamierzał przygarnąć pod swój dach sierotę, która ostatnie kilka lat spędziła w Zonie. Zamierzał nauczyć ją życia w społeczeństwie, że nie będzie musiała się już martwić o jedzenie i że wszystko będzie dobrze. – Wolę Twoje mieszkanie od ośrodka – odpowiedziała całkiem szczerze. Tam było dużo ludzi, z którymi nie do końca się Lena lubiła. Nie było żadnych konfliktów oczywiście, no ale nie musiała przepadać za każdym człowiekiem, którego na swojej drodze spotkała, prawda? To chyba było normalne. Lena nie dowierzała, że to był jej pokój. Tylko dla niej, bez dzielenia go z kimkolwiek innym? I co Janusz miał na myśli, że mogła zostać? Weszła do pokoju, starannie odkładając swój plecak na ziemi. Nowa podłoga, łóżko. Usiadła na nim. Było takie wygodne. Było też biurko, przy którym będzie mogła się uczyć… czytać książki! Bardzo lubiła czytać. – Nie muszę wracać do ośrodka? – zapytała, nieco nie dowierzając w to wszystko. – Mogę z Tobą zostać? – Janek mógł zobaczyć, jak miodowe oczy Leny zachodzą łzami. Miała wrażenie, że śni. Że to zaraz się obudzi w Zonie i zamiast schabowego będzie na obiad jeść robaki. Że zamiast wygodnego, ciepłego łóżka będzie zimna ziemia okryta jedynie mchem.
|
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Wrz 14, 2021 1:31 am | |
| Jakie to słowo, jakie słowo. A co Janusz mógł widzieć o rolnictwie, jak to skończony mieszczuch był? Może i umiał zlew naprawić czy kafelki w łazience położyć, ale żeby operować słownictwem rolniczym pełnym przekonaniem, że to robi to właściwie? No ni chuj. Dlatego zgasił nawet ten wiecznie zadowolony z siebie uśmieszek i podrapał się po blond głowie, przez chwilę faktycznie się zastanawiając. - Orać? Bronować? - rzucił kulawo i nie do końca pewnie. - A może to jedno i to samo? Nigdy w życiu nikt na mnie homonta nie narzucił, więc się średnio w sumie znam. Choć i tak - nie znam się, ale się wypowiem. Zasada wiecznie żywa w każdym polskim domu. Ruszył za Młodą do pokoju, choć on to akurat zatrzymał się w progu i oparł lewym ramieniem o futrynę, krzyżując ręce na piersi. Puste trochę te ściany, ogólnie wystrój bez rewelacji, ale z drugiej strony... Czasem lepszy rydz niż nic. Nawet jeśli to stary grzyb na Pradze. Pokiwał głową. - Tak. Niczym panna młoda na weselu powiedział tylko to jedno zdanie. Bo w tej jednej chwili, gdy oczy Leny tak się zaszkliły, gdy spoglądała na niego tak, jakby lada moment miał jej to podarowane właśnie ciastko zabrać, to jakoś tak... Jakoś tak na krótkich kilka sekund nie chciało mu się żartować. Dobrze wiedział, że to wcale nie będzie takie łatwe. Że w sumie to całkiem spora dawka odpowiedzialności. Ale czasem warto, kurde, pogłaskać kopanego psa, dać mu wody i troszkę jedzenia. Bo był tego warty. Mała Lena z kolei była warta tego, by Cichocki wyszedł ze swojej strefy komfortu i może jednak zajął się na poważnie jakąś drugą istotą. Poza tym... Już tak pomijając wszystkie jego osobiste powody i fakt, że się w sumie w czasie wyprawy przez Zone i cały pobyt w Korniejewie polubili, to kto by ją zabrał z bidula? Taką dużą dziewczynkę? W sumie nawet dziewuchę, można rzecz. Ale taką, którą trzeba bardzo wielu rzeczy nauczyć, na której wychowanie i edukację trzeba by wyłożyć naprawdę sporo środków i czasu? Musiałaby siedzieć w tym ośrodku do osiemnastki, a dalej co? Gówno. Ot co. A to jeszcze bardziej utwierdzało Cichockiego, że podjął diablo dobrą decyzję. No i będzie miał kto mu podać szklankę wody być mod ja łożu śmierci. Czy coś. - Ale mam też złą wiadomość - powiedział to nagle bardzo poważnie i bez choćby cienia uśmiechu na ustach. Zmarszczył groźnie brwi i pokiwał głową. - Będziesz musiała nazywać się Lena Cichocka. |
