Wpadł do magazynu broni jak torpeda. Przepchnął się przez żołnierzy tłoczących się przed nim, grzecznie się przedstawił i wparował do środka. Złapał za karabin, złapał parę granatów - tak po chuj w sumie - i jeszcze złapał biednego amunicyjnego, żeby mu łaskawie zechciał trochę amunicji dać.
No i dał.
Cichocki wprawdzie stracił kilka minut, ale dzięki temu zyskał trochę osprzętu.
Bo amunicję, beryla, cztery granaty i mieczydło, żeby w razie potrzeby napierdalać wręcz. Chociaż naprawdę kurewnie tego nie lubił.
Przez dwie sekundy wahał się nad karabinem wyborowym, ale uznał, że to chuj. Nie było czasu czasu na zabawy w snajpera. Tu trzeba było szybko i do przodu.
zt