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Wrz 14, 2021 1:28 pm | |
| Nagle wszystko się Lenie przypomniało. Pamiętała już lekcję z panią Simelą i nawet stronę z podręcznika, na którym o tym było mówione. Dostała kompletnego zaćmienia mózgu przez chwilę, ale wystarczyła mała pomoc Janusza i już wszystko było w porządku. – Bronuje się przed oraniem – powiedziała, jak na dziecko które spędziło całe życie w rolniczej rodzinie przystało. Nie mieli jakiegoś wielkiego pola, ale zawsze coś do roboty było. Połowa tego co wyhodowali i tak szło do jegrów, no ale… mimo wszystko jakoś się żyło. Janek spoglądał na ten pokój w zupełnie inny sposób, niż robiła to Lena. Jej nie przeszkadzał fakt, że ściany były puste. W jej umyśle nie istniało pojęcie ozdób – wszelkie przedmioty, jakimi się w życiu zawsze otaczała miały jakąś praktyczną funkcję, do czegoś służyły a nie były bibelotami, które się tylko kurzyły. Siedziała na tym łóżku nie dowierzając trochę, że to było jej. Że będzie miała własne łóżko, że nie będzie musiała się martwić o jedzenie… To było dla Leny najważniejsze. Słowa Janka, że może tu zostać sprawiły, że te łzy z tych oczu spłynęły po policzkach, ale jednocześnie pojawił się na jej twarzy uśmiech. Coraz częściej się to zdarzało – gdy się spotkali, miała nienawiść wypisaną na twarzy. Im dłużej przebywała w Warszawie, z Jankiem… tym bardziej się uczyła cieszyć. Nawet z małych rzeczy. – Super – odpowiedziała, nie potrafiąc znaleźć słów, które by wyraziły to, jak się czuła w tym momencie. Była szczęśliwa, to na pewno. Jednakże jej zdolności mówienia po polsku były na tyle ograniczone, że nie umiała wyrazić tych uczuć przez słowa. Janusz zdecydowanie wziął sobie na barki sporą odpowiedzialność – Lena była dzikim dzieckiem z Zony. Większość dzieciaków w jej wieku była praktycznie samodzielnymi nastolatkami, które trochę zbyt dużo pyskowały. Z nią zapewne będzie jak z nieco wyrośniętym dzieciorem z podstawówki, którego będzie trzeba uczyć wielu rzeczy, które będzie zadawać ogromną ilość pytań. I pochłonie zapewne niemałą sumę pieniędzy, żeby wyszło to na ludzi. Jakiś. Gdy Janek stwierdził, że „będzie mieć też złą wiadomość”, spojrzała na niego trochę z przerażeniem. Przez jej głowę zaczęło przechodzić masę czarnych myśli… Jednakże nic takiego się nie pojawiło. Zamiast tego dowiedziała się, że będzie musiała mieć jego nazwisko. – Lena Cichocka – powtórzyła po Janku. – To znaczy, że będziemy rodziną? – zapytała. No bo skoro mieli mieć takie same nazwisko, to by chyba na to wskazywało? Nie jest tak, że Lena zapomniała o swoich bliskich z Zony. O rodzicach, braciach… jednakże przez ostatnie lata była naprawdę bardzo samotna. I myśl, że znowu będzie mieć rodzinę sprawiało, że jakoś lepiej się jej na samą myśl robiło. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pią Wrz 17, 2021 6:15 pm | |
| Bronuje się przed oraniem. No dobra, może i racja. Co tam Janusz wiedział o podstawach rolnictwa? A otóż cały chuj. Potrafił wyhodować rzeżuchę na wacie i to było chyba jego największe ogrodnicze osiągnięcie w całym życiu. Przecież on nawet kwiatków w domu nie miał, bo by wzięły i zwyczajnie zdechły na brak wody i atencji, bo Cichocki byłby o nich zapomniał i nikomu nie dał klucza do mieszkania, żeby się nimi zajął. - Broni się przed orką. Był kiedyś taki film, "Uwolnić Orkę". Uwolnić oranie. Teraz podjął się znacznie trudniejszej hodowli - bo przecież oto właśnie miał mieć dziecko. Znaczy, wiadomo, takie trochę większe i w gruncie rzeczy całkiem samodzielne, ale nadal dziecko. Takie, któremu wiele rzeczy trzeba jeszcze wytłumaczyć, które trzeba będzie z pewnością sporo nauczyć, by mogło bez większych problemów prosperować w społeczeństwie. Albo chociaż częściowo prosperować. Wiadoma rzecz. Teraz jednak takie potencjalne problemy odeszły na nieco dalszy plan. Janusz może i był śmieszkiem, czasami zdawać by się mogło, że brakuje mu ogłady i empatii, że kompletnie nic a nic go nie rusza. Guzik tam. Wtedy, gdy oczy Leny lśniły jak dwa odrębne słoneczka, gdy patrzyła na niego przy tym z takim niedowierzaniem, to na moment drgnęło mu serducho. Bo Janusz absolutnie nigdy by nie pomyślał, że ktoś może być tak szczęśliwy na myśl, że oto został skazany na Cichockiego. Roześmiał się na widok tego przerażenia, bo no plox. Zupełnie jakby miał jej przekazać nowinę, że no owszem, ale w sumie to wcale nie i otóż Lena musi wracać w tym momencie do Zony. Bez cukierków, bez schabowych, bez młodych ziemniaków i koperku. I definitywnie bez lodów na deser. - Tak - powiedział krótko. - Mówi się, że rodziny się nie wybiera. Ale Ty możesz.
|
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pią Wrz 17, 2021 9:48 pm | |
| Lena nie miała zielonego pojęcia, o co chodziło Januszowi. Kompletnie nie załapała jego słownego żartu, o czym zapewne świadczyła jej mina. No ale na wszystko przyjdzie czas, z tygodnia na tydzień coraz więcej kumała. Może i było jeszcze jej daleko do w pełni ogarniętej i samodzielnej osoby, jednakże z każdym dniem zbliżała się do etapu, w którym Janek będzie mógł ją zostawić samą bez zastanawiania się, czy przypadkiem nie wysadzi mieszkania w powietrze czy kij wie co. – Możemy obejrzeć – powiedziała. Lubiła filmy… książki jednak w sumie bardziej. No ale dzięki filmom kształciła swoje umiejętności słuchania ze zrozumieniem, co też było ważne. No i była zafascynowana faktem, że coś takiego jak telewizja w ogóle istnieje. Przy pierwszym spotkaniu z tym cudem techniki myślała, że ktoś używa magii, o której Cichocki jej tyle mówił. I po części było w tym trochę prawdy, biorąc pod uwagę magiczne satelity na orbicie… Janusz nie miał łatwego zadania do wykonania – zdecydowanie. Bo jednak nie tylko musiał wychować dziecko, co pozmieniać wiele starych nawyków, które się u niej nagromadziły przez te wszystkie lata, które spędziła pod jegierskim batem czy też w Zonie. Nie będzie to łatwe zadanie. Z drugiej strony… jak nie Janek, to kto by inny? Lena byłą z nim zżyta, tak naprawdę był jedyną bliską jej osobą w Warszawie. I zapewne bez niego nie poradziłaby sobie tak dobrze w ośrodku. Słysząc potwierdzenie z jego ust, dziewczyna uśmiechnęła się, wstając z łóżka i podchodząc do Janusza i zupełnie bez najmniejszego cienia skrępowania po prostu się do niego przytuliła. Małe to było, ledwo Jankowi sięgała do torsu, nie wspominając o tym, że była strasznie chuda (choć i tak było lepiej niż na samym początku, parę kilo przytyła od czasu przybycia do stolicy). Cichocki mógł poczuć, jak drobne ręce Leny zaciskają się na jego ciele. – Dziękuję, Janek. Za wszystko. – Nie była głupia. Rozumiała więcej, aniżeli niektórym się zdawało. Była wdzięczna Januszowi za to, co dla niej zrobił, że postanowił przyjąć pod swój dach i zapewnić bezpieczeństwo. Odsunęła się po chwili od Cichockiego, ocierając pojedyncze łzy, które spłynęły po jej policzkach, by następnie się wyszczerzyć. – To jak, staruszku, idziemy na tego schabowego? – Jak sobie wychowuje, tak ma. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pon Wrz 27, 2021 6:53 pm | |
| Należy zaznaczyć jedno - żarty Janusza często i gęsto wcale nie były nawet w połowie tak zabawne, za jakie główny zainteresowany je uważał. Kto by chadzał takimi ścieżkami myślowymi, by bronowanie i rolnictwo dociągnąć do jakieś familijnego filmu sprzed dobrych 70 lat? Ale mogli obejrzeć. Pewnie, czemu nie. Nie, że by Janek jakoś przesadnie lubił takie filmy... ale z drugiej strony chyba zdecydowanie bardziej wolałby Młodej zapuścić takie Gwiezdne Wojny na przykład. O, to był kawał dobrego kina i akcji, i familijnego, i science fiction, i w ogóle... no dobre na wszystko. Wcale nie przemawiało przez niego to, że był po prostu fanem serii. Na pewno. Ojej, przytuliła się. Sprawa była prosta - to i Janusz tego chudzielca ramionami objął. Musiał się przy tym trochę schylić, ale kto by się tam w szczegóły takie zagłębiał. - E, drobiazg - parsknął tylko. Choć oboje wiedzieli, że ani taki drobiazg, ani e w szczególności. Gdy się Młoda odsunęła, to poczochrał ją po głowie jak niesfornego psiaka. - No, idziemy, idziemy. Może odwrócił się trochę za szybko, by nie było to podejrzane, dobra? |
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Sob Paź 02, 2021 8:43 pm | |
| Na chwilę obecną Lena nie była jeszcze w stanie pojąć sensu żartów Janusza, więc nie mogła też stwierdzić, czy są śmieszne, czy też nie, bo w większości przypadków ich nie rozumiała. Mimo że językiem polskim władała coraz lepiej, to wciąż wiele rzeczy było dla niej obcych i niezrozumiałych i trzeba było jej to tłumaczyć; Jeżeli zaś chodziło o oglądanie filmów… to zapewne niezależnie od tego, jakie gówno by Janek jej nie puścił, to by się tym zachwycała. No bo telewizja była czymś dla niej… niesamowitym. Babcia jej opowiadała, że jak była młoda, to chodziła do kina, oglądała filmy, ale na stare lata to babka miała demencję i Lena uważała te jej wszystkie opowiadania za zmyślone. Dopiero po przyjeździe do Warszawy okazało się, że duża część z tych rzeczy była prawdą. Najważniejsze jednak dla niej było to, że naprawdę istniało na świecie istniało miejsce bez jegrów, gdzie nie chodzi się głodnym. Nawet gdyby nie było filmów, kina, czy gier wideo (grała ostatnio na leciwym PS1 w platformówkę spod znaku Króla Lwa) to i tak więcej do szczęścia nie byłoby jej potrzebne. Przytuliła się, bo… czuła że tego potrzebowała. Chciała Januszowi podziękować za to wszystko, co dla niej zrobił. Nawet jeśli mówił, że to drobiazg, to Lena podświadomie czuła, że wcale tak nie było. Przecież mógł poprzestać na zostawieniu ją w tym ośrodku. Jednakże postanowił ją przyjąć pod swój dach, dać dom, o którym tak naprawdę mogłaby jedynie marzyć w swojej sytuacji. – Dla mnie ten drobiazg znaczy naprawdę wiele. – Uśmiechnęła się, jednocześnie wcale nie zwracając uwagi na to, że Janek nieco podejrzanie szybko się odwrócił. Już marzyła o tych schabowych, nie mogąc się ich doczekać. – Będzie kompot i mizeria? – zapytała, chcąc się upewnić. Co jak co, ale Matylda postawiła wysoką poprzeczkę jeżeli chodzi o schabowe. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pon Paź 18, 2021 9:38 am | |
| Jeśli chodziło o niezrozumienie żartów Janusza, to Lena mogła przybić sobie piątkę tak przynajmniej z połową ludzi, których Cichocki obrzucał swoim jakże to niewymownie niewybrednym poczuciem humoru. Przecież te jego żarty to były tak nieśmieszne czasem, że aż strach. Za takie coś to powinni do więzienia wsadzać za niszczenie patriosfery – przynajmniej! Janek – całkiem możliwe – że również potrzebował tego uścisku. Bo nie był generalnie za dobry, jeśli chodziło o wielkie słowa. Potrafił dużo mówić, dużo żartować, ale z reguły rzadko kiedy zawierało to konkrety. Człowiek czynu! Żadnych pustych słów i wielkich deklaracji, za to gesty świadczące w jego mniemaniu dużo-dużo więcej. - Dobra, dobra – machnął od niechcenia ręką i zupełnie przypadkiem potarł ślepia. Bo coś mu na pewno do nich wpadło!- Tak, będzie. I serniczek na deser. A później pójdziemy na zakupy, bo ja tam nie wiem, co dziewczynom do życia i szczęścia jest potrzebne. No nie wiedział. Z drugiej strony – skąd dzikie dziecko z Zony miałoby wiedzieć?
|
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Nie Paź 24, 2021 12:33 am | |
| Lena się jakoś specjalnie tym nie przejmowała, że nie rozumiała tych jego żartów. Pewnie przyjdzie z czasem… i zapewne będąc wychowywaną przez Janusza przyjdzie jej być tak samo zabawną jak on sam; I tam od razu wsadzać do więzienia za niszczenie patriosfery. Jeżeli te żarty mu pomagały, to właśnie ją w ten sposób budował, nawet jeśli dla większości ludzi były one zupełnie bez sensu. Aczkolwiek Cichocki mógł mieć pewność, że co najmniej dwie kobiety w jego życiu będą się śmiać z tych kiepskich kawałów: Lena i w przyszłości też Zapolska. W sumie to mogli sobie w tej kwestii przybić piątkę, jeżeli chodziło o wyrażanie uczuć. Język polski młodej był stosunkowo ograniczony i nie potrafiła jeszcze wyrażać jakiś uczuć wyższych. Ten uścisk chudych łapek na wielkim Januszu znaczył jednak naprawdę wiele. – O ja SERNIK! – To było jedno z pierwszych ciast, jakie Lena poznała. Oczywiście dzięki Jankowi, bo komu innemu. Na samą myśl zrobiła się głodna, czego potwierdzeniem było soczyste zaburczenie w brzuchu dziewczyny. – Mam własny pokój i łóżko, nie muszę się bać o jedzenie, czego mogę chcieć więcej? – zapytała całkiem serio. Potrzeby Leny były naprawdę ograniczone do zupełnego minimum. Nie musiała posiadać markowych ubrań, ani nawet ładnych. Janusz równie dobrze sam mógłby pójść na te zakupy, kupić jej coś „na oko” i dla niej byłoby dobrze. Jeżeli Janek chciał, by Lena wyglądała jak normalna nastolatka, to chyba powinien zatrudnić do tego Judytę.
W końcu dotarli do tego Zapiecka. Usiedli przy stoliku wskazanym przez kelnera i oboje dostali menu. Lena wzięła ją do ręki i zaczęła pod nosem czytać, składając literki niczym dziecko z przedszkola. Dla postronnych ludzi wydawać się to mogło komiczne, jednakże jeszcze parę miesięcy temu Lena była zupełną analfabetką i nawet podpisać się nie potrafiła, więc fakt, że była w stanie przeczytać te menu – wolno, bo wolno, ale jednak – to był spory sukces. – Janek, co to jest lemoniada? – zapytała całkiem serio. Brzmiało super smacznie, ale nigdy tego nie piła. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Paź 26, 2021 8:52 am | |
| - Nie wiem. Spinek w kucyki? – spytał całkowicie poważnie. – Skąd mam wiedzieć? Czy ja Ci wyglądam na szesnastolatkę? I zastanów się poważnie nad odpowiedzią, bo nie jest taka oczywista. Z pewnością potrzebowała… no, czegoś. Może ubrań? Może jakichś zeszytów, książek, długopisów? Spinek? Butów? Cholera wiedziała, Janusz tym bardziej nie miał pojęcia. Jak Judka była mała, to tylko łaziła, płakała i była wrzodem na dupie nastoletniego Janka, więc nie zwracał uwagi. A później to się z domu wyniósł i nie zwracał nadal uwagi – lecz już z innych powodów. Pomijając już fakt, że wypadałoby jakoś wypełnić te półki w pokoju, żeby nie były takie puste, czyste i sterylne jak cholera. Poza tym… który dzieciak nie chciałby wejść do sklepu z poleceniem „No ja nie wiem, weź co tam Ci się podoba”?
No i dotarli. Zapiecek, a jegrze, kusił szyldem z daleka. Warszawa była śliczna, słoneczna, aż żyć się chciało. Nawet dresiarze powyłazili z bram i sezonowo rozsiedli się na słonecznych ławkach w parku, by wygrzać czy opalić karczycha i łyse glace. - Woda z cytryną i cukrem. Kwaśne, ale słodkie – odparł, bez żartów o zgrozo, bo sam się zastanawiał, co by tu zjeść. No bo… że znowu schabowy? Znaczy, wiadomo, najlepsze jedzenie na świecie, ale może by tak jakąś odmianę, może jakąś polędwiczkę… - Czekaj, ile Ty masz lat, bo nie pamiętam? – to było zupełnie poważne pytanie.
|
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pią Sty 21, 2022 12:17 am | |
| Spinki w kucyki dla Leny brzmiały trochę surrealistycznie. Nie dlatego, że nie pasowały one nie pasowały do osobowości dziewczyny, a faktem, że ta nie wiedziała czym po prostu są te spinki w kucyki. Janusz chyba wciąż zbyt wiele wymagał w kwestii umiejętności językowych Leny i tego, jak bardzo rozumiała to, co się do niej mówi. – A skąd ja mam wiedzieć, co chcą szesnastolatki w Polsce? U mnie w wiosce to bym po ślubie była i das Kinder miała. – Wzruszyła ramionami, mówiąc zupełnie serio. Dziewczyny szybko były wydawane za mąż, bo po co taka miała w domu być i pasożytować na rodzicach? Lena naprawdę nie potrzebowała wiele do szczęścia. Sam fakt, że będzie mieć dach nad głową i dostęp do jedzenia, bez obaw, że przyjdzie jej głodować było wystarczające. Janusz równie dobrze mógłby jej oddać swoje dresy i byłaby zadowolona.
Dotarli w końcu do Zapiecka. Pogoda była naprawdę bardzo ładna, to trzeba było przyznać i Lena z ciekawością rozglądała się po mieście. Gdzieś się w jej oczy rzuciły Pałace Kultury, o których się uczyła na zajęciach resocjalizacyjnych. Ciekawe, czy by mogła kiedyś tam pójść na wycieczkę? – Brzmi dobrze. Chcę lemoniadę do picia – powiedziała, by następnie pójść do sekcji „dania główne”, by następnie znowu zacząć czytać jak sześciolatka te menu. Mieli jednak sporo czasu, nigdzie im się nie śpieszyło, a takie ćwiczenie czytania było naprawdę ważne! – Pieczeń wieprzowa ze… śli...śliwką w sosie? – podniosła wzrok na Janka. – Jadłeś kiedyś coś takiego? – Znajomość polskiej kuchni Leny ograniczała się do schabowego, pierogów, rosołu, pomidorowej po rosole. Takich wykwintnych dań to ona nigdy jeszcze nie jadła. – I co to są te kluski? – zapytała. Jedyne ziemniaki jakie znała to te tłuczone do schaboszczaka. – Szesnaście, czemu pytasz? – Spojrzała na Janka z ciekawości. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Pią Sty 21, 2022 10:23 am | |
| Janusz nie wymagał na dobrą sprawę niczego – on po prostu kompletnie zapominał (albo ignorował) ten drobny mankament, że Lena nie do końca rozumiała, co się w tej całej Polsce odkurwia. Traktował ją dokładnie tak, jak przypuszczalnie traktowałby, gdyby wychowała się z dala od jegrów. On po prostu gadał, rzucał frazami, czasem używał odniesień kulturowych. Z całą pewnością nie robił tego w złej wierze. Już pomijając fakt, jak bardzo ta jego gadatliwość bywała pomocna w pewnych kwestiach. - Bo jesteś szesnastolatką w Polsce – odparł rezolutnie. – Dobra. Poproszę Judkę może, żeby Cię zabrała na jakieś babskie zakupy. - I uwaga, Janusz nagle zrobił groźną minę, jedną dłoń założył na biodro a drugą zawinął na moment w pięść, żeby zaraz wycelować groźny wskazujący paluch prosto w Lenę. I patrzył na nią z góry. – Ja Ci dam zaraz das Kinder i śluby. Szkołę najpierw skończyć. I to jest moment, w którym Janusz uświadomił sobie, jak przejebane będzie miał ewentualnie potencjalny narzeczony Młodej. Jak mu stanie taki dwumetrowy Janusz, szeroki, wydziarany, z mordą dresiarza gotowego kopnąć kogoś w mordę bez większego powodu… Pojebana akcja.
Dotarli, usiedli przy stoliku i bal mógł się zacząć. Pokiwał głowa, rejestrując tę lemoniadę. Dobra. A później Lenka zabiła go pytaniem, czy czegoś nie jadł. Janusz uniósł głowę znad karty. - Młoda, jadłem wszystko włącznie z mchem na Planie obok – odparł z rozbawieniem. No, sama prawda w gruncie rzeczy. Mało było rzeczy, których Janusz jeszcze nie spróbował, w regionalnej kuchni takie rzeczy nie istniały nawet, a i żarcie w Zonie czasem się kończyło… o zgrozo. – Spróbuj. Jak Ci nie będzie smakować, to ja zjem, a ty sobie weźmiesz coś innego.- Typowy stary – co dojada resztki. – Kluski to takie ugotowane ziemniaki z mąką i jajkiem. Też możesz wziąć, też dojem najwyżej. – Patrzył wciąż na kartę. – O, to możesz w świetle prawa pić piwo. Od lat nie przybyło nowych Cichockich, więc taka okazja to nie byle okazja.
|
|
| Lena Cichocka
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Wto Maj 17, 2022 1:11 am | |
| Ilość bodźców, które Lena miała w związku z przeprowadzką do Polski… była ogromna. Nie była przyzwyczajona do takiej ilości ludzi, to tych wszystkich dziwnych urządzeń, do rozmawiania na co dzień z drugim człowiekiem. I jak z Jankiem przychodziło jej to łatwiej, to nim się otworzyła na ludzi z ośrodka to trochę minęło. Była jednak tym przypadkiem, który dobrze reagował na terapię i robiła całkiem niezłe postępy w porównaniu do średniej. Jeszcze wiele było przed nią, jednakże przyszłość wydawała się być całkiem dobra, biorąc pod uwagę, że przyjdzie ku niej kroczyć koło Janka! – Nie znam żadnej normalnej szesnastolatki z Polski – odparła zupełnie serio. Przez „normalną” miała na myśli taką, która się tutaj wychowała i urodziła, a nie była człowiekiem przyniesionym z dziczy takim jak ona. Skąd miała wiedzieć lubią, skoro z Jolką z grupy zajęciowej się nie mogły nadziwić rzeczami, które większość ludzi zapewne ma za normalne. – Babskie zakupy? – Spojrzała na Janka pytająco. Rozumiała każde słowo pojedynczo, jednakże połączone ze sobą nie robiły większego sensu. Znaczy chyba się domyślała, ale nie była do końca pewna. – Ile polskie dziewczyny mają lat jak biorą ślub? – zapytała zupełnie poważnie. To zapewne była kolejna „kulturowa” różnica pomiędzy Polską, a ziemiami, nad którymi Czarni mieli kontrolę. – Po szkole chcę do wojska. By bić jegry – odpowiedziała, spoglądając na Cichockiego z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Wciąż miała w pamięci widok swojej wioski… i miała nadzieję, że jej rodzina żyła i że uda się ich odbić spod władzy Czarnych. Że przyjadą do Polski i będą wolni. Tak jak ona. – Mech lepszy do izolowania od ziemi niż do jedzenia – odpowiedziała, kompletnie nie łapiąc, że Janusz to mówi bardziej w żartach. I się znawczyni znalazła… zapewne, gdyby do uszu postronnych osób doleciała ich rozmowa to wzięliby ich za niespełna rozumnych. – Hm, to chcę tego pieczeń i kluski. – Mało prawdopodobne było to, żeby Lena narzekała na jedzenie. Co ja co, ale po latach głodowania w Zonie, możliwość zapełnienia brzucha była dla niej zbawienna i doceniała tę możliwość. Smak był dla niej czymś zupełnie… drugorzędnym. – To alkohol? – zapytała. – Jak byłam mała… to ja miałam chorobę, babcia mi dała taki mocny coś niby słodki, ale też gorzku… rozgrzewało. – Biorąc pod uwagi warunki, w których Lena żyła, to zapewne był to jakaś nalewka na domowym bimberku. |
|
| Janusz Cichocki
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe Sro Lip 20, 2022 8:46 pm | |
| Mała Lena dopiero się uczyła życia w Polsce - wiele rzeczy, które przecież były tak oczywiste dla jej rówieśników, mogły sprawiać jej pewien problem. I tak uczyła się szybko, nie doznała paraliżującego szoku kulturowego, nie uznała samej siebie za wariatkę, której to wszystko się najwyżej śni. Co najważniejsze - nie próbowała również uciekać. Wielu znalezieńców nie chciało wierzyć, że istnieje inny świat niż pod jarzmem Czarnych, w ich mózgach rosło nieodparte przekonanie, że to tak naprawdę test Panów i jeśli nie zachowają się właściwie, czekać ich będzie bardzo sroga kara. Więc uciekali na przełaj na zachód, byle dostać się z powrotem tam skąd przyszli. Lena uwierzyła w prawdziwość tego, co stanęło jej przed oczami. Przypadek zwabił w jej sidła akurat Janusza - spośród wszystkich żołnierzy czy geografów. Właśnie ten dzban tak nonszalancko władował się z buciorami i postanowił, że - czemu nie - on to może przygarnąć to dzikie dziewuszysko. - A, no tak - skwitował najpierw, a później musiał pokusić się o wyjaśnienie, czym są te przesławne babskie zakupy. - No że idzie baba, albo baby w stadzie, do sklepów i kupują ubrania, serwetki, kosmetyki, cały ten pierdolnik. I tak łażą bez końca po tym sklepie przez cały dzień i często biorą swoich mężów czy tam kogoś, jakiegoś faceta w każdym razie, żebym im te toboły nosić, bo one to przecież muszą mieć wolne ręce, żeby jeszcze więcej rzeczy oglądać, dotknąć i kupić. - Aż mu się odechciało na samą myśl. Janusz idealnie odkładał pieniądze, miał za to spory problem z ich wydawaniem. Uposażenie przeciętnego geografa było jednak dosyć wysokie, biorąc pod uwagę ryzyko z jakim wiązała się ich praca. A jak on kupował parę butów na trzy lata, aż się rozleciały, i kapotę raz na lat pięć? - A bo ja wiem? Różnie. Ale po osiemnastce. Jeśli idzie taka na studia czy do wojska, to często później. - Ot, wyjaśnił. Z drugiej strony pod rządami Czarnych każda kobieta, która już była do tego zdolna, powinna rodzić dzieci, aby napędzać tanią siłę roboczą. Przecież mali niewolnicy też musieli skądś się brać, tak? - No i dobrze, trzeba ich napierdalać ino raz. Już ci dobrze szło bez szkolenia, jak dadzą ci broń to sama pójdziesz na Gehennę.- Niby rzucił to żartem, ale z drugiej strony... naprawdę dobrze sobie radziła tylko ze znalezioną bronią. Bez szkolenia, bez mądrych głów dowódców, którzy wpajaliby jej strategię czy taktyki, bez magii i bez narzędzi. - Ale to potrzebujesz trochę więcej dobrych wspomnień. Wtedy graf ledwo ci w uszko poszeptał i to mimochodem, bo miał kogoś innego na celowniku. - Ale wtedy przyszła kelnerka, Janek szybko rzucił, co chcą zamówić i dowalił do tego jeszcze dwa piwa. A jak. Niech się Młoda uczy, przecież każde z Cichockich słynęło z nienormalnej odporności na zgubny wpływ alkoholu. Trenowali to od lat dziecięcych, wypili to z mlekiem matki. Lena musiała solidnie nadrobić. - No, alkohol. Dawali wam tam bimber pędzić z tych ziemniaków? A skąd drożdże? Cukier? Aż się zdziwił, jebaniutki. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Weekend u Janka i schabowe | |
| |
|
| |
| |